poniedziałek, 18 września 2017

Z sądu, czyli z życia

Jak wspominałam wiosną, matka wytoczyła mi sprawę w sądzie o kontakty z moim synkiem. Właśnie zapadł wyrok w pierwszej instancji. Sąd oddalił wniosek matki o kontakty. Wielka ulga. Choć nasz prawnik od początku twierdził, że sprawa jest na 99% wygrana, byliśmy w nerwach. Matka na pewno wniesie apelację, choć ma nikłe szanse, by coś na niej zyskać i pewnie to wie. Ale gdyby ona myślała racjonalnie i była normalnym człowiekiem, całej tej sprawy nigdy by nie było. Kiedy wyrok się uprawomocni, napiszę dłuższy post o spotkaniu z narcyzą w sądzie - czego się spodziewać, jak wyglądają takie sprawy, jakie dowody trzeba przedstawić, o co pyta sąd itd. Na razie nie mogę ujawniać szczegółów.

Jeśli Twoja matka to narcyza typu złośliwego (malignant narcissm), prawie na pewno będzie Cię ciągać po sądach. Po narcystycznej matce można się spodziewać spraw sądowych o (wymieniam własne oraz Czytelniczek): spadek, podział majątku, alimenty, kontakty z wnukami, rzekome jej zniesławienie, pobicie, znęcanie się nad dziećmi i nad nią, ubezwłasnowolnienie Cię, pozbawienie Cię prawa do wykonywania zawodu, itd. itp.  Jedna z moich Czytelniczek miała także sprawę o bezumowne korzystanie z rzeczy, które jej podarowała matka kilka lat wcześniej. Oraz o zapłatę za przechowywanie u matki rzeczy jej dzieci, typu piłka czy sweter. Inwencja narcystycznej matki, która pragnie zemsty, nie zna granic. Mam nadzieję, że moje doświadczenia (i Czytelniczek) pomogą się w tym odnaleźć.

Dziękuję za trzymanie kciuków.

środa, 13 września 2017

Narcyza hipochondryczka, część 2.

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. I pod innymi postami. Każda uwaga jest niezwykle cenna - w ten sposób wspieramy się nawzajem.

Narcystyczna matka, nawet jak naprawdę choruje, nie chce się realnie wyleczyć. Często robi wszystko, by być coraz bardziej chora, bo to zapewnia jej Twoją służbę i zwalnia z samodzielności. Do tego jeszcze matka Ciebie obwinia o to, że tak źle się czuje i Tobie każe znaleźć cudowny sposób na jej wyleczenie. Odrzuca zalecenia lekarzy, bo "musi być lepszy sposób", a ten sposób oczywiście masz znaleźć Ty. Jak nie znajdziesz, jesteś winna. W ten sposób narcyza załatwia sobie kilka spraw: uwagę, władzę, wpędzanie córki w poczucie winy i składanie na innych odpowiedzialności za siebie. Narcyza hipochondryczka często nadużywa leków (albo ich wcale nie bierze, kiedy powinna), ignoruje zalecenia lekarskie albo nawet postępuje dokładnie odwrotnie niż zalecają jej lekarze - np. objada się, kiedy choruje na cukrzycę. Albo pije alkohol, kiedy choruje na wątrobę. Podejmuje wiele ryzykownych działań i prowokuje sytuacje, w których może odnieść drobne urazy. Kiedy przydarzy się jej jakiś wypadek, bardzo długo dochodzi do siebie - chociaż lekarze twierdzą, że jest zdrowa, ona wciąż skarży się na bóle, ograniczoną sprawność, drętwienie kończyn, itd. Odrzuca przy tym wszelkie sensowne sposoby leczenia, które mogłyby jej przywrócić formę. Odmawia, albo w ogóle się nie przykłada do rehabilitacji, biadoląc i oczekując, że otoczenie będzie ją cały czas traktować jak niepełnosprawną.

Moja matka miała kiedyś wypadek, w którym uszkodziła sobie kolano. Lekarze ją poskładali, ale ostrzegli, że pełną sprawność może przywrócić tylko operacja, wyznaczyli termin. Zlecili rehabilitację. Oczywiście, matka nie poszła na operację, a na rehabilitację poszła tylko po to, by dręczyć fizjoterapeutów narzekaniem. Nie wykonywała zaleconych ćwiczeń w domu. Przestała prowadzić samochód (i do śmierci ojca, kilka lat później, już nie wsiadła za kierownicę), kazała sobie podawać jedzenie i ubierać się, jakby była sparaliżowana. Siedziała w fotelu z nogą na podnóżku, całymi dniami. Ten stan trwał okrągły rok. Mój ojciec nawet buty jej wiązał i wszystkie te przywileje bezradnej, niepełnosprawnej osoby, zachowała także po wyzdrowieniu. A przecież była ogólnie zdrową, szczupłą, wysportowaną 60-latką. Wielokrotnie proponowałam, że sfinansuję jej operację w prywatnym szpitalu razem z rehabilitacją w sanatorium. Odmówiła. Było jej wygodnie. "Wyzdrowiała" dopiero jak zaczęła tyć wskutek bezczynności - jak już wspominałam, bycie szczupłą było jej obsesją.

Narcyza hipochondryczka wymusza posłuszeństwo na swojej córce poprzez szantażowanie jej swoją chorobą i groźbą śmierci. Jeśli córka chce podjąć decyzję, która nie podoba się narcyzie, hipochondryczka natychmiast zaczyna "chorować". Np. córka chce wyjechać do innego miasta albo przyjąć nową pracę, a to zagrożenie, że będzie miała mniej czasu na wizyty u matki i służenie jej. Albo chce wyjść za mąż lub spędzać więcej czasu ze swoją rodziną - narcystyczna matka nie może znieść, że nie będzie już na pierwszym miejscu. Kiedy tylko córka o tym wspomni, matka dostaje nagłego pogorszenia, wydzwania całymi dniami, płacząc do telefonu i wzywa ją w środku nocy, robiąc dramatyczną scenę. Przekonuje córkę, że absolutnie nie da sobie rady bez niej. Szantażuje ją swoją nieuchronną śmiercią, gdy córka ją "opuści". Jest niestety wiele kobiet, które nigdy nie wyszły za mąż, na nawiązały przyjaźni, nie zrealizowały swoich talentów w wymarzonej pracy i utkwiły w miejscowości urodzenia, bo bały się "porzucić" bardzo "schorowaną" matkę. Kilka typowych wypowiedzi narcyzy hipochondryczki, obliczonych na wywołanie poczucia winy:
Tylko ty mi zostałaś.
Jestem taka samotna.
Mogę tutaj umrzeć i nikogo go nie obejdzie.
Poświęciłam całe życie dla ciebie, a ty chcesz, żebym umarła.
Jesteś bez serca dla starej, schorowanej matki. 

Jeszcze jedną funkcją "choroby" narcystycznej matki jest karanie córki za nieposłuszeństwo. Jeśli jednak zrobiłaś to, czego nie akceptowała narcyza, możesz spodziewać się, że "pogorszeniu zdrowia" matki będzie towarzyszyło obwinianie Ciebie i składanie na Ciebie odpowiedzialności za wszystko, co złe. Pamiętaj, że nawet jeśli matka zachorowała na prawdziwa chorobę czy miała prawdziwy wypadek, sytuacje takie nie mają nic wspólnego z Twoimi wyborami i to nie Ty jesteś za nie odpowiedzialna. Charakterystyczne dla narcystycznych matek jest także to, że obwiniają córki o całkowicie losowe wydarzenia niezależne od nikogo. Kiedy narcyzie przytrafi się jakieś nieszczęście, ktoś musi być mu winien i ktoś musi być za nie ukarany. Najczęściej Ty, jej córka. Mnie matka karała za to, że jej umarł mąż. Moja "wina" polegała na tym, że mój mąż żył, a jej nie. Typowe obwiniające wypowiedzi narcyzy:
Zobacz, do czego mnie doprowadziłaś!
Skróciłaś mi życie.
Nie mam już po co żyć.
To przez Ciebie złamałam nogę, bo nie przyjeżdżasz i sama musiałam wejść na strych.
Ojciec umarł przez Ciebie. Pękło mu serce, że już nie odwiedzasz starych rodziców. 

Czasem narcyza-hipochondryczka jest faktycznie samotna i opuszczona przez wszystkich innych. Stało się tak jednak wskutek jej własnych wyborów: otoczenie, znużone jej manipulacjami i niekończącymi się żądaniami, starannie jej unika. Przyjaciół straciła na własne życzenie, a rodzina nie odbiera już jej telefonów. Ale nie Ty jesteś odpowiedzialna za ten stan rzeczy i nie Ty musisz naprawiać konsekwencje wyborów matki. Starość to czas, kiedy narcyza zbiera to, co zasiała. Nie znaczy to wcale, że odda się jakiejś refleksji na ten temat, o nie. Będzie obwiniała o wszystko otoczenie: niewdzięczne dzieci, okrutni krewni, zdradzieccy przyjaciele. Przy tym często taka narcyza z rozmysłem unika wszelkich okazji do zdobycia nowych znajomości, przyjaciół, nawiązania bliższych kontaktów z innymi członkami rodziny. Chociaż najczęściej ma możliwości, np. może uprawiać działkę czy uczęszczać na uniwersytet trzeciego wieku, robi wszystko, by "opuszczona i nieszczęśliwa" samotnie siedzieć w domu. Często jest "zbyt chora", żeby wyjść z domu, tamten się je nie podoba, ten ją denerwuje, a dzieci Twojej kuzynki są zbyt hałaśliwe. Wszystko po to, by uwiesić się na Tobie, epatując swoim "nieszczęściem" i postawić Cię w trudnej psychologicznie sytuacji, gdy jesteś faktycznie ostatnią osobą, która jej została. Ale pamiętaj - nie Ty za to ponosisz odpowiedzialność, to decyzja matki, by być samą, więc niech teraz stawi czoła konsekwencjom swoich wyborów. Jeśli zaś Twoja matka jest naprawdę niedołężna/umierająca, polecam Ci ten post. Narcyza hipochondryczka uwielbia być nieszczęśliwa nie tylko na tle zdrowotnym. Często płacze, wspomina, że jej życie się skończyło, wszystko jest beznadziejne i już czeka tylko na śmierć. Jeśli próbujesz ją pocieszyć, rozweselić, zająć czymś i wyciągnąć z domu, jesteś skazana na niepowodzenie. Narcyza prowadzi perfidną grę, którą psychologowie nazywają Tak, ale. Cokolwiek zaproponujesz, odrzuci to. Np:
Może pojedziemy do cioci Halinki, mamo? Tak, ale ona okropnie gotuje.
Mamo, może pójdziemy do kina? Tak, ale niczego dobrego nie grają.
Mamo, pojedź z nami na wycieczkę. Tak, ale nie mam odpowiednich butów. 

Cokolwiek robisz, jakiekolwiek warunki spełnisz, jej pocieszenie nigdy nie następuje. Ona nie chce pocieszenia, bo szczęśliwa nie będzie tak bardzo "potrzebowała" Ciebie. Bycie umęczoną cierpiętnicą jest najlepszym środkiem sprawowania kontroli nad córką. A Ty czujesz się winna, że nie potrafisz jej pomóc. To właśnie jest jej celem. Oczywiście, czasem ludzie chorują na depresję. Jak odróżnić prawdziwą depresję u matki od szantażu emocjonalnego? Szantaż emocjonalny zwykle wiąże się z żądaniem czegoś dla siebie ze strony narcyzy, jako warunku ustąpienia depresji. Na przykład ona chce, byś przychodziła do niej z rodziną w każdą niedzielę, a wtedy na pewno się jej poprawi. To pułapka. Jak zaczniesz przychodzić w niedzielę, wcale się jej nie poprawi lub tylko na chwilę, a potem sformułuje nowe żądania pod Twoim adresem. Osoba w prawdziwej depresji nie będzie miała ani żądań, ani nawet energii do walki o swoje interesy. Dodatkowo, osoba w prawdziwej depresji da się zaprowadzić do lekarza i będzie przyjmowała jego zalecenia - narcyza szantażująca Cię swoją "depresją" nie przyjmie żadnej pomocy, która nie będzie bezwarunkowym spełnieniem jej wszystkich żądań.

Moja babka od strony matki była narcyzą hipochondryczką. Odkąd pamiętam, była "umierająca". Dobre 40 lat. Od niepamiętnych czasów narzekała, że tu ją boli, tam ją strzyka, a tabuny lekarzy, których odwiedzała, rzekomo wieszczyło jej rychły zgon, już dziesięciolecia temu. Wynajdywała sobie wciąż nowe choroby i wymyślała wciąż nowe dolegliwości. Cierpiała też na prawdziwe choroby, ale żadna z nich jej nie pokonała. Mimo otyłości, cukrzycy i nadciśnienia, babka przeżyła (będąc, przez znakomitą większość swego życia, w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej) prawie 90 lat, zmarła na raka. Wszystko musiało się zawsze kręcić wokół niej, jej nieszczęść i problemów ze zdrowiem. Miała zwyczaj stawiania córek (mojej matki i jej siostry) w sytuacji, w której zawsze były winne jej chorobom i nieszczęściom. Musiały się czuć wyrodnymi, złymi córkami, które nie dbają o schorowaną matkę. Typowa drama babki wyglądała mniej więcej tak: kiedy któraś córka pojawiała się u matki w niedzielę, ta informowała ją, że w poniedziałek (tuż po jej poprzedniej wizycie) doznała zapaści, zabrało ją pogotowie, mało nie umarła, a potem miała szereg bolesnych zabiegów, była taka samotna i cierpiąca. W sobotę oczywiście ją wypisali, sama musiała wspiąć się na piąte piętro, choć mdlała z bólu. Oczywiście, córki kupiły babce telefon, żeby mogła się z nimi kontaktować, ale ona z niego nigdy nie korzystała, znajdując tysiąc wytłumaczeń. Te żałosne kłamstwa miały na celu wyłącznie przyciągnąć do niej współczucie córek i wpędzić je w poczucie winy. Po takiej przemowie babka zwykle formułowała jakieś żądania, które córka, pełna wyrzutów sumienia, natychmiast spełniała. Ewentualnie odbywał się seans użalania się wszystkich nad nią, pośrodku którego siedziała, jak pączek w maśle, uśmiechnięta i usatysfakcjonowana. Oczywiście, w gruncie rzeczy wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że babka kłamie jak najęta, ale i tak córki czuły się winne, nie potrafiły się z nią skonfrontować. Mój ojciec zgrzytał zębami, ale zawsze posłusznie spełniał wszelkie wymagania swojej teściowej (tak samo zresztą jak żony). Sama szybko się zorientowałam, że to oszustka i przestałam od niej odbierać telefony.  Zwłaszcza, że babka okazywała mi zawsze zerowe zainteresowanie (pod koniec życia z rozbrajającą szczerością wyznała, że nie wie, ile mam lat i jak mają na imię moje dzieci). Ze szczególnym upodobaniem babka dręczyła moją ciotkę, siostrę mojej matki, która od lat mieszka zagranicą. Kobieta przez 30 lat była na każde zawołanie babki, spędzając każdy urlop w Polsce (a trudno taki urlop nazwać wypoczynkiem), kupując jej domowe sprzęty, załatwiając wizyty, wręczając pieniądze na leki, które babka później przepuszczała na słodycze, których zabraniali jej lekarze albo dawała księdzu na tacę. Ciotka do tego stopnia czuła się odpowiedzialna za babkę, że kiedy przyjeżdżała z zagranicy sprzątała u niej, robiła jej zakupy, gotowała jej coś zdrowego do jedzenia, a i tak zawsze słyszała, że jest niewdzięczną córką, która nie dba o matkę. Postępowanie babki było tym bardziej podłe, że kiedy jej córka, a moja ciotka, miała 20 lat, babka wysłała ją zagranicę samą, w nieznane, do ciężkiej fizycznej pracy, po to, by się tam urządziła i ściągnęła matkę do siebie na wygodne życie. Ciotka wyjechała, jakoś sobie poradziła (choć zapłaciła za to sporą cenę), ale jędzowatej matki nie chciała do siebie brać. Babka więc mściła się na niej, wciąż wpędzając ją w poczucie winy. To jak babka udręczyła je obie, moją matkę i ciotkę przed swoją śmiercią, dokładnie opisuje w drugiej części tego postu.

Jak sobie radzić z narcyzą hipochondryczką?

Po pierwsze, nie próbuj matki leczyć. Nie Ty jesteś odpowiedzialna za jej wyzdrowienie. Możesz ewentualnie zdobyć dla niej telefon do lekarza, ale nie dzwoń i nie umawiaj jej - niech zrobi to sama. Kiedy się umówi i prosi, byś ją zawiozła, zrób to, ale tylko raz. Jeśli wciąż przekłada wizytę, odwołuje, źle się czuje w dniu wizyty, nie woź jej. Daj jej pieniądze na taksówkę (i poproś o rachunek)  - prawdopodobnie nie będzie chciała skorzystać, bo ona chce, byś to Ty wokół niej skakała. Możesz bowiem być pewna, że nie chodzi jej o to, by pójść do lekarza i się wyleczyć. Jej chodzi o to, żebyś się nią zajmowała. Szukała dojść do lekarzy, umawiała ją, przekonywała ją, żeby poszła, zawiozła ją do lekarza, pilnowała, czy bierze leki, zjada obiady, itd., itp. Nie będzie niczego robiła, by zmienić tę sytuację, bo ona jej po prostu odpowiada. A skoro nie chce współpracować, to pozostaw ją swojemu losowi. Postaw sprawę jasno: jeśli nie pójdzie do lekarza w sprawie tych konkretnych dolegliwości, nie będziesz więcej z nią o tym rozmawiać. Przykładowa rozmowa:
Matka (dzwoni) - Źle się czuję, mam mroczki przed oczami, przyjedź szybko.
Ty - Czy wezwać pogotowie, mamo?
Matka - Nie, przyjedź, pomożesz mi.
Ty - Czy wezwać pogotowie?
Matka - Po co pogotowie, potrzebuję twojej pomocy!
Ty - Jeśli nie wzywać pogotowia, to znaczy, że nie czujesz się aż tak źle. Zadzwonię wieczorem. I nie odbieraj od niej więcej telefonów aż do wieczora. Nie dzwoń do niej częściej niż raz dziennie (początkowo), później raz na tydzień czy miesiąc. Nie bądź dyspozycyjna.

Porozmawiaj z jej lekarzem o jej chorobach. Poproś o konkretne wskazówki, na co masz zwracać uwagę, co powinno Cię zaniepokoić i skłonić do szukania pomocy lekarskiej. Pozostałe objawy, zgłaszane przez matkę, ignoruj. Nie rób za nią rzeczy, którą jest fizycznie zdolna zrobić. Jeśli odmawia pójścia pod prysznic, niech trzyma się z dala od Ciebie, póki się nie umyje. Mów jej wprost, że nie akceptujesz brudu. Jeśli nie ścieli swego łóżka, nie rób tego za nią, ignoruj ją, póki tego nie zrobi. Jeśli odmawia jedzenia, zabierz jej talerz bez komentarza i nie dawaj jej niczego innego do pory następnego posiłku. Nie angażuj się emocjonalnie ani fizycznie. Twoje współczucie, a nawet frustracja i złość to jej paliwo. Wszelka Twoja uwaga, także negatywna, to zasilanie dla jej narcyzmu.

Zaproponuj wizytę u psychiatry. Jeśli odmówi, ignoruj jej skargi. Odpowiadaj na jej narzekania możliwie najbardziej obojętnym tonem: tak, uhm, słyszę cię, zrozumiałam, ale niczego nie proponuj jako rozwiązanie, nie użalaj się nad nią, nie wyrażaj współczucia,  nie pocieszaj. Milcz, niech się wygada, a potem zmień temat na bardziej konkretny, ucinając to. Np. (Matka) Tak okropnie się dziś czuję, nogi mnie potwornie bolą. Ty (obojętnie). Rozumiem. Podgrzeję Ci zupę, mamo. Wychodzisz do kuchni. Ona Zrób coś, jak tak cierpię. Ty (obojętnym tonem). Skonsultuj to z lekarzem, mamo. I tak jak zdarta płyta. To nie Twoja odpowiedzialność. W ostateczności, jeśli ona wciąż narzeka, ale odmawia wizyty u lekarza, wyznacz jej ostateczny termin. Jeśli nie pójdzie, nie odwiedzaj jej i nie rozmawiaj z nią. Raz na jakiś czas odbierz od niej telefon zaczynając od pytania, czy była u lekarza. Jeśli nie, powiedz, żeby zadzwoniła po wizycie i rozłącz się.

Może kochasz swoją matkę i chcesz jej pomóc. Rozważ jednak uczciwie, czy ulegając jej kaprysom i biegnąc na każde zawołanie, faktycznie jej pomagasz? Nie, utrwalasz jedynie stan kalectwa, kiedy zwala na Ciebie wyłączną odpowiedzialność za swoje życie i swoje samopoczucie. Wzmacniasz jej autodestrukcyjne zachowanie, bo przecież się nie leczy, zadowalając się zajmowaniem pierwszego miejsca w Twoim życiu. Wskutek Twojej uległości jej zdrowie się pogarsza, nie poprawia. Pamiętaj, że ona nie chodzi do lekarzy czy znachorów by się leczyć, nie czyta o chorobach, by się z nich wydobyć. Jej celem nie jest wyzdrowienie czy poprawienie swojego samopoczucia, a jedynie sprawne utrzymywanie Cie w stanie podległości. Nie możesz wyleczyć kogoś, kto wyleczyć się nie chce.

Jest wiecznie nieszczęśliwa? Ale czy Ty jesteś odpowiedzialna za to, by była szczęśliwa? Czy spodziewasz się po niej, że będzie robiła wszystko, żebyś Ty była szczęśliwa? Nie, bo wiesz, że jesteś dorosłą osobą i nie spodziewasz się, że inni będą zaspokajali wszystkie Twoje potrzeby. Ona także jest dorosłą osobą. I jeśli wybrała być nieszczęśliwą i schorowaną, to jej wybór i niech ona ponosi jego wszystkie konsekwencje. Jeśli narzeka, wysłuchaj, ale reaguj bez emocji. Tak, uhm, rozumiem i zmieniaj temat, albo powiedz, że musisz kończyć i rozłącz się. Wiem, matka Cię przez lata tresowała, byś natychmiast przejmowała inicjatywę i próbowała coś zrobić, zaproponować, ale weź głęboki oddech i powstrzymaj się.

Jeśli zdecydujesz się na Zero Kontaktu z narcyzą hipochondryczką, musisz liczyć się, że nastąpi gwałtowny "atak choroby". Oraz wyjątkowo paskudna i nasilona kampania oszczerstw. Matka powie komu zdoła, jak okropna, niewdzięczna i okrutna z Ciebie córka, która zostawia schorowaną matkę na pewną śmierć. Staw temu czoła z odwagą. Najlepiej, jeśli zmienisz numer telefonu. Ludzi z rodziny, którzy bezkrytycznie uwierzyli w jej wersję, musisz uznać za straconych. Ale masz tylko taki wybór: albo zniesiesz jej oskarżenia i potępienie niektórych raz, właśnie teraz, albo do końca jej życia będziesz tańczyła jak Ci zagra, szantażując Cię swoimi chorobami. Im będzie starsza, tym chorób będzie przybywać, a jej złośliwość i roszczeniowość rosnąć. Narcyzy stają się z wiekiem coraz gorsze. I coraz trudniej będzie Ci się z tego wyplątać.

Masz jakieś jeszcze sposoby na narcystyczną hipochondryczkę albo inne spostrzeżenia? Podziel się z nami, proszę w komentarzu.


niedziela, 3 września 2017

Narcyza hipochondryczka, część 1.

Narcystyczne matki, w swej chęci sprawowania kontroli nad potomstwem, korzystają zwykle z uwarunkowań kulturowych danego kraju. Polska jest krajem mocno katolickim i dlatego bardzo dużo u nas religijnych narcyz. Jest również krajem, w którym dzieci, także dorosłe, są ściśle związane z rodzicami i mają poczucie zobowiązania wobec nich. To wykorzystują pochłaniające narcystyczne matki, o których wkrótce napiszę na konkretnym przykładzie. Polska jest także krajem, gdzie patriarchalna kultura stawia kobiety w roli służebniczek rodziny, co sprzyja narcyzie-cierpiętnicy, która czyni poświęcenie dla rodziny swoim orężem w jej kontrolowaniu. Wreszcie, jako że każdy Polak zna się na medycynie, a omawianie swoich chorób należy do normalnego toku rozmowy, chyba najliczniejsza grupa narcystycznych matek w Polsce to hipochondryczki.

Jest to kobieta, która cierpi na urojone kłopoty zdrowotne po to, by przyciągać do siebie uwagę córki i wpędzać ją w poczucie winy. By wzbudzać  w niej nadmierną litość i wyłudzać od niej (i innych członków rodziny) nienależne sobie świadczenia. Lub zmuszać ją do posłuszeństwa.

Narcyza taka jest wiecznie ciężko chora i bardzo cierpiąca, przy czym często trudno stwierdzić, co dokładnie jej dolega. Skarży się na liczne dolegliwości, które trudno obiektywnie sprawdzić. Jest "obolała" i wiecznie zmęczona. Rzekoma, a czasem rzeczywista, ale z upodobaniem wyolbrzymiana choroba, służy jej za wymówkę, by unikać wszelkiej życiowej aktywności, podejmowania obowiązków dorosłej osoby. Choroba służy narcyzie, by zwalniać się z odpowiedzialności za swoje życie. Córki takich matek, nawet jeszcze jako małe dziewczynki, przejmują za nią całą odpowiedzialność za rodzinę i prowadzenie domu, robią wszystko, by nie męczyć "schorowanej" mamusi i dać jej wypocząć. Szybko prowadzi to do wykorzystywania córki i zmuszania jej do niewolniczej pracy ponad siły. Taka sytuacja, to parentyfikacja, czyli zamiana rolami dorosłych z dziećmi. Dzieci takiej matki nie mają szans na opiekę i troskę - ich los obchodzi matkę tylko o tyle, żeby były w stanie jej usługiwać. Stan taki u matek-hipochondryczek trwa przez całe życie - kiedy córka dorośnie i założy własną rodzinę, nadal czuje się zobowiązana lecieć na każde wezwanie "chorej mamusi", która żąda rozmaitych usług, nie zważając na inne zobowiązania córki. I córka opiekuje się nią niewolniczo aż do jej śmierci. Z wielkim trudem łącząc wiele ról - własne macierzyństwo, pracę zawodową, małżeństwo i matkowanie własnej matce.

Moja matka przez całe lata po przyjściu z pracy (a pracowała w państwowym zakładzie, gdzie za komuny niewiele się robiło) była "zbyt zmęczona" by zająć się domem czy dzieckiem - przeciwnie, to ja miałam obowiązek podać jej jedzenie i herbatę pod nos, kiedy zalegała na wersalce, by oglądać do wieczora telewizję. Była "zbyt chora", żeby ze mną nawet porozmawiać, choć nie wiedziałam nawet, co to za choroba. Czułam jednak, że muszę przy niej chodzić na paluszkach. Ale ja nigdy nie miałam prawa być zmęczona czy chora. Pamiętam, że kiedyś szukałam w środku nocy lekarstwa na ból głowy, nie śmiałam budzić mamy, by mi je podała. Niechcący stłukłam termometr rtęciowy. Matka obudziła się i długo na mnie wrzeszczała. Miałam 7 lat i bardzo wysoką gorączkę - całość pamiętam jak majak senny. Czułam się potwornie winna, że ją obudziłam. Nie przyszło mi nawet do głowy, że to ona powinna się zainteresować, jak się czuję.

Narcyza hipochondryczka uwielbia chodzić do lekarza i "leczyć się", przy czym nie jest to realne leczenie się, a jedynie szukanie uwagi. Lubi lekarzy, którzy jej wysłuchują i eksperymentują terapeutycznie, próbując różnych rzeczy. Tych skupionych na rozwiązaniu, którzy próbują dociec konkretnie co jej dolega, unika, a kiedy lekarz zaczyna się orientować, że to symulantka i naciągaczka, narcyza hipochondryczka uznaje go za "niekompetentnego konowała" i szuka nowego. Tak samo, jeśli lekarz uzna, że potrzebny jest jej raczej psychiatra niż kardiolog, narcyza zrobi wszystko, by uniknąć wizyty u psychiatry - zasymuluje atak choroby, zapomni o terminie, albo znajdzie jakieś inne zobowiązania w tym czasie. Generalnie, lepiej zna się na medycynie od lekarzy, a zdanie sąsiadek na temat swego zdrowia (oczywiście tych, które są w jej kręgu adoracji) uważa za ważniejsze od orzeczenia konsylium lekarskiego. Narcyza hipochondryczka uwielbia też sanatoria (jeździ tam chętnie, zwłaszcza wtedy, gdy w rodzinie jest jakiś kryzys i istnieje groźba, że - nie daj Boże - musiałaby komuś pomóc). W sanatorium - przypomnijmy, ledwo chodząca, schorowana staruszka - nagle jest królowa parkietu i bywalczynią kawiarni. Narcyzę hipochondryczkę poznasz też po tym, że kiedy okażesz jej uległość lub może skorzystać z jakiejś przyjemności, która lubi, nagle następuje u niej cudowne ozdrowienie lub nagła poprawa samopoczucia i żwawo biegnie do tego zajęcia. Kiedy zaś Ty potrzebujesz pomocy albo musiałaby zrobić coś, na co nie ma ochoty, natychmiast się jej pogarsza.

Narcyza hipochondryczka uwielbia czytać o chorobach i wynajduje wciąż nowe u siebie. Wyszukuje w Google informacje, które pomogą jej lepiej symulować choroby. Interesują ją wszelkie nowinki w tym temacie, "zdrowe odżywianie", które często sprowadza się do tego, że szantażuje swoją chorobą córkę, by zmusić ja do zakupu jakichś horrendalnie drogich suplementów, cudownego materaca czy "zdrowotnych" garnków. Poza tym często oddaje się w ręce tzw. medycyny alternatywnej, w praktyce rozmaitych szarlatanów i naciągaczy, odstawiając leki przepisane przez lekarza. A kiedy jej to zaszkodzi, oczekuje, że Ty się nią zajmiesz i jeszcze pomożesz jej okłamywać lekarza. Jak każda narcyza uważa za naturalne, że to inni mają ponosić konsekwencje jej wyborów. Oczywiście, narcyza oczekuje, że córka będzie także finansowała jej wciąż nowe "prozdrowotne" pomysły. Albo wydaje własne pieniądze po to, by w połowie miesiąca zadzwonić do córki z płaczem, że nie ma grosza na jedzenie.

Narcyza-hipochondryczka używa swojej choroby, by nie słyszeć rzeczy, których usłyszeć nie chce i nie rozmawiać na niewygodne dla siebie tematy. Pewien mój Czytelnik opowiedział mi swoją historię ze zgodą na jej upublicznienie. Jest gejem, mężczyzną pod pięćdziesiątkę, od lat żyjącym w stałym związku. Wszyscy przyjaciele i rodzina wiedzieli o jego orientacji, i okolicznościach życiowych, wszyscy, oprócz matki. A dlaczego? Bo ilekroć próbował zacząć z nią ten temat, matka dostawała duszności, twierdziła, że skacze jej ciśnienie (naprawdę ma nadciśnienie, co w jej wieku jest raczej normą), teatralnie łapała się za serce, itd. Oczywiście, jego matka tak naprawdę wiedziała doskonale, że syn jest gejem. Jednak póki mogła, nie dopuszczała, by to zostało głośno powiedziane, bo mogłoby rzucić, w jej mniemaniu, cień na jej wizerunek idealnej matki. Nie chciała też zaakceptować jego prawdziwego życia, dlatego wpoiła mu silne przekonanie, że jeśli powie jej prawdę, ona tego nie wytrzyma i umrze. Wiele dorosłych dzieci takich matek zrobiło farsę ze swojego życia, udając przed matką kogoś zupełnie innego, niż są naprawdę. Żyjąc latami w kłamstwie i ukryciu. Albo starannie unikając tematów, które mogłyby wywołać "atak choroby" u matki. Tutaj ciekawy przykład. Autorka nie pisze o swoich rodzicach tak, byśmy mogły stwierdzić, czy to narcyzi, ale na pewno nie była to zdrowa rodzina, w której dziecko może pozwolić sobie na pełną ekspresję swoich uczuć i poglądów. A co z Czytelnikiem? Powiedział w końcu matce. Bynajmniej nie umarła. Wręcz przeciwnie, rzuciwszy w niego bardzo energicznie, jak na umierającą staruszkę, kilkoma bibelotami, kazała się mu wynosić z jej domu i z życia. Czytelnik odczuł olbrzymią ulgę. Czy nawiąże ponownie kontakty z matką, czas pokaże.

Narcyza przyciąga też przy użyciu choroby uwagę do siebie wtedy, kiedy nie jest w jej centrum. Na pogrzebie męża swojej córki, zamiast ją wesprzeć,  demonstracyjnie zemdleje, żeby wszyscy się skupili na niej. Na komunii wnuka będzie udawała, że ma napad duszności, jednym słowem zrobi wszystko, by przyciągnąć uwagę do siebie, celowo rujnując przy tym uroczystość córki. Matka mojej znajomej dostała ostrego bólu w klatce piersiowej, kiedy tylko córka oznajmiła, że jest w wyczekanej ciąży i wszyscy zaczęli jej gratulować. Kiedy matkę zabrano do szpitala, okazało się, że nie tylko nie ma zawału, ale ma serce całkowicie zdrowe. Po prostu nie mogła ścierpieć, że nie jest w centrum uwagi i uroczystość nie kręci się wokół niej.

Nie chodzi tu tylko o chwilową uwagę. Często funkcją choroby jest pozostawanie w centrum uwagi całej rodziny przez cały czas lub radzenie sobie ze zmianami, które tę uwagę zabierają. Dość często "choroba" pojawia się u całkiem do tej pory zdrowej i sprawnej matki, kiedy dochodzi do ważnych zmian - traci pracę, przechodzi menopauzę, dorastają i wyprowadzają się dzieci. Znika z życia narcyzy to, co do tej pory było jej źródłem narcystycznego zasilania, musi więc znaleźć nowe. Najprostszym sposobem na to, by wszystko znów kręciło się wokół niej, jest zachorować. Tu kolejny przykład z życia: matka Czytelniczki, przez całe życie trzęsąca firmą, w której była dyrektorką, przeszła na emeryturę. Pozbawiona możliwości rozstawiania po kątach pracowników zabiegających o jej względy, zaczęła (bardziej niż zwykle) rządzić całą rodziną. Dorosłe dzieci zaczęły jej unikać, a mąż coraz dłużej zostawał w pracy. A wtedy nagle zaczęły się u niej tajemnicze dolegliwości: bolała i piekła ją skóra na stopach. Oczywiście, wezwani na pomoc lekarze nie stwierdzali żadnej choroby. Ona tymczasem czuła się coraz gorzej, nie spała w nocy, za dnia płakała, itd. Lekarz, chcący się jej wreszcie pozbyć, przepisał jej silnie działające maści sterydowe. Używała ich bez umiaru, oczywiście nadal uskarżając się na ból. Za to nadmiar leków zaczął przynosić skutki uboczne - wkrótce na stopach naprawdę miała rany. Doszło do tego, że nie mogła chodzić - zdrowa sześćdziesięciolatka zaczęła jeździć na wózku inwalidzkim. Cała rodzina rzuciła się jej na pomoc, dzieci woziły ją do lekarzy, wszyscy ją pocieszali itd. Nie wiadomo jak długo by ten stan trwał (matka straciła wszelką chęć wyleczenia się, osiągnąwszy swój cel), gdyby nie to, że po roku wożenia jej na wózku, trafili na mądrego lekarza. Który im powiedział, że mama cierpi na zaburzenia psychiczne, należy ją umówić do psychiatry, a jeśli się do niego nie wybierze, zabrać jej wózek inwalidzki i ignorować ją przez jakiś czas. Jak się łatwo domyślić, "wyzdrowiała" w dwa tygodnie. Jak widać więc, narcyza nie tylko sobie wymyśla choroby i wyolbrzymia istniejące, ona jest wprost gotowa doprowadzić się do choroby, byle tylko uzyskać uwagę rodziny i władzę nad nią. Skrajna postać takiego zaburzenia to Zespół Münchhausena. Istnieje także Zastępczy Zespół Münchhausena - czyli doprowadzenie do choroby/urazu kogoś innego, by przyciągnąć uwagę do siebie. Narcystyczna babcia typu hipochondrycznego może posłużyć się Twoim dzieckiem, by przyciągnąć zainteresowanie do siebie. Znane są przypadki, gdy taka babcia celowo podtruwała małe dziecko, które nie mogło się poskarżyć. Tylko po to, by potem udając zatroskaną babcię, wzywać pogotowie czy biec do szpitala i cieszyć się zamieszaniem wokół swojej osoby. Jeśli czytałaś posty oznaczone etykietą narcystyczna babcia wiesz, że ostrzegam, by jak najdalej trzymać matkę od swoich dzieci. Jeśli jednak pozwalasz im się z nią spotykać, nigdy nie zostawiaj jej samej z nimi. A jeśli dziecko uskarża się na złe samopoczucie lub regularnie źle się czuje po spotkaniu z nią sam na sam, niech Ci się włączy czerwony alarm. Zrób dziecku badania, użyj ukrytej kamery. Zachowaj najwyższą ostrożność i nie uznawaj żadnego podejrzenia za zbyt daleko idące. Zastępczy Zespół Münchhausena to śmiertelne zagrożenie dla ofiary.

Narcystyczna matka nigdy nie pozwoli chorować Tobie. Jak tylko poskarżysz się na złe samopoczucie, albo wspomnisz, że byłaś u lekarza, matka natychmiast poczuje się gorzej, oczywiście znacznie gorzej od Ciebie. Porzuć myśli o ciepłym łóżku, matka oczekuje, że będziesz warować przy jej "łożu boleści". Jeśli chorujesz przewlekle albo miałaś jakiś wypadek, matka zrobi wszystko, żeby Cię "przelicytować". Masz złamaną nogę? Ona ma potworne bóle kręgosłupa. Które zmyśliła, albo których nie leczy, bo po co, skoro to jej daje "przewagę". Masz grypę? Ona ma stan przedzawałowy. Jeśli ośmielisz się jej poskarżyć, że źle się czujesz, prawdopodobnie usłyszysz To jest nic, ja to dopiero mam bóle... Tego rodzaju patologiczną rywalizację na choroby narcyza prowadzi również z rówieśnikami. Kiedy zaczynasz potrzebować jej pomocy czy opieki, matka dostaje ciężkiego nadciśnienia. To samo, jeśli chodzi o choroby Twoich dzieci. Moja matka przez wszystkie lata dziecięcych chorób moich dzieci nie przesiedziała ani jednej godziny przy ich łóżku, że nie wspomnę o nocy. Na pierwsze objawy gorączki, zaburzenia żołądkowe itd. natychmiast dostawała ciężkiej migreny. Ewentualnie, z relacji Czytelniczek, narcyza hipochondryczka zgłosi się do pomocy, ale będzie wzdychać, jak ciężko jest jej przy wymiotującym dziecku, narzekać, że robi jej się słabo oraz jęczeć, że od dziecięcego kaszlu na pewno dostanie zapalenia płuc i umrze. W efekcie tej "pomocy" będziesz miała dwie chore osoby pod opieką zamiast jednej, przy czym matka będzie robiła wszystko, by Ci przeszkodzić w opiece nad dzieckiem - przecież uwaga należy się tylko jej, prawda? Kiedy ktoś w jej otoczeniu poważnie zachoruje (jak mój ojciec), narcyza natychmiast spróbuje go "przebić" podejrzewając u siebie to samo, tylko gorzej. Ktoś choruje na zapalenie płuc, to ona na pewno ma raka. Ktoś ma raka, to ona na pewno ma już wszędzie przerzuty. Nikt nie może być w swoim chorowaniu ważniejszy od niej.

C. D. N.