Narcystyczna matka, nawet jak naprawdę choruje, nie chce się realnie wyleczyć. Często robi wszystko, by być coraz bardziej chora, bo to zapewnia jej Twoją służbę i zwalnia z samodzielności. Do tego jeszcze matka Ciebie obwinia o to, że tak źle się czuje i Tobie każe znaleźć cudowny sposób na jej wyleczenie. Odrzuca zalecenia lekarzy, bo "musi być lepszy sposób", a ten sposób oczywiście masz znaleźć Ty. Jak nie znajdziesz, jesteś winna. W ten sposób narcyza załatwia sobie kilka spraw: uwagę, władzę, wpędzanie córki w poczucie winy i składanie na innych odpowiedzialności za siebie. Narcyza hipochondryczka często nadużywa leków (albo ich wcale nie bierze, kiedy powinna), ignoruje zalecenia lekarskie albo nawet postępuje dokładnie odwrotnie niż zalecają jej lekarze - np. objada się, kiedy choruje na cukrzycę. Albo pije alkohol, kiedy choruje na wątrobę. Podejmuje wiele ryzykownych działań i prowokuje sytuacje, w których może odnieść drobne urazy. Kiedy przydarzy się jej jakiś wypadek, bardzo długo dochodzi do siebie - chociaż lekarze twierdzą, że jest zdrowa, ona wciąż skarży się na bóle, ograniczoną sprawność, drętwienie kończyn, itd. Odrzuca przy tym wszelkie sensowne sposoby leczenia, które mogłyby jej przywrócić formę. Odmawia, albo w ogóle się nie przykłada do rehabilitacji, biadoląc i oczekując, że otoczenie będzie ją cały czas traktować jak niepełnosprawną.
Moja matka miała kiedyś wypadek, w którym uszkodziła sobie kolano. Lekarze ją poskładali, ale ostrzegli, że pełną sprawność może przywrócić tylko operacja, wyznaczyli termin. Zlecili rehabilitację. Oczywiście, matka nie poszła na operację, a na rehabilitację poszła tylko po to, by dręczyć fizjoterapeutów narzekaniem. Nie wykonywała zaleconych ćwiczeń w domu. Przestała prowadzić samochód (i do śmierci ojca, kilka lat później, już nie wsiadła za kierownicę), kazała sobie podawać jedzenie i ubierać się, jakby była sparaliżowana. Siedziała w fotelu z nogą na podnóżku, całymi dniami. Ten stan trwał okrągły rok. Mój ojciec nawet buty jej wiązał i wszystkie te przywileje bezradnej, niepełnosprawnej osoby, zachowała także po wyzdrowieniu. A przecież była ogólnie zdrową, szczupłą, wysportowaną 60-latką. Wielokrotnie proponowałam, że sfinansuję jej operację w prywatnym szpitalu razem z rehabilitacją w sanatorium. Odmówiła. Było jej wygodnie. "Wyzdrowiała" dopiero jak zaczęła tyć wskutek bezczynności - jak już wspominałam, bycie szczupłą było jej obsesją.
Narcyza hipochondryczka wymusza posłuszeństwo na swojej córce poprzez szantażowanie jej swoją chorobą i groźbą śmierci. Jeśli córka chce podjąć decyzję, która nie podoba się narcyzie, hipochondryczka natychmiast zaczyna "chorować". Np. córka chce wyjechać do innego miasta albo przyjąć nową pracę, a to zagrożenie, że będzie miała mniej czasu na wizyty u matki i służenie jej. Albo chce wyjść za mąż lub spędzać więcej czasu ze swoją rodziną - narcystyczna matka nie może znieść, że nie będzie już na pierwszym miejscu. Kiedy tylko córka o tym wspomni, matka dostaje nagłego pogorszenia, wydzwania całymi dniami, płacząc do telefonu i wzywa ją w środku nocy, robiąc dramatyczną scenę. Przekonuje córkę, że absolutnie nie da sobie rady bez niej. Szantażuje ją swoją nieuchronną śmiercią, gdy córka ją "opuści". Jest niestety wiele kobiet, które nigdy nie wyszły za mąż, na nawiązały przyjaźni, nie zrealizowały swoich talentów w wymarzonej pracy i utkwiły w miejscowości urodzenia, bo bały się "porzucić" bardzo "schorowaną" matkę. Kilka typowych wypowiedzi narcyzy hipochondryczki, obliczonych na wywołanie poczucia winy:
Tylko ty mi zostałaś.
Jestem taka samotna.
Mogę tutaj umrzeć i nikogo go nie obejdzie.
Poświęciłam całe życie dla ciebie, a ty chcesz, żebym umarła.
Jesteś bez serca dla starej, schorowanej matki.
Jeszcze jedną funkcją "choroby" narcystycznej matki jest karanie córki za nieposłuszeństwo. Jeśli jednak zrobiłaś to, czego nie akceptowała narcyza, możesz spodziewać się, że "pogorszeniu zdrowia" matki będzie towarzyszyło obwinianie Ciebie i składanie na Ciebie odpowiedzialności za wszystko, co złe. Pamiętaj, że nawet jeśli matka zachorowała na prawdziwa chorobę czy miała prawdziwy wypadek, sytuacje takie nie mają nic wspólnego z Twoimi wyborami i to nie Ty jesteś za nie odpowiedzialna. Charakterystyczne dla narcystycznych matek jest także to, że obwiniają córki o całkowicie losowe wydarzenia niezależne od nikogo. Kiedy narcyzie przytrafi się jakieś nieszczęście, ktoś musi być mu winien i ktoś musi być za nie ukarany. Najczęściej Ty, jej córka. Mnie matka karała za to, że jej umarł mąż. Moja "wina" polegała na tym, że mój mąż żył, a jej nie. Typowe obwiniające wypowiedzi narcyzy:
Zobacz, do czego mnie doprowadziłaś!
Skróciłaś mi życie.
Nie mam już po co żyć.
To przez Ciebie złamałam nogę, bo nie przyjeżdżasz i sama musiałam wejść na strych.
Ojciec umarł przez Ciebie. Pękło mu serce, że już nie odwiedzasz starych rodziców.
Czasem narcyza-hipochondryczka jest faktycznie samotna i opuszczona przez wszystkich innych. Stało się tak jednak wskutek jej własnych wyborów: otoczenie, znużone jej manipulacjami i niekończącymi się żądaniami, starannie jej unika. Przyjaciół straciła na własne życzenie, a rodzina nie odbiera już jej telefonów. Ale nie Ty jesteś odpowiedzialna za ten stan rzeczy i nie Ty musisz naprawiać konsekwencje wyborów matki. Starość to czas, kiedy narcyza zbiera to, co zasiała. Nie znaczy to wcale, że odda się jakiejś refleksji na ten temat, o nie. Będzie obwiniała o wszystko otoczenie: niewdzięczne dzieci, okrutni krewni, zdradzieccy przyjaciele. Przy tym często taka narcyza z rozmysłem unika wszelkich okazji do zdobycia nowych znajomości, przyjaciół, nawiązania bliższych kontaktów z innymi członkami rodziny. Chociaż najczęściej ma możliwości, np. może uprawiać działkę czy uczęszczać na uniwersytet trzeciego wieku, robi wszystko, by "opuszczona i nieszczęśliwa" samotnie siedzieć w domu. Często jest "zbyt chora", żeby wyjść z domu, tamten się je nie podoba, ten ją denerwuje, a dzieci Twojej kuzynki są zbyt hałaśliwe. Wszystko po to, by uwiesić się na Tobie, epatując swoim "nieszczęściem" i postawić Cię w trudnej psychologicznie sytuacji, gdy jesteś faktycznie ostatnią osobą, która jej została. Ale pamiętaj - nie Ty za to ponosisz odpowiedzialność, to decyzja matki, by być samą, więc niech teraz stawi czoła konsekwencjom swoich wyborów. Jeśli zaś Twoja matka jest naprawdę niedołężna/umierająca, polecam Ci ten post. Narcyza hipochondryczka uwielbia być nieszczęśliwa nie tylko na tle zdrowotnym. Często płacze, wspomina, że jej życie się skończyło, wszystko jest beznadziejne i już czeka tylko na śmierć. Jeśli próbujesz ją pocieszyć, rozweselić, zająć czymś i wyciągnąć z domu, jesteś skazana na niepowodzenie. Narcyza prowadzi perfidną grę, którą psychologowie nazywają Tak, ale. Cokolwiek zaproponujesz, odrzuci to. Np:
Może pojedziemy do cioci Halinki, mamo? Tak, ale ona okropnie gotuje.
Mamo, może pójdziemy do kina? Tak, ale niczego dobrego nie grają.
Mamo, pojedź z nami na wycieczkę. Tak, ale nie mam odpowiednich butów.
Cokolwiek robisz, jakiekolwiek warunki spełnisz, jej pocieszenie nigdy nie następuje. Ona nie chce pocieszenia, bo szczęśliwa nie będzie tak bardzo "potrzebowała" Ciebie. Bycie umęczoną cierpiętnicą jest najlepszym środkiem sprawowania kontroli nad córką. A Ty czujesz się winna, że nie potrafisz jej pomóc. To właśnie jest jej celem. Oczywiście, czasem ludzie chorują na depresję. Jak odróżnić prawdziwą depresję u matki od szantażu emocjonalnego? Szantaż emocjonalny zwykle wiąże się z żądaniem czegoś dla siebie ze strony narcyzy, jako warunku ustąpienia depresji. Na przykład ona chce, byś przychodziła do niej z rodziną w każdą niedzielę, a wtedy na pewno się jej poprawi. To pułapka. Jak zaczniesz przychodzić w niedzielę, wcale się jej nie poprawi lub tylko na chwilę, a potem sformułuje nowe żądania pod Twoim adresem. Osoba w prawdziwej depresji nie będzie miała ani żądań, ani nawet energii do walki o swoje interesy. Dodatkowo, osoba w prawdziwej depresji da się zaprowadzić do lekarza i będzie przyjmowała jego zalecenia - narcyza szantażująca Cię swoją "depresją" nie przyjmie żadnej pomocy, która nie będzie bezwarunkowym spełnieniem jej wszystkich żądań.
Moja babka od strony matki była narcyzą hipochondryczką. Odkąd pamiętam, była "umierająca". Dobre 40 lat. Od niepamiętnych czasów narzekała, że tu ją boli, tam ją strzyka, a tabuny lekarzy, których odwiedzała, rzekomo wieszczyło jej rychły zgon, już dziesięciolecia temu. Wynajdywała sobie wciąż nowe choroby i wymyślała wciąż nowe dolegliwości. Cierpiała też na prawdziwe choroby, ale żadna z nich jej nie pokonała. Mimo otyłości, cukrzycy i nadciśnienia, babka przeżyła (będąc, przez znakomitą większość swego życia, w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej) prawie 90 lat, zmarła na raka. Wszystko musiało się zawsze kręcić wokół niej, jej nieszczęść i problemów ze zdrowiem. Miała zwyczaj stawiania córek (mojej matki i jej siostry) w sytuacji, w której zawsze były winne jej chorobom i nieszczęściom. Musiały się czuć wyrodnymi, złymi córkami, które nie dbają o schorowaną matkę. Typowa drama babki wyglądała mniej więcej tak: kiedy któraś córka pojawiała się u matki w niedzielę, ta informowała ją, że w poniedziałek (tuż po jej poprzedniej wizycie) doznała zapaści, zabrało ją pogotowie, mało nie umarła, a potem miała szereg bolesnych zabiegów, była taka samotna i cierpiąca. W sobotę oczywiście ją wypisali, sama musiała wspiąć się na piąte piętro, choć mdlała z bólu. Oczywiście, córki kupiły babce telefon, żeby mogła się z nimi kontaktować, ale ona z niego nigdy nie korzystała, znajdując tysiąc wytłumaczeń. Te żałosne kłamstwa miały na celu wyłącznie przyciągnąć do niej współczucie córek i wpędzić je w poczucie winy. Po takiej przemowie babka zwykle formułowała jakieś żądania, które córka, pełna wyrzutów sumienia, natychmiast spełniała. Ewentualnie odbywał się seans użalania się wszystkich nad nią, pośrodku którego siedziała, jak pączek w maśle, uśmiechnięta i usatysfakcjonowana. Oczywiście, w gruncie rzeczy wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że babka kłamie jak najęta, ale i tak córki czuły się winne, nie potrafiły się z nią skonfrontować. Mój ojciec zgrzytał zębami, ale zawsze posłusznie spełniał wszelkie wymagania swojej teściowej (tak samo zresztą jak żony). Sama szybko się zorientowałam, że to oszustka i przestałam od niej odbierać telefony. Zwłaszcza, że babka okazywała mi zawsze zerowe zainteresowanie (pod koniec życia z rozbrajającą szczerością wyznała, że nie wie, ile mam lat i jak mają na imię moje dzieci). Ze szczególnym upodobaniem babka dręczyła moją ciotkę, siostrę mojej matki, która od lat mieszka zagranicą. Kobieta przez 30 lat była na każde zawołanie babki, spędzając każdy urlop w Polsce (a trudno taki urlop nazwać wypoczynkiem), kupując jej domowe sprzęty, załatwiając wizyty, wręczając pieniądze na leki, które babka później przepuszczała na słodycze, których zabraniali jej lekarze albo dawała księdzu na tacę. Ciotka do tego stopnia czuła się odpowiedzialna za babkę, że kiedy przyjeżdżała z zagranicy sprzątała u niej, robiła jej zakupy, gotowała jej coś zdrowego do jedzenia, a i tak zawsze słyszała, że jest niewdzięczną córką, która nie dba o matkę. Postępowanie babki było tym bardziej podłe, że kiedy jej córka, a moja ciotka, miała 20 lat, babka wysłała ją zagranicę samą, w nieznane, do ciężkiej fizycznej pracy, po to, by się tam urządziła i ściągnęła matkę do siebie na wygodne życie. Ciotka wyjechała, jakoś sobie poradziła (choć zapłaciła za to sporą cenę), ale jędzowatej matki nie chciała do siebie brać. Babka więc mściła się na niej, wciąż wpędzając ją w poczucie winy. To jak babka udręczyła je obie, moją matkę i ciotkę przed swoją śmiercią, dokładnie opisuje w drugiej części tego postu.
Jak sobie radzić z narcyzą hipochondryczką?
Po pierwsze, nie próbuj matki leczyć. Nie Ty jesteś odpowiedzialna za jej wyzdrowienie. Możesz ewentualnie zdobyć dla niej telefon do lekarza, ale nie dzwoń i nie umawiaj jej - niech zrobi to sama. Kiedy się umówi i prosi, byś ją zawiozła, zrób to, ale tylko raz. Jeśli wciąż przekłada wizytę, odwołuje, źle się czuje w dniu wizyty, nie woź jej. Daj jej pieniądze na taksówkę (i poproś o rachunek) - prawdopodobnie nie będzie chciała skorzystać, bo ona chce, byś to Ty wokół niej skakała. Możesz bowiem być pewna, że nie chodzi jej o to, by pójść do lekarza i się wyleczyć. Jej chodzi o to, żebyś się nią zajmowała. Szukała dojść do lekarzy, umawiała ją, przekonywała ją, żeby poszła, zawiozła ją do lekarza, pilnowała, czy bierze leki, zjada obiady, itd., itp. Nie będzie niczego robiła, by zmienić tę sytuację, bo ona jej po prostu odpowiada. A skoro nie chce współpracować, to pozostaw ją swojemu losowi. Postaw sprawę jasno: jeśli nie pójdzie do lekarza w sprawie tych konkretnych dolegliwości, nie będziesz więcej z nią o tym rozmawiać. Przykładowa rozmowa:
Matka (dzwoni) - Źle się czuję, mam mroczki przed oczami, przyjedź szybko.
Ty - Czy wezwać pogotowie, mamo?
Matka - Nie, przyjedź, pomożesz mi.
Ty - Czy wezwać pogotowie?
Matka - Po co pogotowie, potrzebuję twojej pomocy!
Ty - Jeśli nie wzywać pogotowia, to znaczy, że nie czujesz się aż tak źle. Zadzwonię wieczorem. I nie odbieraj od niej więcej telefonów aż do wieczora. Nie dzwoń do niej częściej niż raz dziennie (początkowo), później raz na tydzień czy miesiąc. Nie bądź dyspozycyjna.
Porozmawiaj z jej lekarzem o jej chorobach. Poproś o konkretne wskazówki, na co masz zwracać uwagę, co powinno Cię zaniepokoić i skłonić do szukania pomocy lekarskiej. Pozostałe objawy, zgłaszane przez matkę, ignoruj. Nie rób za nią rzeczy, którą jest fizycznie zdolna zrobić. Jeśli odmawia pójścia pod prysznic, niech trzyma się z dala od Ciebie, póki się nie umyje. Mów jej wprost, że nie akceptujesz brudu. Jeśli nie ścieli swego łóżka, nie rób tego za nią, ignoruj ją, póki tego nie zrobi. Jeśli odmawia jedzenia, zabierz jej talerz bez komentarza i nie dawaj jej niczego innego do pory następnego posiłku. Nie angażuj się emocjonalnie ani fizycznie. Twoje współczucie, a nawet frustracja i złość to jej paliwo. Wszelka Twoja uwaga, także negatywna, to zasilanie dla jej narcyzmu.
Zaproponuj wizytę u psychiatry. Jeśli odmówi, ignoruj jej skargi. Odpowiadaj na jej narzekania możliwie najbardziej obojętnym tonem: tak, uhm, słyszę cię, zrozumiałam, ale niczego nie proponuj jako rozwiązanie, nie użalaj się nad nią, nie wyrażaj współczucia, nie pocieszaj. Milcz, niech się wygada, a potem zmień temat na bardziej konkretny, ucinając to. Np. (Matka) Tak okropnie się dziś czuję, nogi mnie potwornie bolą. Ty (obojętnie). Rozumiem. Podgrzeję Ci zupę, mamo. Wychodzisz do kuchni. Ona Zrób coś, jak tak cierpię. Ty (obojętnym tonem). Skonsultuj to z lekarzem, mamo. I tak jak zdarta płyta. To nie Twoja odpowiedzialność. W ostateczności, jeśli ona wciąż narzeka, ale odmawia wizyty u lekarza, wyznacz jej ostateczny termin. Jeśli nie pójdzie, nie odwiedzaj jej i nie rozmawiaj z nią. Raz na jakiś czas odbierz od niej telefon zaczynając od pytania, czy była u lekarza. Jeśli nie, powiedz, żeby zadzwoniła po wizycie i rozłącz się.
Może kochasz swoją matkę i chcesz jej pomóc. Rozważ jednak uczciwie, czy ulegając jej kaprysom i biegnąc na każde zawołanie, faktycznie jej pomagasz? Nie, utrwalasz jedynie stan kalectwa, kiedy zwala na Ciebie wyłączną odpowiedzialność za swoje życie i swoje samopoczucie. Wzmacniasz jej autodestrukcyjne zachowanie, bo przecież się nie leczy, zadowalając się zajmowaniem pierwszego miejsca w Twoim życiu. Wskutek Twojej uległości jej zdrowie się pogarsza, nie poprawia. Pamiętaj, że ona nie chodzi do lekarzy czy znachorów by się leczyć, nie czyta o chorobach, by się z nich wydobyć. Jej celem nie jest wyzdrowienie czy poprawienie swojego samopoczucia, a jedynie sprawne utrzymywanie Cie w stanie podległości. Nie możesz wyleczyć kogoś, kto wyleczyć się nie chce.
Jest wiecznie nieszczęśliwa? Ale czy Ty jesteś odpowiedzialna za to, by była szczęśliwa? Czy spodziewasz się po niej, że będzie robiła wszystko, żebyś Ty była szczęśliwa? Nie, bo wiesz, że jesteś dorosłą osobą i nie spodziewasz się, że inni będą zaspokajali wszystkie Twoje potrzeby. Ona także jest dorosłą osobą. I jeśli wybrała być nieszczęśliwą i schorowaną, to jej wybór i niech ona ponosi jego wszystkie konsekwencje. Jeśli narzeka, wysłuchaj, ale reaguj bez emocji. Tak, uhm, rozumiem i zmieniaj temat, albo powiedz, że musisz kończyć i rozłącz się. Wiem, matka Cię przez lata tresowała, byś natychmiast przejmowała inicjatywę i próbowała coś zrobić, zaproponować, ale weź głęboki oddech i powstrzymaj się.
Jeśli zdecydujesz się na Zero Kontaktu z narcyzą hipochondryczką, musisz liczyć się, że nastąpi gwałtowny "atak choroby". Oraz wyjątkowo paskudna i nasilona kampania oszczerstw. Matka powie komu zdoła, jak okropna, niewdzięczna i okrutna z Ciebie córka, która zostawia schorowaną matkę na pewną śmierć. Staw temu czoła z odwagą. Najlepiej, jeśli zmienisz numer telefonu. Ludzi z rodziny, którzy bezkrytycznie uwierzyli w jej wersję, musisz uznać za straconych. Ale masz tylko taki wybór: albo zniesiesz jej oskarżenia i potępienie niektórych raz, właśnie teraz, albo do końca jej życia będziesz tańczyła jak Ci zagra, szantażując Cię swoimi chorobami. Im będzie starsza, tym chorób będzie przybywać, a jej złośliwość i roszczeniowość rosnąć. Narcyzy stają się z wiekiem coraz gorsze. I coraz trudniej będzie Ci się z tego wyplątać.
Masz jakieś jeszcze sposoby na narcystyczną hipochondryczkę albo inne spostrzeżenia? Podziel się z nami, proszę w komentarzu.
Mieszkałam z moją matką do 34-go roku życia. Miałam już męża i trójkę dzieci. Ciągle, nieustannie słyszałam o jej chorobach i bólach. Kilka razy słyszałam też o tym, jak to uciekła spod kół samochodu. Poza tymi tematami praktycznie nie miałyśmy o czym ze sobą rozmawiać. Byłam tym już tak zmęczona i przytłoczona, że mój organizm reagował od razu złością i protestem. Zaczęłam mówić jej wprost co myślałam. Prosiłam, żeby mi nie mówiła o swoich chorobach, żeby zostawiała to dla koleżanek. Że ja nie jestem lekarzem i jej nie pomogę. Mówiłam jej, żeby się nauczyła przechodzić przez ulicę i dla odmiany patrzyła co się wokół niej dzieje. Potem leciała lawina moich żali z całego mojego życia. Reakcji nie było żadnej, nawet mrugnięcia okiem. Od czasu do czasu jakaś absurdalna odpowiedź, która jeszcze bardziej podkręcała i tak mocno zszargane już nerwy. W końcu powiedziałam jej, że jest księżniczką, która patrzy tylko na siebie. Za te słowa obraziła się na mnie na kolejne pół roku ( opowiadałam w komentarzu poprzedniego wpisu). Ja postanowiłam jej nie przepraszać i zostawić to jej. Po pół roku kompletnej ciszy (mieszkałyśmy razem) kazała nam się wyprowadzić. Zrobiliśmy według jej woli. Z racji tego, że nie rokowałam na poprawę, przeprosiny i kajanie się przed mamusią, dała sobie ze mną spokój. Mija już półtora roku od wyprowadzki i oprócz kilku prób zaczepienia mojej córki jest cisza.
OdpowiedzUsuńPodjęłaś dobrą decyzję - do takiej osoby nic nie trafia, szkoda czasu nawet próbować. Wiem, że to Cię pewnie boli, że tak obojętnie matka podeszła do tego, że się wyprowadziłaś. Ale to ma wiele plusów, bo wiele matek nie godzi się z utratą roli księżniczki i nęka latami swoje córki, kiedy od niej odejdą. Bądź czujna jeśli chodzi o córkę, bo matka może próbować Ci ją ukraść nawet wiele lat po Waszej wyprowadzce.
Usuńmoja matka z koleji wyszukuje choroby innym, jak komus z rodziny cos dolega, ona hops na internet-i potem ma temat- ja mialam juz raka mozgu wedlug niej , ojciec ma parkinsona, moj maz byl wedlug niej, seksualnie wykorzystywany przez matke i jest umyslowo chory, corka ma zeze i cos nie tak z jej duzym brzuchem.
OdpowiedzUsuńOczywiscie wszystko to jej wymysl, nie wiem tylko czemu to ma sluzyc.
Ja z matka prze 7 miesiecy nie mam kontaktu, ale wiem ze cos z nia nie tak-bo strasznie wychudla, a pare lat temu lekarz kazal jej usuwac woreczek, bo sobie raka wychoduje.Lekarza wyzwala od glupich i nie zamierza sie leczyc.
Ja juz i z ojcem na ten temat wiele razy rozmawialam, i z matka,zeby poszla do lekarza.Ale ich oboje to nic nie obchodzi, i ja juz o to nie walcze.
Czasem obejrze je zdjecie na fejsie, i widze ze z nie nie za dobrze.
Nie wiem jak mozna byc tak glupim i nie dbac o wlasne zdrowie.
Ale te narzekania tez znam.Mierzy sobiem pare razy dziennie cisnienie, miesiacami nie spi i non stop boli ja glowa- wszystko przeze mnie wedlug niej.
Nawet to , ze bierze Xanax, to przez to ze ja denerwuje.
Wiec odcielam sie, niech maja matka z ojcem spokoj.Nie sa uposledzeni, wiec wiedza co robia.
Dobrze zrobiłaś. Nie możesz pomóc komuś, kto pomóc sobie nie chce. Tylko używa tego przeciwko Tobie. Jeśli mogę coś zasugerować, to trzymaj się zero kontaktu - nie zaglądaj na jej profil na fejsie. W ten sposób pozbawisz ją wpływu na Ciebie. I oszczędzisz sobie nerwów. Już nie jesteś za nią odpowiedzialna.
UsuńPotwierdzam, że hipochondria narcyzy może pojawić się z dnia na dzień (jak to było w przypadku opisanej przez Ciebie dyrektorki firmy, która przeszła na emeryturę). Moja matka natychmiast po śmierci mojego ojca przedzierzgnęła się w "schorowaną staruszkę", chociaż miała zaledwie 59 lat i końskie zdrowie. Nie da się tego wytłumaczyć traumą po śmierci męża, ponieważ od lat go poniżała, wyśmiewała przy innych, a do tego kochała innego mężczyznę, co było tajemnicą poliszynela. Prosiłam ojca, żeby się z nią rozwiódł i zabrał mnie ze sobą, ale od odpowiadał, że wzięli ślub, że jej przysięgał i nie może złamać słowa.
OdpowiedzUsuńNa pogrzebie mojego ojca moja matka, która nim gardziła i miała go za nic, nieoczekiwanie odstawiła dziki cyrk, zmieniając się nagle w zbolałą wdowę, teatralnie rzucając się (sic!) na jego grób i żarliwie zapewniając, jak bardzo go kochała. To było najbardziej nierealne, surrealistyczne, obłąkane wydarzenie w moim życiu. Nie mówię, że najgorsze, tylko że chyba najtrudniejsze do pojęcia. Przywykłam do tego, że ona odwraca kota ogonem, ale tak totalne zaprzeczenie faktom i kompletne załganie wszystkiego było dla mnie szokiem.
Od następnego dnia była stara, biedna i schorowana. Miałam ją odwiedzać jak najczęściej, dzwonić co najmniej raz dziennie, wszystko to sumiennie robiłam. Ale to było za mało, okazało się, że mam do niej wrócić i się nią zająć, chociaż od półtora roku byłam mężatką, mieszkaliśmy w sąsiedniej dzielnicy, więc zawsze można było szybko dojechać.
Kiedy nie wróciłam do matki, naopowiadała wszystkim za moim plecami, że... zamierzam oddać ją do domu starców. Nie dbała o siebie, zaczęła pić na umór (piła jeszcze przed moim urodzeniem, ale przez te wszystkie lata to jednak było pod jakąś kontrolą) i powiedziała mi wprost, że się wykończy, żeby mnie ukarać. (Może już o tym pisałam pod jakimś innym postem na tym blogu, ale nie wiem, czy wszyscy czytają starsze wpisy. [Ja przeczytałam - a raczej pochłonęłam - wszystkie posty, ponieważ każde zdanie na tym blogu potwierdzało, że nie jestem potworem bez serca, który wpędził biedną matkę do grobu, potwierdzało, że to nie za mną było coś nie tak.])
Tak więc mi powiedziała wprost, jaka jest jej motywacja, a innym skarżyła się na to, jak "zostawiłam bez opieki starą schorowaną matkę". Z tego bloga dowiedziałam się o Skrzydlatych Małpach, więc już lepiej rozumiem mechanizm. Wtedy jednak czułam się zdezorientowana i osaczona, kiedy wydzwaniała do mnie nie tylko jej rodzina, ale i sąsiadki, i osoby z jej pracy - i wszyscy starali się przemówić mi do sumienia i nawrócić mnie na dobrą drogę. Nie miało znaczenia, że codziennie z nią rozmawiam, że regularnie przyjeżdżam - minimum raz w tygodniu. Nie, przecież ona jest „stara i chora”, i wymaga opieki. A prawda była taka, że kiedy została sama, to nie miała się na kim wyżywać i kogo rozjeżdżać walcem, poniżać, obrażać, wymagać, żeby czytać w jej myślach. Dlatego potrzebowała wyszantażować mój powrót. Trudno rządzić meblami, prawda? Przedmioty są obojętne i nie można ich nagiąć do swojej woli. Dlatego często w złości niszczyła rzeczy, które choć w minimalny sposób śmiały stawić jej opór. (cd)
(cdn)
OdpowiedzUsuńDla zaspokojenia swojej żądzy władzy zniszczyła też siebie. Ze zdrowej osoby w ciągu 5 lat stała się wrakiem. Zapiła się (tak, zmarła z powodu marskości wątroby), żeby mnie ukarać. Do ostatniej chwili walczyłam o uratowanie jej, o przedłużenie jej życia, chociaż przecież było to przedłużaniem mojego uwiązania, emocjonalnych tortur, jakie zadawała mi podczas każdej rozmowy, każdego dnia. Ale tego nikt nie widział, za to wszyscy słyszeli od niej wielokrotnie, jakim jestem potworem, którego wyhodowała na własnej piersi, jaką egoistka, jaką wyrodną córką. I ten mit o tym, jaka jestem zła, pozostał w jej rodzinie i w otoczeniu, z którym miała styczność. Moi kuzyni i ich dzieci mają o mnie jak najgorsze zdanie, jestem czarną owcą. I to doskwiera do tej pory, chociaż minęło już wiele lat...
Z kolei moje otoczenie nie rozumiało, jak mogę tak bardzo się starać, byłam mniej lub bardziej krytykowana za uległość słyszałam, że, mam ją zostawić i już, ale przecież jak miałam zostawić matkę? Przecież nie wolno... Tak więc z jednej strony obrywałam cięgi za to, że ją rzekomo zostawiłam na pastwę losu, a z drugiej za to że jej nie zostawiłam. Zwariować można. Tylko mąż mnie rozumiał, bo wiedział, jaka to jest osoba i sam chodził przy niej na palcach, i nie widział wyjścia z matni. Po każdej wizycie u niej, a zwłaszcza u jej rodziny mówił, że czuje się tak, jakby go ktoś obił kijem.
Czyli to jest oblicze narcyzy-hipochondryczki, która podeszła do sprawy ekstremalnie, gdyż nigdy na nic nie chorując i mając sporo agresywnej energii, nie tylko zaczęła udawać schorowanie, ale – kiedy realnie go nie było – sama siebie wykończyła, żeby udowodnić swoją rację.
ps. Dużo mnie kosztuje czytanie tego bloga oraz dzielenie się swoją historią, ale wiem, że warto, że to droga do wyzwolenia, oczyszczenia, siły.
Serdecznie pozdrawiam Autorkę tego wyjątkowo pomocnego bloga oraz wszystkich czytających.
K.
Mając narcystyczną matkę trafiła się mi narcystyczna teściowa. Pech czy zbieg okoliczności? O ile matka przejawiała łagodną wersję tego zaburzenia, to u teściowej występuje złośliwy narcyzm. Przeszkolenie przez taką matkę dało mi potrzebny oręż do walki ze złośliwością teściowej. Kobieta do dziś nie pogodziła się z faktem, że jej syn założył swoją rodzinę,a minęło już wieeeele lat. Aby utrzymać w miarę dobrą kondycję psychiczną nauczyłam się wielu asertywnych odpowiedzi, które wyrzucałam z siebie jak z automatu. Obie moje narcyzy to hipochondryczki. Typowe zagrywki mojej mamy:
OdpowiedzUsuń- nie zadzwonisz do schorowanej matki, mogę tu umrzeć i nikogo to nie obchodzi - moja odpowiedź: jeżeli tak się stanie to z pewnością godnie ciebie pochowam
- nie pomogłaś chorej matce napalić w piecu i przez ciebie zraniłam się w nogę - moja odpowiedź: nie było mnie tam i nie rzucałam w ciebie drewnem
- źle się czuję, chyba umrę - moja odpowiedź: zadzwoń na pogotowie, skoro miałaś dość siły zadzwonić do mnie to masz dość siły, żeby zadzwonić po pogotowie, nie jestem lekarzem i nie umiem tobie pomóc.
- chcę z tobą zamieszkać, bo z twoim ojcem nie chcę(wyjątkowo nieudane małżeństwo, co wcale mnie nie dziwi)- moja odpowiedź: schrzaniłaś swoje małżeństwo, mojego nie pozwolę, miałaś dość czasu aby to naprawić.
Zawsze w ten deseń, bo inaczej nie można było. Na teściowej zarzut, że trafiła się jej najgorsza synowa (bo nie podziela jej narcystycznej hipochondrii) odpowiedziałam, że ma się z tym pogodzić, bo innej mieć nie będzie. I tak zerwałam z nią wszelkie kontakty, bo kobieta męczyła się z wymyślaniem sposobów, jak uprzykrzyć mi/nam życie(sarkazm). Jedyny i najlepszy sposób to zero kontaktu. Pogodziłam się z tym, że nie miałam matki, jaką bym chciała mieć i pozbyłam się toksycznej teściowej, która zatruwała mi życie. Teraz oddycham pełną piersią i cieszę się z każdego dnia.
Jakaś dobra dusza poleciła mi Twój blog, bo na moim blogu wyczytała, że moja przemocowa matka jest narcyzą. No, jest, to prawda. Czytam Twój blog i jakbym czytała o mojej matce! Tylko moja matka mnie już nie szantażuje swoją urojoną chorobą, bo ja mam ZA i na mnie takie szantaże i manipulowanie nie działa. Szantażuje za to ojca. Udaje przed nim chorą, choć jest zdrowa!!, i każe mu sprzątać robić zakupy, choć ojciec ma raka z przerzutami. Moja matka ma munchhausena i munchhausena by proxy. Ma niebieską kartę za psychiczne znęcanie się nade mną. Od urodzenia wmawia mi choroby, których nigdy nie miałam. Za to udaje, że nie mam tych, które mam. Ponieważ w najważniejszym okresie mnie nie diagnozowała i nie leczyła, to mój stan w tej chwili jest bardzo zły. O to jej chodziło, żeby mnie uzależnić od siebie, tylko że jej się nie udało, bo po osiągnięciu pełnoletności wolałam mieszkać pod mostem niż z nią i się wyprowadziłam. Tak, będąc ciężko chorą, niepełnosprawną i zależną od innych - wszystko było lepsze niż mieszkanie z nią.
OdpowiedzUsuńZdecydowałam się na zero kontaktu. Więc matka mnie nachodzi bez ostrzeżenia. Oraz rozpowiada wszystkim, że jestem nienormalna, psychicznie chora. Dla niej to, że ofiara chce się pozbyć przemocy, to choroba psychiczna.