sobota, 22 października 2016

"Nigdy dość dobra" - dr Karyl McBride

Niedługo wrócę do zdrowienia po narcystycznej opresji, ale chciałabym podzielić się z Tobą informacją i recenzją. Niedawno ukazała się po polsku, chyba pierwsza na rynku, oryginalna i na poważnie napisana książka na temat narcystycznej matki. To Nigdy dość dobra, dr Karyl McBride. Podtytuł: Jak wyzwolić się od destrukcyjnego wpływu narcystycznej matki. To bardzo kusząca obietnica, ale czy autorce udaje się ją spełnić?

Czytałam wcześniej tę książkę po angielsku (Will I ever be good enough). Autorkę znam z jej stron Will I ever be good enough, Facebooka Dr Karyl McBride i bloga The legacy of distorted love na Psychology Today. Polskie wydanie nie różni się zasadniczo od amerykańskiego. 

Autorka pisze ją z pozycji osobistych - sama będąc córką narcystycznej matki, opisuje swoją drogę do uświadomienia, co jest źródłem jej życiowych problemów. Co znamienne, dr McBride rozpoczynając pracę terapeuty, wciąż nie miała kontaktu ze swoimi uczuciami dotyczącymi matki.
Podkreśla też, że perspektywa kulturowa (jej własne macierzyństwo przypadło na okres, kiedy nie przypisywano już całej "winy" za problemy dziecka rodzicom, a znacznie doceniono wpływy środowiskowe) długo kazała jej odrzucać myśl o tym, że to zachowanie matki może być źródłem jej poczucia straty i osamotnienia. U nas kontekst kulturowy jest zupełnie inny - poświęcająca się Matka-Polka to nietykalna świętość - ale wnioski i skutki są takie same: cokolwiek się złego nie działo, na pewno matka nie miała w tym udziału. Taka osobista perspektywa dodaje wiarygodności książce.

Autorka zaczyna od opisania narcyzmu poprzez przykłady z życia swoich pacjentek. Krótkie wypowiedzi jej pacjentek będą powracały przez całą książkę. Z pewnością odnajdziesz siebie i swoje doświadczenia w wielu z tych historii, co po raz kolejny dowodzi, że autorka rozumie w czym problem. Ujmuje, na przykład, sposoby w jaki narcystyczna matka zadaje ból córce, w formie oryginalnie pomyślanej i nader trafnej "listy 10 żądeł". 

Kolejny rozdział jest poświęcony nieco bardziej szczegółowej analizie narcyzmu matczynego. Znajdziesz tutaj dość krótką informację o matkach narcystycznych ignorujących, pochłaniających i tych, które mają mieszane zachowania tego typu. Do oryginalnych stwierdzeń autorki zaliczam konstatację, że choć są to dwa skrajnie różne w zachowaniu typy narcystycznych matek, to oba prowadzą do takich samych rezultatów u córek - niewiary w siebie, niskiego poczucia własnej wartości, poczucia braku znaczenia w życiu matki, itd. Następnie autorka wymienia sześć podtypów narcystycznych matek, które jednak są nieco zdominowane przez amerykańską kulturę, bo najwięcej uwagi poświęca matkom nastawionym na osiągnięcia, ekstrawertycznym (szukającym podziwu w intensywnym życiu towarzyskim), a także uzależnionym (alkoholiczki itd.). Wymienia także takie, które w naszych warunkach zdarzają się o wiele częściej, o ile mogę to ocenić na podstawie listów Czytelniczek. Jak np. narcyzm psychosomatyczny, czyli matka domagająca się uwagi i specjalnego traktowania ze względu na rzekome choroby i szantażująca emocjonalnie córkę swoją śmiercią i chorobą, jak tylko ta próbuje żyć własnym życiem. Albo narcyzm skrycie podły, czyli też wyjątkowo częsty przypadek matki, która zupełnie inną twarz pokazuje Tobie, a inną światu, a między tymi twarzami jest ogromny kontrast. Zabrakło jednak tutaj pogłębionej analizy narcyzmu we wszystkich jego odmianach, jak np. religijna narcystyczna matka (bardzo częsta u nas) czy narcyza złośliwa, również często spotykany (może nie częściej niż inne, ale córki takich matek znajdują się zwykle w najbardziej dramatycznej opresji i z tego powodu częściej zwracają się o pomoc). Warto uświadomić sobie, że narcystyczne matki bywają nie tylko nieświadome tego, że krzywdzą córki z powodu całkowitej koncentracji na sobie i organicznie niezdolne do empatii, jak wymienia autorka. Ale że zdarzają się wśród nich prawdziwe sadystki, które aktywnie znęcają się fizycznie i psychicznie nad swoimi córkami, doświadczając przyjemności z zadawania im bólu, niszczenia ich życia. Te kobiety to psychopatki, które zabiłyby swoje córki, gdyby nie strach przed konsekwencjami. Kiedy córki są małe, biją je i głodzą, a jak dorosną, pozywają je do sądów, oskarżają o wyimaginowane przestępstwa, próbują im odebrać dzieci, okradają je, śledzą, zastraszają itd. O takich matkach nie ma nic w tej książce, choć są najbardziej groźne ze wszystkich. Niemniej, rozdział ten daje dużo konkretnej informacji. 

Dalej, autorka opisuje narcystyczną rodzinę, z całą jej zaburzoną strukturą i dynamiką, przyzwalającym ojcem, braćmi traktowanymi jak Złote Dzieci i siostrami, z których niektóre odgrywają rolę Złotych Dzieci, a inne Kozłów Ofiarnych (autorka nie używa tej nomenklatury, ale chodzi o te same pojęcia). Dr McBride opisuje także dwa sposoby, na jakie córki radzą sobie z poczuciem bycia niekochaną lub kochaną wyłącznie za to, co robią dla matki, a nie za to kim są. Jest tutaj sporo odkrywczych informacji, w których odnajdziesz siebie, jak choćby to, że choć strategie radzenia sobie są zupełnie inne (perfekcjonizm versus autosabotaż), wynikają one dokładnie z takich samych zinternalizowanych negatywnych przekazów od matki. Pojęcia te są lepiej rozwinięte w kolejnych rozdziałach. 

W drugiej części książki autorka pisze więcej o tym, jak wychowanie przez narcystyczną matkę wpływa na Twoje życie, czyli o czymś, co nazywam narcystycznym dziedzictwem, rozpoczynając od dokładniejszego opisu metod radzenia sobie z brakiem miłości matki. Rozdziały te szczególnie polecam Ci, jeśli jesteś typem "stachanowca", kobiety-perfekcjonistki, która stale bierze sobie na głowę zbyt duże obciążenia i czuje przymus pokazania matce i otoczeniu, że jest coś warta. Autorka dużo pisze też o autosabotażu, który wydaje mi się nieco zbyt mocnym słowem. Uważam, że, córkami narcystycznych matek kieruje raczej brak wiary we własnej siły, niż rezygnacja ze starań, bo po co się starać, kiedy i tak nie zasłuży się na miłość matki. Sądzę, że przez podejście autorki przemawia specyfika amerykańskiej kultury, w której osiągnięcia życiowe definiuje się przede wszystkim przez pryzmat osiągnięć zawodowych czy statusu finansowego. 

Dalej, mamy bardzo dobry rozdział o związkach romantycznych w życiu dorosłej córki narcystycznej matki. O jej próbach pozyskania w związku tego, czego nie dostała od matki (sama tego doświadczyłam), bądź mimowolnym wchodzeniu w związki z osobami podobnymi do matki. Polecam Ci, jeśli masz poczucie, że wciąż trafiasz na niewłaściwych mężczyzn. Jeszcze ciekawszy, w moim odczuciu, jest rozdział traktujący o naszym, córek, macierzyństwie pod wymownym tytułem Ratunku, zmieniam się we własną matkę. Opowiada o trudnej drodze do bycia dobrą matką, kiedy nie miało się wzorców, tak by nie popaść ani w naśladowanie matki, ani bycie jej całkowitym przeciwieństwie (o pułapce popadnięcia w przesadę w drugą stronę już pisałam). Autorka uczciwie też mierzy się z prawdą o tym, że mogłyśmy odziedziczyć po matce niektóre cechy i sposób działania, i praktycznie doradza, jak sobie z nimi radzić. 

W trzeciej części znajdujemy wreszcie to, co obiecuje podtytuł książki. Tutaj autorka opisuje swoją, wypracowaną w trakcie wieloletniej pracy terapeutycznej z córkami narcystycznych matek, metodę zdrowienia w trzech krokach. Opisuje etapy radzenia sobie z tym, co pozostawiło w nas dzieciństwo z narcystyczną matką. Etapy są nieco inne niż te, które tutaj opisuję, ale nie ma to większego znaczenia, bo liczy się efekt. Każdy etap jest dokładnie opisany, poparty doświadczeniami osobistymi i relacjami pacjentek dr McBride. Zawiera też praktyczne narzędzia do sprawdzania, czy już poradziłyśmy sobie z danym etapem oraz dużo praktycznych, pomysłowych ćwiczeń. Autorka ogromny nacisk kładzie na pogodzenie się z ograniczeniami matki (narcyzi się nie zmieniają) i odbycie żałoby, podkreślając, że bez tych etapów nie można skutecznie przebudować swojego życia. W pełni zgadzam się z tą opinią.

Następnie dr McBride pisze o oddzielaniu się od matki, w trzech obszarach: zrozumieniu, jak matka projektuje swoje uczucia na Ciebie (np. przypisuje, że jej nienawidzisz, choć to ona nienawidzi Ciebie), znoszeniu jej zazdrości i wykorzenieniu uwewnętrznionych w sobie negatywnych przekazów matki. To ostatnie uważam za najtrudniejsze w zdrowieniu po narcystycznej opresji. Niestety, książka zawiera niewiele wskazówek na ten temat, odsyła za to do terapii EMDR. Będę jeszcze pisać o pracy z ciałem w kontekście zdrowienia, ale uważam, że ten punkt książki jest zdecydowanie najsłabszy.

Za to cały, długi rozdział trzeciej części, zatytułowany Staję się kobietą, którą rzeczywiście jestem, autorka poświęca na odbudowanie swojej tożsamości i odkrywanie własnej drogi. Jest tam opisany, wraz z ćwiczeniami koncept wewnętrznej matki, metoda którą sama stosuję i polecam. Znajdziesz tam również wskazówki na temat różnych kryzysów i pułapek, która czyhają na Ciebie w procesie stawania się sobą. Oraz liczne ćwiczenia mające na celu poznanie siebie i nauczenie się na nowo cieszenia się życiem. Rozdział ten jest bardzo pomocny w nauczeniu się szeroko pojętego dbania o siebie, zarówno w aspekcie zdrowia fizycznego i psychicznego, jak i prawa do własnego rozwoju.

Cenny jest również rozdział opisujący jak kontaktować się z matką w czasie procesu zdrowienia (jeśli decydujesz się podtrzymywać z nią kontakty). Generalnie, da się wyczuć, że autorka mocniej wspiera, by ten kontakt utrzymywać, optując za Małym Kontaktem, który określa jako Kulturalne stosunki. Dr McBride wprawdzie wspomina, że bywają matki zbyt toksyczne, by utrzymywać z nim kontakt, jednak nie podaje żadnych konkretnych wskazówek jak przeprowadzić Zero Kontaktu i wytrwać w nim, co uważam za duży brak. Sporo jednak w tym rozdziale konkretnych wskazówek, jak wyznaczać swoje granice oraz o możliwościach wspólnej terapii z matką. Spory nacisk autorka kładzie na zrozumienie, dlaczego matka jest taka, jaka jest i pogodzenie się z tym (co nie oznacza zgody na złe traktowanie z jej strony). Oraz na wybaczenie, jednak w taki sposób, jaki mi się podoba. Nie oznacza bowiem ono zapomnienia tego, co matka zrobiła, ani zgody na dalsze nękanie przez nią, a jedynie wewnętrzne uwalnianie się od tego, co minione, odejście od przeżywania silnych emocji związanych z matką i wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Dość powiedzieć, że dzięki tej książce zdołałam ostatecznie przebaczyć mojemu przyzwalającemu ojcu.

Książkę wieńczy chyba najbardziej wartościowy z całej pozycji rozdział o tym, jak dostrzec pewne narcystyczne cechy w sobie (każda z nas je ma, przynajmniej jedną czy dwie, o czym pisałam tutaj). Jak wspominałam, problemy z empatią często występują rodzinnie i tutaj znajdziesz wiele wskazówek, jak sobie z tym radzić. Jak być innym rodzicem niż Twoja matka, by nie popaść w przeciwieństwo i wychowywać następnego narcyza (jeśli byłaś Kozłem Ofiarnym) albo kolejną osobę niepewną swojej wartości. Jak brać odpowiedzialność za swoje uczucia i zachowanie. To bardzo ważny temat,w którym wciąż mam parę rzeczy do "przerobienia". W tym rozdziale znajdziesz też wskazówki, jak uniknąć skutków swojego dzieciństwa w życiu miłosnym i w kontaktach przyjacielskich. 

Autorka mało niestety pisze o radzeniu sobie z poczuciem winy, a to, uważam, że jest bardzo istotne dla zdrowienia (będę jeszcze o tym pisać). Obiecuje też, że po przejściu przez wszystkie etapy zdrowienia, córka będzie w stanie wytrzymać wszelkie negatywne tyrady i krytycyzm matki. Osobiście nie wierzę, że to możliwe, by całkowicie bez emocji przez coś takiego przechodzić, chyba, że matka jest po tej stronie spektrum narcystycznego zaburzenia, które umownie można nazwać "lekkim". Nasuwa mi się też oczywiste i logiczne pytanie, skoro ta osoba stale nas tak traktuje, to po co utrzymywać z nią kontakt? Jakie wartości miałaby wnieść do naszego życia? Wydaje się, że zabrakło tutaj refleksji nad sensownością zmagania się z uporczywymi, niezmiennie okrutnymi osobami. Nie jestem pewna, czy czytelniczka tej książki po lekturze będzie potrafiła poradzić sobie z odróżnieniem przypadku beznadziejnego od takiego, z którym można utrzymywać powierzchowne stosunki.

Reasumując, to jednak bardzo ciekawa, kompleksowo traktująca temat pozycja, którą na pewno warto przeczytać. Mogę ją szczerze polecić. Jako ciekawostkę mogę dodać, że krótko po zakupieniu, zostawiłam ją niechcący w poczekalni poradni, do której uczęszcza moje niepełnosprawne dziecko (kiedy ono jest w gabinecie, mam chwilę na lekturę). Dopiero po tygodniu znalazłam czas, by ją odebrać - ktoś ją odniósł do rejestracji. Wyglądała, jakby przeczytało ją co najmniej kilka osób, co chyba świadczy o tym, że temat jest ważny, a książka warta przeczytania.


środa, 19 października 2016

Zdrowienie - afirmacje

Jakiś czas temu znalazłam tutaj świetne afirmacje, które warto sobie powtarzać w chwilach słabości i zwątpienia. Przekład jest mój własny, z pewnym rozwinięciem. Szczególnie ważna jest pierwsza myśl:
  1. Moja matka mnie nie zabije. Gdyby mogła, już dawno by to uczyniła. 
  2. Wszelkie poczucie winy, jakie czuję wobec mojej narcystycznej matki zostało mi zaszczepione przez nią. To ona je pielęgnowała i wzmacniała, bo jej służy.
  3. Jeśli usłyszę w głowie głos mojej matki, próbujący mnie umniejszyć, powiem jej głośno i wyraźnie: MYLISZ SIĘ. JESTEM W PORZĄDKU. 
  4. Matka, która zastraszała mnie, kiedy byłam mała, będzie próbowała zastraszać mnie również, kiedy jestem dorosła.
  5. Wprowadzę do mojego życia wszystko to, czego brakowało mi w domu rodzinnym. Stworzę ciepłą, serdeczną atmosferę w moim domu, codziennie będę okazywać miłość i wsparcie moim bliskim; wyjdę naprzeciw ludziom w potrzebie i będę pamiętać, że:
  6. Dobrze przeżyte życie jest najlepszą zemstą.
  7. Zapamiętam i będę używać tych pięciu sposobów, by powiedzieć NIE mojej  narcystycznej matce:
    NIE, nie zrobię tego.
    NIE, nie licz, że tam będę.
    NIE, skończyłam z braniem udziału w twoich dramach.
    NIE, wybieram unikanie przykrości
    NIE, mam lepsze rzeczy do zrobienia
  8. Toksyczna matka może mnie zastraszyć tylko, jeśli jej pozwolę. Kiedy próbuje dręczyć moje dziecięce Ja, moje dorosłe Ja może ją odrzucić, ignorować, skorygować albo złożyć skargę do władz (policja i prokuratura w przypadku nękania). Nie jestem już bezradnym dzieckiem.
  9. Zajmę się czymś, by nie dać się wciągnąć w jej gierki. Położę minutnik, kartkę i długopis koło telefonu. Kiedy matka zadzwoni, nastawię minutnik na 3 minuty i zapisze na kartce każde jej kłamstwo, żądanie czy obwinianie. Jak minutnik zadzwoni, rozłączę się.
  10. Moja matka nie żyje w mojej głowie. Ona żyje w swojej głowie. Ode mnie zależy, czy pozwolę jej mieszkać w mojej głowie.
  11. Kiedy krewni będą pytać, jak mogę tak traktować swoją matkę, powiem im prawdę (ale tylko raz)
  12. Narcystyczna matka to katastrofa, taka jak huragan czy trzęsienie ziemi, tyle, że nie pochodzenia naturalnego. Nie miałam żadnego wpływu, że spadła właśnie na mnie.
  13. Mogę się śmiać lub płakać. Będę się śmiała. To doprowadzi ją do szału. Moje łzy są dla niej nagrodą.
  14. Nie będę podawała matce piłki w tej grze. Nie dam jej żadnych informacji, by je wykorzystała przeciwko mnie, ani nie okażę jej emocji.
  15. W Dzień Matki i inne rodzinne święta skoncentruję się na dobrych kobietach i mężczyznach w moim życiu, podziękuje im za troskę, dobroć i wsparcie.
  16. Nie będę zapraszać matki na wydarzenia, na których nie chcę jej widzieć.
  17. Będę spędzać czas z moją matką tylko wtedy, gdy będzie zachowywała chociaż minimum przyzwoitości.
  18. Dam mojej matce prezent, jakiego ona nigdy mi nie dawała: prawdę.
  19. Nie pozwolę mojej matce obrabować mnie z przyjaźni z kobietami, szczególnie tymi, które powierzchownie ją przypominają.
  20. Nikt nie może oprzeć się radosnej kobiecie. W przeciwieństwie do mojej matki, pozostanę radosną kobietą.
  21. Zdaję sobie sprawę, że moja matka mogła być traktowana w dzieciństwie nawet gorzej ode mnie. Jednak ja nie traktuję swoich dzieci, tak jak ona mnie.
  22. To nie tchórzostwo, by wycofać się z wojny z matką, zaprzestając z nią kontaktów. Odmowa przystępowania do walki jest zwycięstwem w toksycznej relacji.
  23. Będę trzymać moje dzieci z daleka od mojej narcystycznej matki. Zamiast tego, zadbam o ich kontakty z odpowiedzialnymi ludźmi ze starszego pokolenia, jak dalsza rodzina, sąsiedzi czy inne osoby z mojego środowiska.
  24. Czcić ojca swego i matkę swoją? Najlepiej ich uczczę, szanując najpierw ich dzieło – siebie.
  25. Będę przyglądać się z góry moim lękom związanym z matką – przyglądać tak długo, aż już przestaną wydawać mi się groźne.
  26. Czyją dziewczynką jestem? Tylko swoją – sama mogę o nią zadbać.
Czy coś byś dopisała do tej listy? Jaka myśl Tobie pomaga?


piątek, 7 października 2016

Zdrowienie po narcystycznej opresji, część 7. Leczenie traumy - LĘK

Trauma to pojęcie dotyczące sytuacji, w której poziom stresu jest tak wysoki, że zwykłe reakcje na niego (fizjologiczne i psychiczne) i strategie radzenia sobie, nie są w stanie przynieść uspokojenia. To taki rodzaj stresu, który kompletnie zalewa człowieka i paraliżuje wszelkie działanie. Nie chodzi tu tylko o sytuacje zagrożenia życia, takie jak wojna, wypadki czy katastrofy. Ale także stan nie skrajnego, ale za to wieloletniego, stałego stresu, który pozostawiał Cię w stanie permanentnej mobilizacji i stałego poczucia zagrożenia. Takim stanem stałego zagrożenia jest wzrastanie u boku (bo nie "pod opieką") osoby, która nie kocha, nie troszczy się, nie widzi w Tobie człowieka. Krytykuje, wyzywa, wykorzystuje, prześladuje, nakazuje Ci wyrzec się wszelkich własnych uczuć i dążeń. Osoby, wobec której najmniejsze przewinienie jest surowo karane: odrzuceniem, obrazą, chłodem emocjonalnym, a nawet biciem czy głodzeniem. To nie były normalne warunki do życia i rozwoju. Taka sytuacja pozostawia ślady. Emocjonalne, poznawcze i fizyczne.

Dzisiaj zajmiemy się lękiem.

Z pewnością znasz to uczucie. Często bałaś się matki już od wczesnego dzieciństwa. Nawet jeśli nie musiałaś, jak ja, bać się jej razów czy wyzwisk, mogłaś bać się odrzucenia prze nią. Chłodu. Obrazy. Cichych dni. Skrzywionych ust i drobnych gestów, od których drętwiałaś ze strachu. Źródłem Twojego lęku była czasem "tylko" obojętność matki i uczucie głębokiego osamotnienia. Byłaś tylko dzieckiem i samotność Cię przerażała. Mogła to też być konieczność mierzenia się z zadaniami ponad siły i wiek, w warunkach kompletnego braku wsparcia, w izolacji społecznej. Czasem było to uważanie na każde słowo i każdą minę, stąpanie po kruchym lodzie, kiedy robiłaś wszystko, by niczym nie urazić matki. Cokolwiek bowiem zrobiłaś nie tak, w jej mniemaniu, musiałaś liczyć się z wybuchem. Wreszcie, może była to aktywna, stała agresja z jej strony - fizyczna i werbalna. Żyłaś pod jednym dachem z naszym największym wrogiem. Który uderzał w Ciebie boleśnie, często w momencie, kiedy byłaś najsłabsza i najbardziej potrzebowałaś mamy. Szukała Twoich czułych miejsc, by w nie uderzyć. Być może matka Cię stale zastraszała. Groziła, że powie wszystkim jaka jesteś okropna. Zniszczy Twoje ulubione zabawki. Wyrzuci Cię z domu. Odda do domu dziecka. Zabije. I wiele innych. Co więcej, swoje groźby często wprowadzała w czyn: biła, głodziła, zdradzała, wyrzucała ukochanego misia, Twojego psa, który był Twoim jedynym przyjacielem. Albo inaczej, groziła Ci, że popełni samobójstwo. Szantażowała swoimi "słabymi nerwami", złym stanem zdrowia czy wstydem, jaki jej rzekomo przynosiłaś. Jeśli Twoja matka była typem pochłaniającej narcyzy, mogła Cię stale straszyć, że bez niej zginiesz, bo jesteś słaba, niemądra i nieporadna. Nie pozwalała Ci podejmować żadnych decyzji, mierzyć się z wyzwaniami. W końcu uwierzyłaś jej i teraz generalnie boisz się życia.

Dziś jesteś dorosła, ale nadal się boisz. Kontakty z matką wzbudzają w Tobie niemiłe odczucia niepokoju, ciężaru na ramionach, czasem nawet sensacji żołądkowych. Kiedy chcesz powiedzieć coś nie po jej myśli, czujesz lęk. Kiedy ma dojść do konfrontacji, jesteś bliska paniki. Często, nawet jeśli już przeszłaś na Zero Kontaktu, nadal odczuwasz lęk. Szczególnie, jeśli matka nadal Cię nęka, nie przyjmując do wiadomości, że nie chcesz jej znać. Odczuwasz lęk, gdy wyświetla się jej numer w Twoim telefonie. Na jej widok na ulicy, Twoje serce wpada w galop. Jej adres w skrzynce mailowej wywołuje niemiły skręt w żołądku. Ale to nie jedyne formy lęku, z którymi przyjdzie Ci się zmierzyć. Te formy przeminą z czasem, kiedy matka w końcu odpuści, ale na dłużej pozostaną Ci inne. Trudniejsze do pokonania.

To zaburzenia lękowe. Generalnie, są ich dwa rodzaje. Lęk o charakterze napadowym to np. klaustrofobia, agorafobia (strach przed otwartymi przestrzeniami), strach przed zatruciem lub bakteriami (i przemożna chęć natychmiastowego umycia rąk), napady paniki ze strachem przed śmiercią, itd. A drugi rodzaj to lęk uogólniony, którego źródło trudno umiejscowić. Boisz się czegoś nieokreślonego, albo generalnie śmierci, choroby, głodu, jakiegoś nieszczęścia, które może spaść na Twoją rodzinę. Że zaraz spotka Cię jakaś straszna kara. Boisz się wojny, katastrof naturalnych. Boisz się, że stanie się coś złego. Że zachorujesz, a ktoś skrzywdzi Twoje dziecko.

Sama po gwałtownym zakończeniu kontaktów z matką, przez kilka miesięcy doznawałam napadów lękowych o charakterze klaustrofobii, jak również napadów panicznego lęku w sytuacjach unieruchomienia (np. na fotelu u dentysty podczas zabiegu) . Objawiało się to w ten sposób, że nagle spadało na mnie uczucie przerażenia, że jestem zamknięta, zniewolona, nie mogę się ruszyć, gwałtownie biło mi serce, oblewał mnie pot, brakowało oddechu, czułam, że za chwilę się uduszę. Dodam, że wcześniej doznawałam takich lęków jako małe dziecko, więc było to dla mnie niemałym szokiem. Dziwne, na pierwszy rzut oka, że te stany pojawiły się dopiero, kiedy już zdecydowana byłam nigdy więcej nie oglądać matki. Myślę, że bardzo się bałam, co zrobi mojemu synkowi i mojej rodzinie, jak to już opisałam w postach o narcystycznej babci.

Jak walczyć z lękiem napadowym? Najlepsza będzie psychoterapia u terapeuty poznawczo-behawioralnego i ewentualnie farmakoterapia. Jeśli jednak nie chcesz lub nie możesz z nich skorzystać, mogę polecić metodę, którą sama się wyleczyłam. A polega ona z grubsza na przyjrzeniu się swojemu... myśleniu. Tak, myśleniu. I zmianie, wskutek zmiany myślenia, swoich uczuć i swojego zachowania. W psychologii trwały długi czas spory, co jest pierwsze: emocje czy myślenie. Wygląda na to, że w przypadku lęku, jest to myślenie. Nasz mózg odbiera jakieś bodźce (np. ciasna winda) i musi je jakoś zinterpretować i nadać im znaczenie (zaraz się zatnie i nie będę mogła wyjść - uduszę się - zagrożenie!). Dopiero wtedy pojawia się emocja - strach. Skoro jednak to nasza kora nowa, racjonalna część naszego umysłu decyduje o ocenie, jaka to jest sytuacja, to logiczne jest, że możemy na nią wpływać także myśleniem. Możemy zreinterpretować sytuację budzącą w nas lęk. A jak to zrobić?

Metoda STOP składa się z kilku kroków:

S - Strach, który się u mnie pojawia. Np. kiedy wsiadam do zatłoczonej windy.
T - teraz wydarzy się coś bardzo złego (umrę na zawał, uduszę się)
O - odrzucam bierność! - staram się przeciwstawić strachowi, w kilku konkretnych krokach:

Krok 1: Zdefiniuj na czym polega problem? Np. boję się zamknięcia. A tak naprawdę, czego się boisz? Ja boję się zniewolenia mnie przez moją narcystyczną matkę.
Krok 2: Poszukaj możliwych rozwiązań - wszystkich jak leci, nie oceniaj ich. Zastanów się, co mógłby zrobić ktoś inny na Twoim miejscu, gdyby sytuacja nie była taka straszna. Np. może wezwać pomocy przez przycisk alarmowy. Albo zamknąć oczy. Natychmiast wysiąść. Albo głęboko i powoli oddychać. Przecież w windach jest wentylacja. Nawet jeśli się zatrzyma między piętrami, powietrza mi wystarczy. Mogę pomyśleć o czymś przyjemnym.
Krok 3: Wybierz jedno rozwiązanie, takie, które wydaje Ci się najlepsze. Np. powoli oddycham, myśląc o tym, jakie miłe spotkanie czeka mnie, kiedy wysiądę z windy i pójdę do przyjaciółki, która mieszka na 10. piętrze.

Strach to emocja. Każda emocja, pojawia się w nas, osiąga swój szczyt i nieuchronnie opada. Zawsze opada. Mając tego świadomość, kiedy nachodziła mnie fala przerażenia, świadomie obserwowałam, że rośnie. Jednocześnie wykonywałam wszystkie kroki, powtarzając sobie w myślach, że emocja zaraz opadnie. Starałam się też jak najwolniej oddychać. I tak się zawsze działo - emocja opadała.

P - poradziłam sobie! Dojechałam na swoje piętro bez wybuchu histerii i wysiadania na najbliższym piętrze. Chwalę siebie w myślach i daję sobie jakąś małą nagrodę (np. 10 minut oglądania fryzur na Pinterest, jeśli to akurat lubię).

STOP lękowi!

Nie mówię, że uda Ci się to wszystko od razu. Trzeba ćwiczyć. Im częściej Ci się uda poradzić sobie (samodzielnie się uspokoić), tym szybciej lęk będzie się zmniejszał. Zachowanie, które, zostało nagrodzone, częściej powtarza się w przyszłości. I odwrotnie, to bez nagrody, staje się rzadsze w przyszłości. Najgorsze, co można zrobić, to zacząć unikać sytuacji wywołujących lęk. Unikając zmierzenia się z lękiem, podsycamy go. Nie mając okazji do zweryfikowania, jaka jest ta przerażająca sytuacja w rzeczywistości, zdajemy się na moc naszej wyobraźni, a ta jest nieograniczona. Unikam trudnej sytuacji (nie korzystam z windy, ulegając swojemu lękowi). Uspokajam się, zaraz po ulegnięciu lękowi, tym samym go nagradzając. Zatem lęk będzie się wzmacniał. W ten sposób może on urosnąć do wielkich rozmiarów - np. każda fobia społeczna zaczyna się od lekkiej obawy przed byciem źle ocenionym przez innych ludzi. Nagradzana przez unikanie kontaktów z innymi, rośnie. Kończy się tym, że cierpiąca na fobię osoba nie jest w stanie wyjść z domu. Dlatego trzeba dążyć do kontaktu z sytuacjami wywołującymi lęk, by sprawdzić czy coś faktycznie nam się stanie. W ramach swojej autoterapii korzystałam z ciasnych wind, zatłoczonych autobusów, wizyt w ciemnych miejscach (sale kinowe, planetarium, tunele kolejowe). Nie od razu, oczywiście, udało mi się dojść do P. Ale od razu zaobserwowałam, że emocja faktycznie pojawia się, rośnie i znika. To mi od razu poprawiło nastrój. Pamiętaj, że nie jesteś już bezradnym dzieckiem, zależnym od matki, tylko dorosłą kobietą, która umie sobie radzić.

A co z lękiem uogólnionym (przed czymś strasznym, rozpadem, śmiercią, katastrofą, wojną światową, itd.)? Tutaj też pomocna będzie zmiana myślenia. Przypuśćmy, że boje się, że dopadnie mnie śmiertelna choroba. Prowadzimy ze sobą wewnętrzny dialog:

  • Czy jestem pewna, że coś się stanie? Odpowiedź: Nie
  • Co jeszcze może się stać? Właściwie nic gorszego nie może mnie spotkać.
  • Co się wydarzyło wcześniej w podobnej sytuacji? Wiele razy dopadał mnie ten lęk, a mimo to jestem zdrowa. Nic mi się nie stało. 
  • Czy coś podobnego przytrafiło się komuś, kogo znam? Jak sobie z tym poradził? Tak, mojemu ojcu, ale on był alkoholikiem pijącym przez 20 lat i przez wiele lat palił olbrzymie ilości papierosów. Ja rzadko piję, nie palę i prowadzę raczej zdrowy tryb życia. Ojciec dzielnie stawał wobec choroby, walczył, póki starczyło mu sił, później rozsądnie korzystał z terapii paliatywnej. Dzięki temu uniknął wielu cierpień typowych dla tej choroby. 
  • Ile razy to się zdarzyło wcześniej? Tylko raz. Nie ma w tym żadnej reguły
Kiedy już odpowiesz sobie na te pytania, oceń generalnie, jakie jest prawdopodobieństwo tego wydarzenia. Moja odpowiedź: Niewielkie
Teraz pora na myśl przystosowawczą. Czyli taką, która pozwoli nam sobie poradzić z tym lękiem, w tym i następnych jego wystąpieniach. Zastanów się, co możesz zrobić, by uniknąć tego, czego się boisz i jaka jest najgorsza rzecz, jaka może się wydarzyć w tej przerażającej sytuacji? Moja odpowiedź: Najgorsza wcale nie jest śmierć, bo jej nie uniknę, jak wszyscy. Najbardziej boję się cierpienia fizycznego, zależności od innych, upokorzenia. Co mogę zrobić? Prowadzę zdrowy tryb życia, mogę schudnąć, badam się. A jeśli zachoruję, wiem z doświadczeń mojego ojca, że są sposoby, by ograniczyć cierpienie. Mam kochającą rodzinę i wiem, że mogłabym liczyć na ich pomoc i opiekę w razie choroby. Nie będzie w tym nic upokarzającego, tak jak nie było w tym, co sama zrobiłam dla swojego ojca, kiedy umierał. 

Być może, że lęki nachodzą Cię najczęściej nocą i nie dają Ci spać. Moja rada jest taka: pogódź się z tym, że nie śpisz. Przez jakiś czas tak będzie, ale potem przeminie (jak każda emocja - urośnie, a potem opadnie). Większym problemem niż sama bezsenność, jest zamartwianie się nią. Kiedy więc nie możesz zasnąć, po prostu leż z zamkniętymi oczami i odpoczywaj. rozluźniając swoje ciało. Bezsenność kiedyś przeminie - natura w końcu Cię uśpi, któregoś dnia padniesz i prześpisz całą noc. Przez jakiś czas będziesz zmęczona, ale dasz radę. Sama przekonałam się, że daję radę jakoś funkcjonować w ciągu dnia pomimo, że spałam tylko 4-5 godzin (a optymalną dla mnie liczbą jest 9 godzin, co zdarza mi się niezmiernie rzadko, odkąd mam dzieci). Kiedy pogodziłam się z tym, noce stały się o wiele spokojniejsze, bo wiedziałam, że jutro przyjdzie dzień i dam sobie radę z najważniejszymi rzeczami, pomimo zmęczenia, koncentrując się tylko na tym jednym dniu. Nie denerwowałam się tym, że nie śpię. Wkrótce zaczęłam o wiele lepiej sypiać. 

Jednak najlepszą radą na lęk uogólniony jest życie TU I TERAZ. Nie zmienimy już przeszłości - jest dla nas nieodwołalnie zamknięta, nie mamy na nią najmniejszego wpływu. Nie możemy w niej już być. Przyszłość rozciąga się przed nami, ale nie możemy do niej zajrzeć i nie mamy na nią wielkiego wpływu. Zwłaszcza w sprawach, które należą nie tylko do nas: światowego pokoju, globalnego ocieplenia, nagłych wypadków, na które nie mamy żadnego wpływu, sytuacji w firmie, która nas zatrudnia. Uniknięcie TERAZ czegokolwiek w przyszłości jest pozbawione szans powodzenia. Zatem i wysiłki, by tego dokonać, i martwienie się z powodu ich nieskuteczności, są całkowicie pozbawione sensu. Stawiaj więc sobie za cel tylko chwilę obecną i dobre przeżycie dnia dzisiejszego. Jeśli cierpisz na lęki, wstań rano z łóżka i pomyśl o tym, co robisz dzisiaj, jak spędzisz czas do końca dnia. I tylko o tym dzisiaj. Wykonuj to, co uważasz za słuszne, by zapewnić sobie dobrą przyszłość, ale skup się tylko na porcji na dzisiaj. Jeśli przytłacza Cię ilość spraw, które musisz ogarnąć, przyjmij za zasadę, żeby zajmować się jedną sprawą naraz. Jeśli robię zakupy, cała moja uwaga skupia się na nich. Nie myślę o obiedzie, który ugotuję ze zrobionych zakupów, ani tym bardziej o obiedzie na niedzielę. Jeśli mam do odpisania mnóstwo listów, porządkuję je według listy najpilniejszych. Odpisuję na jeden naraz i koncentruję się na nim, nie myśląc na razie o pozostałych. Jeśli mam stos zawodowych spraw do przerobienia, układam je w kolejce, ale tylko jeden temat naraz kładę na biurku. Nasz lęk przed przyszłością, niepowodzeniem, kłopotami, nie jest w stanie nic zdziałać z ową przyszłością. Może jedynie dokuczać nam teraz i zatruwać nam życie. Lękiem niczego nie zmienimy, a poświęcając mu energię psychiczną, powstrzymujemy się przed cieszeniem się życiem i działaniem, tu i teraz. Czy Twój lęk kiedykolwiek uchronił Cię przed tym, czego się bałaś? Nie i dlatego jest uczuciem bezproduktywnym. Zrozum mnie dobrze - nie namawiam Cię, byś w ogóle nie myślała o przyszłości, ale byś się do niej przygotowała tylko w zakresie dostępnym Ci dzisiaj. I nie martwiła się o resztę. Twoja narcystyczna matka celowo nauczyła Cię stałego niepokoju: osoba, która jest przepełniona lękiem jest o wiele łatwiejsza do rządzenia, bo nie ma sił na bieżące życie. Zaszczepione przez nią lęki i niepokoje mogą też być przyczyną autosabotażu, którego być może nieświadomie dokonujesz w swoim życiu. Napiszę jeszcze o tym osobno. 

Na koniec kilka ćwiczeń praktycznych: 

Czy jeśli spędzisz najbliższą godzinę na przetrawianiu lęku przed katastrofą, to czy zapobiegnie to tej katastrofie? Zapewne nie. A jeśli spędzisz czas na czymś przyjemnym, czy to zapobiegnie katastrofie? Także nie. Wniosek: lepiej spędzić ten czas na czymś przyjemnym.

Wyznacz sobie czas na myślenie o sprawach, których się lękasz: np. codziennie o 19:00. Najpierw przeznacz na to pół godziny. Po upłynięciu tego czasu powiedz sobie, że odkładasz zmartwienia na później, do jutra o 19:00. Potem skróć ten czas do 15 minut, itd. Wkrótce odkryjesz, że to "później" przychodzi po coraz dłuższym czasie i wkrótce będzie Ci szkoda czasu na przeżywanie lęku. 

Zrób sobie listę spraw, których lękasz się dzisiaj, których lękałaś się w zeszłym tygodniu, miesiącu i roku. Porównaj te listy. Większość z tego, czego bałaś się rok temu, nigdy się nie wydarzyła. 

Pamiętaj, jeden krok na raz. Jeden dzień do zachodu słońca. Tu i teraz. 


C. D. N.