Czytałam wcześniej tę książkę po angielsku (Will I ever be good enough). Autorkę znam z jej stron Will I ever be good enough, Facebooka Dr Karyl McBride i bloga The legacy of distorted love na Psychology Today. Polskie wydanie nie różni się zasadniczo od amerykańskiego.
Autorka pisze ją z pozycji osobistych - sama będąc córką narcystycznej matki, opisuje swoją drogę do uświadomienia, co jest źródłem jej życiowych problemów. Co znamienne, dr McBride rozpoczynając pracę terapeuty, wciąż nie miała kontaktu ze swoimi uczuciami dotyczącymi matki.
Podkreśla też, że perspektywa kulturowa (jej własne macierzyństwo przypadło na okres, kiedy nie przypisywano już całej "winy" za problemy dziecka rodzicom, a znacznie doceniono wpływy środowiskowe) długo kazała jej odrzucać myśl o tym, że to zachowanie matki może być źródłem jej poczucia straty i osamotnienia. U nas kontekst kulturowy jest zupełnie inny - poświęcająca się Matka-Polka to nietykalna świętość - ale wnioski i skutki są takie same: cokolwiek się złego nie działo, na pewno matka nie miała w tym udziału. Taka osobista perspektywa dodaje wiarygodności książce.
Podkreśla też, że perspektywa kulturowa (jej własne macierzyństwo przypadło na okres, kiedy nie przypisywano już całej "winy" za problemy dziecka rodzicom, a znacznie doceniono wpływy środowiskowe) długo kazała jej odrzucać myśl o tym, że to zachowanie matki może być źródłem jej poczucia straty i osamotnienia. U nas kontekst kulturowy jest zupełnie inny - poświęcająca się Matka-Polka to nietykalna świętość - ale wnioski i skutki są takie same: cokolwiek się złego nie działo, na pewno matka nie miała w tym udziału. Taka osobista perspektywa dodaje wiarygodności książce.
Autorka zaczyna od opisania narcyzmu poprzez przykłady z życia swoich pacjentek. Krótkie wypowiedzi jej pacjentek będą powracały przez całą książkę. Z pewnością odnajdziesz siebie i swoje doświadczenia w wielu z tych historii, co po raz kolejny dowodzi, że autorka rozumie w czym problem. Ujmuje, na przykład, sposoby w jaki narcystyczna matka zadaje ból córce, w formie oryginalnie pomyślanej i nader trafnej "listy 10 żądeł".
Kolejny rozdział jest poświęcony nieco bardziej szczegółowej analizie narcyzmu matczynego. Znajdziesz tutaj dość krótką informację o matkach narcystycznych ignorujących, pochłaniających i tych, które mają mieszane zachowania tego typu. Do oryginalnych stwierdzeń autorki zaliczam konstatację, że choć są to dwa skrajnie różne w zachowaniu typy narcystycznych matek, to oba prowadzą do takich samych rezultatów u córek - niewiary w siebie, niskiego poczucia własnej wartości, poczucia braku znaczenia w życiu matki, itd. Następnie autorka wymienia sześć podtypów narcystycznych matek, które jednak są nieco zdominowane przez amerykańską kulturę, bo najwięcej uwagi poświęca matkom nastawionym na osiągnięcia, ekstrawertycznym (szukającym podziwu w intensywnym życiu towarzyskim), a także uzależnionym (alkoholiczki itd.). Wymienia także takie, które w naszych warunkach zdarzają się o wiele częściej, o ile mogę to ocenić na podstawie listów Czytelniczek. Jak np. narcyzm psychosomatyczny, czyli matka domagająca się uwagi i specjalnego traktowania ze względu na rzekome choroby i szantażująca emocjonalnie córkę swoją śmiercią i chorobą, jak tylko ta próbuje żyć własnym życiem. Albo narcyzm skrycie podły, czyli też wyjątkowo częsty przypadek matki, która zupełnie inną twarz pokazuje Tobie, a inną światu, a między tymi twarzami jest ogromny kontrast. Zabrakło jednak tutaj pogłębionej analizy narcyzmu we wszystkich jego odmianach, jak np. religijna narcystyczna matka (bardzo częsta u nas) czy narcyza złośliwa, również często spotykany (może nie częściej niż inne, ale córki takich matek znajdują się zwykle w najbardziej dramatycznej opresji i z tego powodu częściej zwracają się o pomoc). Warto uświadomić sobie, że narcystyczne matki bywają nie tylko nieświadome tego, że krzywdzą córki z powodu całkowitej koncentracji na sobie i organicznie niezdolne do empatii, jak wymienia autorka. Ale że zdarzają się wśród nich prawdziwe sadystki, które aktywnie znęcają się fizycznie i psychicznie nad swoimi córkami, doświadczając przyjemności z zadawania im bólu, niszczenia ich życia. Te kobiety to psychopatki, które zabiłyby swoje córki, gdyby nie strach przed konsekwencjami. Kiedy córki są małe, biją je i głodzą, a jak dorosną, pozywają je do sądów, oskarżają o wyimaginowane przestępstwa, próbują im odebrać dzieci, okradają je, śledzą, zastraszają itd. O takich matkach nie ma nic w tej książce, choć są najbardziej groźne ze wszystkich. Niemniej, rozdział ten daje dużo konkretnej informacji.
Dalej, autorka opisuje narcystyczną rodzinę, z całą jej zaburzoną strukturą i dynamiką, przyzwalającym ojcem, braćmi traktowanymi jak Złote Dzieci i siostrami, z których niektóre odgrywają rolę Złotych Dzieci, a inne Kozłów Ofiarnych (autorka nie używa tej nomenklatury, ale chodzi o te same pojęcia). Dr McBride opisuje także dwa sposoby, na jakie córki radzą sobie z poczuciem bycia niekochaną lub kochaną wyłącznie za to, co robią dla matki, a nie za to kim są. Jest tutaj sporo odkrywczych informacji, w których odnajdziesz siebie, jak choćby to, że choć strategie radzenia sobie są zupełnie inne (perfekcjonizm versus autosabotaż), wynikają one dokładnie z takich samych zinternalizowanych negatywnych przekazów od matki. Pojęcia te są lepiej rozwinięte w kolejnych rozdziałach.
W drugiej części książki autorka pisze więcej o tym, jak wychowanie przez narcystyczną matkę wpływa na Twoje życie, czyli o czymś, co nazywam narcystycznym dziedzictwem, rozpoczynając od dokładniejszego opisu metod radzenia sobie z brakiem miłości matki. Rozdziały te szczególnie polecam Ci, jeśli jesteś typem "stachanowca", kobiety-perfekcjonistki, która stale bierze sobie na głowę zbyt duże obciążenia i czuje przymus pokazania matce i otoczeniu, że jest coś warta. Autorka dużo pisze też o autosabotażu, który wydaje mi się nieco zbyt mocnym słowem. Uważam, że, córkami narcystycznych matek kieruje raczej brak wiary we własnej siły, niż rezygnacja ze starań, bo po co się starać, kiedy i tak nie zasłuży się na miłość matki. Sądzę, że przez podejście autorki przemawia specyfika amerykańskiej kultury, w której osiągnięcia życiowe definiuje się przede wszystkim przez pryzmat osiągnięć zawodowych czy statusu finansowego.
Dalej, mamy bardzo dobry rozdział o związkach romantycznych w życiu dorosłej córki narcystycznej matki. O jej próbach pozyskania w związku tego, czego nie dostała od matki (sama tego doświadczyłam), bądź mimowolnym wchodzeniu w związki z osobami podobnymi do matki. Polecam Ci, jeśli masz poczucie, że wciąż trafiasz na niewłaściwych mężczyzn. Jeszcze ciekawszy, w moim odczuciu, jest rozdział traktujący o naszym, córek, macierzyństwie pod wymownym tytułem Ratunku, zmieniam się we własną matkę. Opowiada o trudnej drodze do bycia dobrą matką, kiedy nie miało się wzorców, tak by nie popaść ani w naśladowanie matki, ani bycie jej całkowitym przeciwieństwie (o pułapce popadnięcia w przesadę w drugą stronę już pisałam). Autorka uczciwie też mierzy się z prawdą o tym, że mogłyśmy odziedziczyć po matce niektóre cechy i sposób działania, i praktycznie doradza, jak sobie z nimi radzić.
W trzeciej części znajdujemy wreszcie to, co obiecuje podtytuł książki. Tutaj autorka opisuje swoją, wypracowaną w trakcie wieloletniej pracy terapeutycznej z córkami narcystycznych matek, metodę zdrowienia w trzech krokach. Opisuje etapy radzenia sobie z tym, co pozostawiło w nas dzieciństwo z narcystyczną matką. Etapy są nieco inne niż te, które tutaj opisuję, ale nie ma to większego znaczenia, bo liczy się efekt. Każdy etap jest dokładnie opisany, poparty doświadczeniami osobistymi i relacjami pacjentek dr McBride. Zawiera też praktyczne narzędzia do sprawdzania, czy już poradziłyśmy sobie z danym etapem oraz dużo praktycznych, pomysłowych ćwiczeń. Autorka ogromny nacisk kładzie na pogodzenie się z ograniczeniami matki (narcyzi się nie zmieniają) i odbycie żałoby, podkreślając, że bez tych etapów nie można skutecznie przebudować swojego życia. W pełni zgadzam się z tą opinią.
Następnie dr McBride pisze o oddzielaniu się od matki, w trzech obszarach: zrozumieniu, jak matka projektuje swoje uczucia na Ciebie (np. przypisuje, że jej nienawidzisz, choć to ona nienawidzi Ciebie), znoszeniu jej zazdrości i wykorzenieniu uwewnętrznionych w sobie negatywnych przekazów matki. To ostatnie uważam za najtrudniejsze w zdrowieniu po narcystycznej opresji. Niestety, książka zawiera niewiele wskazówek na ten temat, odsyła za to do terapii EMDR. Będę jeszcze pisać o pracy z ciałem w kontekście zdrowienia, ale uważam, że ten punkt książki jest zdecydowanie najsłabszy.
Za to cały, długi rozdział trzeciej części, zatytułowany Staję się kobietą, którą rzeczywiście jestem, autorka poświęca na odbudowanie swojej tożsamości i odkrywanie własnej drogi. Jest tam opisany, wraz z ćwiczeniami koncept wewnętrznej matki, metoda którą sama stosuję i polecam. Znajdziesz tam również wskazówki na temat różnych kryzysów i pułapek, która czyhają na Ciebie w procesie stawania się sobą. Oraz liczne ćwiczenia mające na celu poznanie siebie i nauczenie się na nowo cieszenia się życiem. Rozdział ten jest bardzo pomocny w nauczeniu się szeroko pojętego dbania o siebie, zarówno w aspekcie zdrowia fizycznego i psychicznego, jak i prawa do własnego rozwoju.
Cenny jest również rozdział opisujący jak kontaktować się z matką w czasie procesu zdrowienia (jeśli decydujesz się podtrzymywać z nią kontakty). Generalnie, da się wyczuć, że autorka mocniej wspiera, by ten kontakt utrzymywać, optując za Małym Kontaktem, który określa jako Kulturalne stosunki. Dr McBride wprawdzie wspomina, że bywają matki zbyt toksyczne, by utrzymywać z nim kontakt, jednak nie podaje żadnych konkretnych wskazówek jak przeprowadzić Zero Kontaktu i wytrwać w nim, co uważam za duży brak. Sporo jednak w tym rozdziale konkretnych wskazówek, jak wyznaczać swoje granice oraz o możliwościach wspólnej terapii z matką. Spory nacisk autorka kładzie na zrozumienie, dlaczego matka jest taka, jaka jest i pogodzenie się z tym (co nie oznacza zgody na złe traktowanie z jej strony). Oraz na wybaczenie, jednak w taki sposób, jaki mi się podoba. Nie oznacza bowiem ono zapomnienia tego, co matka zrobiła, ani zgody na dalsze nękanie przez nią, a jedynie wewnętrzne uwalnianie się od tego, co minione, odejście od przeżywania silnych emocji związanych z matką i wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Dość powiedzieć, że dzięki tej książce zdołałam ostatecznie przebaczyć mojemu przyzwalającemu ojcu.
Książkę wieńczy chyba najbardziej wartościowy z całej pozycji rozdział o tym, jak dostrzec pewne narcystyczne cechy w sobie (każda z nas je ma, przynajmniej jedną czy dwie, o czym pisałam tutaj). Jak wspominałam, problemy z empatią często występują rodzinnie i tutaj znajdziesz wiele wskazówek, jak sobie z tym radzić. Jak być innym rodzicem niż Twoja matka, by nie popaść w przeciwieństwo i wychowywać następnego narcyza (jeśli byłaś Kozłem Ofiarnym) albo kolejną osobę niepewną swojej wartości. Jak brać odpowiedzialność za swoje uczucia i zachowanie. To bardzo ważny temat,w którym wciąż mam parę rzeczy do "przerobienia". W tym rozdziale znajdziesz też wskazówki, jak uniknąć skutków swojego dzieciństwa w życiu miłosnym i w kontaktach przyjacielskich.
Następnie dr McBride pisze o oddzielaniu się od matki, w trzech obszarach: zrozumieniu, jak matka projektuje swoje uczucia na Ciebie (np. przypisuje, że jej nienawidzisz, choć to ona nienawidzi Ciebie), znoszeniu jej zazdrości i wykorzenieniu uwewnętrznionych w sobie negatywnych przekazów matki. To ostatnie uważam za najtrudniejsze w zdrowieniu po narcystycznej opresji. Niestety, książka zawiera niewiele wskazówek na ten temat, odsyła za to do terapii EMDR. Będę jeszcze pisać o pracy z ciałem w kontekście zdrowienia, ale uważam, że ten punkt książki jest zdecydowanie najsłabszy.
Za to cały, długi rozdział trzeciej części, zatytułowany Staję się kobietą, którą rzeczywiście jestem, autorka poświęca na odbudowanie swojej tożsamości i odkrywanie własnej drogi. Jest tam opisany, wraz z ćwiczeniami koncept wewnętrznej matki, metoda którą sama stosuję i polecam. Znajdziesz tam również wskazówki na temat różnych kryzysów i pułapek, która czyhają na Ciebie w procesie stawania się sobą. Oraz liczne ćwiczenia mające na celu poznanie siebie i nauczenie się na nowo cieszenia się życiem. Rozdział ten jest bardzo pomocny w nauczeniu się szeroko pojętego dbania o siebie, zarówno w aspekcie zdrowia fizycznego i psychicznego, jak i prawa do własnego rozwoju.
Cenny jest również rozdział opisujący jak kontaktować się z matką w czasie procesu zdrowienia (jeśli decydujesz się podtrzymywać z nią kontakty). Generalnie, da się wyczuć, że autorka mocniej wspiera, by ten kontakt utrzymywać, optując za Małym Kontaktem, który określa jako Kulturalne stosunki. Dr McBride wprawdzie wspomina, że bywają matki zbyt toksyczne, by utrzymywać z nim kontakt, jednak nie podaje żadnych konkretnych wskazówek jak przeprowadzić Zero Kontaktu i wytrwać w nim, co uważam za duży brak. Sporo jednak w tym rozdziale konkretnych wskazówek, jak wyznaczać swoje granice oraz o możliwościach wspólnej terapii z matką. Spory nacisk autorka kładzie na zrozumienie, dlaczego matka jest taka, jaka jest i pogodzenie się z tym (co nie oznacza zgody na złe traktowanie z jej strony). Oraz na wybaczenie, jednak w taki sposób, jaki mi się podoba. Nie oznacza bowiem ono zapomnienia tego, co matka zrobiła, ani zgody na dalsze nękanie przez nią, a jedynie wewnętrzne uwalnianie się od tego, co minione, odejście od przeżywania silnych emocji związanych z matką i wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Dość powiedzieć, że dzięki tej książce zdołałam ostatecznie przebaczyć mojemu przyzwalającemu ojcu.
Książkę wieńczy chyba najbardziej wartościowy z całej pozycji rozdział o tym, jak dostrzec pewne narcystyczne cechy w sobie (każda z nas je ma, przynajmniej jedną czy dwie, o czym pisałam tutaj). Jak wspominałam, problemy z empatią często występują rodzinnie i tutaj znajdziesz wiele wskazówek, jak sobie z tym radzić. Jak być innym rodzicem niż Twoja matka, by nie popaść w przeciwieństwo i wychowywać następnego narcyza (jeśli byłaś Kozłem Ofiarnym) albo kolejną osobę niepewną swojej wartości. Jak brać odpowiedzialność za swoje uczucia i zachowanie. To bardzo ważny temat,w którym wciąż mam parę rzeczy do "przerobienia". W tym rozdziale znajdziesz też wskazówki, jak uniknąć skutków swojego dzieciństwa w życiu miłosnym i w kontaktach przyjacielskich.
Autorka mało niestety pisze o radzeniu sobie z poczuciem winy, a to, uważam, że jest bardzo istotne dla zdrowienia (będę jeszcze o tym pisać). Obiecuje też, że po przejściu przez wszystkie etapy zdrowienia, córka będzie w stanie wytrzymać wszelkie negatywne tyrady i krytycyzm matki. Osobiście nie wierzę, że to możliwe, by całkowicie bez emocji przez coś takiego przechodzić, chyba, że matka jest po tej stronie spektrum narcystycznego zaburzenia, które umownie można nazwać "lekkim". Nasuwa mi się też oczywiste i logiczne pytanie, skoro ta osoba stale nas tak traktuje, to po co utrzymywać z nią kontakt? Jakie wartości miałaby wnieść do naszego życia? Wydaje się, że zabrakło tutaj refleksji nad sensownością zmagania się z uporczywymi, niezmiennie okrutnymi osobami. Nie jestem pewna, czy czytelniczka tej książki po lekturze będzie potrafiła poradzić sobie z odróżnieniem przypadku beznadziejnego od takiego, z którym można utrzymywać powierzchowne stosunki.
Reasumując, to jednak bardzo ciekawa, kompleksowo traktująca temat pozycja, którą na pewno warto przeczytać. Mogę ją szczerze polecić. Jako ciekawostkę mogę dodać, że krótko po zakupieniu, zostawiłam ją niechcący w poczekalni poradni, do której uczęszcza moje niepełnosprawne dziecko (kiedy ono jest w gabinecie, mam chwilę na lekturę). Dopiero po tygodniu znalazłam czas, by ją odebrać - ktoś ją odniósł do rejestracji. Wyglądała, jakby przeczytało ją co najmniej kilka osób, co chyba świadczy o tym, że temat jest ważny, a książka warta przeczytania.
Reasumując, to jednak bardzo ciekawa, kompleksowo traktująca temat pozycja, którą na pewno warto przeczytać. Mogę ją szczerze polecić. Jako ciekawostkę mogę dodać, że krótko po zakupieniu, zostawiłam ją niechcący w poczekalni poradni, do której uczęszcza moje niepełnosprawne dziecko (kiedy ono jest w gabinecie, mam chwilę na lekturę). Dopiero po tygodniu znalazłam czas, by ją odebrać - ktoś ją odniósł do rejestracji. Wyglądała, jakby przeczytało ją co najmniej kilka osób, co chyba świadczy o tym, że temat jest ważny, a książka warta przeczytania.