niedziela, 3 września 2017

Narcyza hipochondryczka, część 1.

Narcystyczne matki, w swej chęci sprawowania kontroli nad potomstwem, korzystają zwykle z uwarunkowań kulturowych danego kraju. Polska jest krajem mocno katolickim i dlatego bardzo dużo u nas religijnych narcyz. Jest również krajem, w którym dzieci, także dorosłe, są ściśle związane z rodzicami i mają poczucie zobowiązania wobec nich. To wykorzystują pochłaniające narcystyczne matki, o których wkrótce napiszę na konkretnym przykładzie. Polska jest także krajem, gdzie patriarchalna kultura stawia kobiety w roli służebniczek rodziny, co sprzyja narcyzie-cierpiętnicy, która czyni poświęcenie dla rodziny swoim orężem w jej kontrolowaniu. Wreszcie, jako że każdy Polak zna się na medycynie, a omawianie swoich chorób należy do normalnego toku rozmowy, chyba najliczniejsza grupa narcystycznych matek w Polsce to hipochondryczki.

Jest to kobieta, która cierpi na urojone kłopoty zdrowotne po to, by przyciągać do siebie uwagę córki i wpędzać ją w poczucie winy. By wzbudzać  w niej nadmierną litość i wyłudzać od niej (i innych członków rodziny) nienależne sobie świadczenia. Lub zmuszać ją do posłuszeństwa.

Narcyza taka jest wiecznie ciężko chora i bardzo cierpiąca, przy czym często trudno stwierdzić, co dokładnie jej dolega. Skarży się na liczne dolegliwości, które trudno obiektywnie sprawdzić. Jest "obolała" i wiecznie zmęczona. Rzekoma, a czasem rzeczywista, ale z upodobaniem wyolbrzymiana choroba, służy jej za wymówkę, by unikać wszelkiej życiowej aktywności, podejmowania obowiązków dorosłej osoby. Choroba służy narcyzie, by zwalniać się z odpowiedzialności za swoje życie. Córki takich matek, nawet jeszcze jako małe dziewczynki, przejmują za nią całą odpowiedzialność za rodzinę i prowadzenie domu, robią wszystko, by nie męczyć "schorowanej" mamusi i dać jej wypocząć. Szybko prowadzi to do wykorzystywania córki i zmuszania jej do niewolniczej pracy ponad siły. Taka sytuacja, to parentyfikacja, czyli zamiana rolami dorosłych z dziećmi. Dzieci takiej matki nie mają szans na opiekę i troskę - ich los obchodzi matkę tylko o tyle, żeby były w stanie jej usługiwać. Stan taki u matek-hipochondryczek trwa przez całe życie - kiedy córka dorośnie i założy własną rodzinę, nadal czuje się zobowiązana lecieć na każde wezwanie "chorej mamusi", która żąda rozmaitych usług, nie zważając na inne zobowiązania córki. I córka opiekuje się nią niewolniczo aż do jej śmierci. Z wielkim trudem łącząc wiele ról - własne macierzyństwo, pracę zawodową, małżeństwo i matkowanie własnej matce.

Moja matka przez całe lata po przyjściu z pracy (a pracowała w państwowym zakładzie, gdzie za komuny niewiele się robiło) była "zbyt zmęczona" by zająć się domem czy dzieckiem - przeciwnie, to ja miałam obowiązek podać jej jedzenie i herbatę pod nos, kiedy zalegała na wersalce, by oglądać do wieczora telewizję. Była "zbyt chora", żeby ze mną nawet porozmawiać, choć nie wiedziałam nawet, co to za choroba. Czułam jednak, że muszę przy niej chodzić na paluszkach. Ale ja nigdy nie miałam prawa być zmęczona czy chora. Pamiętam, że kiedyś szukałam w środku nocy lekarstwa na ból głowy, nie śmiałam budzić mamy, by mi je podała. Niechcący stłukłam termometr rtęciowy. Matka obudziła się i długo na mnie wrzeszczała. Miałam 7 lat i bardzo wysoką gorączkę - całość pamiętam jak majak senny. Czułam się potwornie winna, że ją obudziłam. Nie przyszło mi nawet do głowy, że to ona powinna się zainteresować, jak się czuję.

Narcyza hipochondryczka uwielbia chodzić do lekarza i "leczyć się", przy czym nie jest to realne leczenie się, a jedynie szukanie uwagi. Lubi lekarzy, którzy jej wysłuchują i eksperymentują terapeutycznie, próbując różnych rzeczy. Tych skupionych na rozwiązaniu, którzy próbują dociec konkretnie co jej dolega, unika, a kiedy lekarz zaczyna się orientować, że to symulantka i naciągaczka, narcyza hipochondryczka uznaje go za "niekompetentnego konowała" i szuka nowego. Tak samo, jeśli lekarz uzna, że potrzebny jest jej raczej psychiatra niż kardiolog, narcyza zrobi wszystko, by uniknąć wizyty u psychiatry - zasymuluje atak choroby, zapomni o terminie, albo znajdzie jakieś inne zobowiązania w tym czasie. Generalnie, lepiej zna się na medycynie od lekarzy, a zdanie sąsiadek na temat swego zdrowia (oczywiście tych, które są w jej kręgu adoracji) uważa za ważniejsze od orzeczenia konsylium lekarskiego. Narcyza hipochondryczka uwielbia też sanatoria (jeździ tam chętnie, zwłaszcza wtedy, gdy w rodzinie jest jakiś kryzys i istnieje groźba, że - nie daj Boże - musiałaby komuś pomóc). W sanatorium - przypomnijmy, ledwo chodząca, schorowana staruszka - nagle jest królowa parkietu i bywalczynią kawiarni. Narcyzę hipochondryczkę poznasz też po tym, że kiedy okażesz jej uległość lub może skorzystać z jakiejś przyjemności, która lubi, nagle następuje u niej cudowne ozdrowienie lub nagła poprawa samopoczucia i żwawo biegnie do tego zajęcia. Kiedy zaś Ty potrzebujesz pomocy albo musiałaby zrobić coś, na co nie ma ochoty, natychmiast się jej pogarsza.

Narcyza hipochondryczka uwielbia czytać o chorobach i wynajduje wciąż nowe u siebie. Wyszukuje w Google informacje, które pomogą jej lepiej symulować choroby. Interesują ją wszelkie nowinki w tym temacie, "zdrowe odżywianie", które często sprowadza się do tego, że szantażuje swoją chorobą córkę, by zmusić ja do zakupu jakichś horrendalnie drogich suplementów, cudownego materaca czy "zdrowotnych" garnków. Poza tym często oddaje się w ręce tzw. medycyny alternatywnej, w praktyce rozmaitych szarlatanów i naciągaczy, odstawiając leki przepisane przez lekarza. A kiedy jej to zaszkodzi, oczekuje, że Ty się nią zajmiesz i jeszcze pomożesz jej okłamywać lekarza. Jak każda narcyza uważa za naturalne, że to inni mają ponosić konsekwencje jej wyborów. Oczywiście, narcyza oczekuje, że córka będzie także finansowała jej wciąż nowe "prozdrowotne" pomysły. Albo wydaje własne pieniądze po to, by w połowie miesiąca zadzwonić do córki z płaczem, że nie ma grosza na jedzenie.

Narcyza-hipochondryczka używa swojej choroby, by nie słyszeć rzeczy, których usłyszeć nie chce i nie rozmawiać na niewygodne dla siebie tematy. Pewien mój Czytelnik opowiedział mi swoją historię ze zgodą na jej upublicznienie. Jest gejem, mężczyzną pod pięćdziesiątkę, od lat żyjącym w stałym związku. Wszyscy przyjaciele i rodzina wiedzieli o jego orientacji, i okolicznościach życiowych, wszyscy, oprócz matki. A dlaczego? Bo ilekroć próbował zacząć z nią ten temat, matka dostawała duszności, twierdziła, że skacze jej ciśnienie (naprawdę ma nadciśnienie, co w jej wieku jest raczej normą), teatralnie łapała się za serce, itd. Oczywiście, jego matka tak naprawdę wiedziała doskonale, że syn jest gejem. Jednak póki mogła, nie dopuszczała, by to zostało głośno powiedziane, bo mogłoby rzucić, w jej mniemaniu, cień na jej wizerunek idealnej matki. Nie chciała też zaakceptować jego prawdziwego życia, dlatego wpoiła mu silne przekonanie, że jeśli powie jej prawdę, ona tego nie wytrzyma i umrze. Wiele dorosłych dzieci takich matek zrobiło farsę ze swojego życia, udając przed matką kogoś zupełnie innego, niż są naprawdę. Żyjąc latami w kłamstwie i ukryciu. Albo starannie unikając tematów, które mogłyby wywołać "atak choroby" u matki. Tutaj ciekawy przykład. Autorka nie pisze o swoich rodzicach tak, byśmy mogły stwierdzić, czy to narcyzi, ale na pewno nie była to zdrowa rodzina, w której dziecko może pozwolić sobie na pełną ekspresję swoich uczuć i poglądów. A co z Czytelnikiem? Powiedział w końcu matce. Bynajmniej nie umarła. Wręcz przeciwnie, rzuciwszy w niego bardzo energicznie, jak na umierającą staruszkę, kilkoma bibelotami, kazała się mu wynosić z jej domu i z życia. Czytelnik odczuł olbrzymią ulgę. Czy nawiąże ponownie kontakty z matką, czas pokaże.

Narcyza przyciąga też przy użyciu choroby uwagę do siebie wtedy, kiedy nie jest w jej centrum. Na pogrzebie męża swojej córki, zamiast ją wesprzeć,  demonstracyjnie zemdleje, żeby wszyscy się skupili na niej. Na komunii wnuka będzie udawała, że ma napad duszności, jednym słowem zrobi wszystko, by przyciągnąć uwagę do siebie, celowo rujnując przy tym uroczystość córki. Matka mojej znajomej dostała ostrego bólu w klatce piersiowej, kiedy tylko córka oznajmiła, że jest w wyczekanej ciąży i wszyscy zaczęli jej gratulować. Kiedy matkę zabrano do szpitala, okazało się, że nie tylko nie ma zawału, ale ma serce całkowicie zdrowe. Po prostu nie mogła ścierpieć, że nie jest w centrum uwagi i uroczystość nie kręci się wokół niej.

Nie chodzi tu tylko o chwilową uwagę. Często funkcją choroby jest pozostawanie w centrum uwagi całej rodziny przez cały czas lub radzenie sobie ze zmianami, które tę uwagę zabierają. Dość często "choroba" pojawia się u całkiem do tej pory zdrowej i sprawnej matki, kiedy dochodzi do ważnych zmian - traci pracę, przechodzi menopauzę, dorastają i wyprowadzają się dzieci. Znika z życia narcyzy to, co do tej pory było jej źródłem narcystycznego zasilania, musi więc znaleźć nowe. Najprostszym sposobem na to, by wszystko znów kręciło się wokół niej, jest zachorować. Tu kolejny przykład z życia: matka Czytelniczki, przez całe życie trzęsąca firmą, w której była dyrektorką, przeszła na emeryturę. Pozbawiona możliwości rozstawiania po kątach pracowników zabiegających o jej względy, zaczęła (bardziej niż zwykle) rządzić całą rodziną. Dorosłe dzieci zaczęły jej unikać, a mąż coraz dłużej zostawał w pracy. A wtedy nagle zaczęły się u niej tajemnicze dolegliwości: bolała i piekła ją skóra na stopach. Oczywiście, wezwani na pomoc lekarze nie stwierdzali żadnej choroby. Ona tymczasem czuła się coraz gorzej, nie spała w nocy, za dnia płakała, itd. Lekarz, chcący się jej wreszcie pozbyć, przepisał jej silnie działające maści sterydowe. Używała ich bez umiaru, oczywiście nadal uskarżając się na ból. Za to nadmiar leków zaczął przynosić skutki uboczne - wkrótce na stopach naprawdę miała rany. Doszło do tego, że nie mogła chodzić - zdrowa sześćdziesięciolatka zaczęła jeździć na wózku inwalidzkim. Cała rodzina rzuciła się jej na pomoc, dzieci woziły ją do lekarzy, wszyscy ją pocieszali itd. Nie wiadomo jak długo by ten stan trwał (matka straciła wszelką chęć wyleczenia się, osiągnąwszy swój cel), gdyby nie to, że po roku wożenia jej na wózku, trafili na mądrego lekarza. Który im powiedział, że mama cierpi na zaburzenia psychiczne, należy ją umówić do psychiatry, a jeśli się do niego nie wybierze, zabrać jej wózek inwalidzki i ignorować ją przez jakiś czas. Jak się łatwo domyślić, "wyzdrowiała" w dwa tygodnie. Jak widać więc, narcyza nie tylko sobie wymyśla choroby i wyolbrzymia istniejące, ona jest wprost gotowa doprowadzić się do choroby, byle tylko uzyskać uwagę rodziny i władzę nad nią. Skrajna postać takiego zaburzenia to Zespół Münchhausena. Istnieje także Zastępczy Zespół Münchhausena - czyli doprowadzenie do choroby/urazu kogoś innego, by przyciągnąć uwagę do siebie. Narcystyczna babcia typu hipochondrycznego może posłużyć się Twoim dzieckiem, by przyciągnąć zainteresowanie do siebie. Znane są przypadki, gdy taka babcia celowo podtruwała małe dziecko, które nie mogło się poskarżyć. Tylko po to, by potem udając zatroskaną babcię, wzywać pogotowie czy biec do szpitala i cieszyć się zamieszaniem wokół swojej osoby. Jeśli czytałaś posty oznaczone etykietą narcystyczna babcia wiesz, że ostrzegam, by jak najdalej trzymać matkę od swoich dzieci. Jeśli jednak pozwalasz im się z nią spotykać, nigdy nie zostawiaj jej samej z nimi. A jeśli dziecko uskarża się na złe samopoczucie lub regularnie źle się czuje po spotkaniu z nią sam na sam, niech Ci się włączy czerwony alarm. Zrób dziecku badania, użyj ukrytej kamery. Zachowaj najwyższą ostrożność i nie uznawaj żadnego podejrzenia za zbyt daleko idące. Zastępczy Zespół Münchhausena to śmiertelne zagrożenie dla ofiary.

Narcystyczna matka nigdy nie pozwoli chorować Tobie. Jak tylko poskarżysz się na złe samopoczucie, albo wspomnisz, że byłaś u lekarza, matka natychmiast poczuje się gorzej, oczywiście znacznie gorzej od Ciebie. Porzuć myśli o ciepłym łóżku, matka oczekuje, że będziesz warować przy jej "łożu boleści". Jeśli chorujesz przewlekle albo miałaś jakiś wypadek, matka zrobi wszystko, żeby Cię "przelicytować". Masz złamaną nogę? Ona ma potworne bóle kręgosłupa. Które zmyśliła, albo których nie leczy, bo po co, skoro to jej daje "przewagę". Masz grypę? Ona ma stan przedzawałowy. Jeśli ośmielisz się jej poskarżyć, że źle się czujesz, prawdopodobnie usłyszysz To jest nic, ja to dopiero mam bóle... Tego rodzaju patologiczną rywalizację na choroby narcyza prowadzi również z rówieśnikami. Kiedy zaczynasz potrzebować jej pomocy czy opieki, matka dostaje ciężkiego nadciśnienia. To samo, jeśli chodzi o choroby Twoich dzieci. Moja matka przez wszystkie lata dziecięcych chorób moich dzieci nie przesiedziała ani jednej godziny przy ich łóżku, że nie wspomnę o nocy. Na pierwsze objawy gorączki, zaburzenia żołądkowe itd. natychmiast dostawała ciężkiej migreny. Ewentualnie, z relacji Czytelniczek, narcyza hipochondryczka zgłosi się do pomocy, ale będzie wzdychać, jak ciężko jest jej przy wymiotującym dziecku, narzekać, że robi jej się słabo oraz jęczeć, że od dziecięcego kaszlu na pewno dostanie zapalenia płuc i umrze. W efekcie tej "pomocy" będziesz miała dwie chore osoby pod opieką zamiast jednej, przy czym matka będzie robiła wszystko, by Ci przeszkodzić w opiece nad dzieckiem - przecież uwaga należy się tylko jej, prawda? Kiedy ktoś w jej otoczeniu poważnie zachoruje (jak mój ojciec), narcyza natychmiast spróbuje go "przebić" podejrzewając u siebie to samo, tylko gorzej. Ktoś choruje na zapalenie płuc, to ona na pewno ma raka. Ktoś ma raka, to ona na pewno ma już wszędzie przerzuty. Nikt nie może być w swoim chorowaniu ważniejszy od niej.

C. D. N.


17 komentarzy:

  1. Moja matka uwielbia dyskutować o swoich prawdziwych i wyimaginowanych chorobach. Rano, w południe i wieczorem. O każdej porze. Nie interesuje ją , ze komuś może to po prostu nie odpowiadać. Nieraz odstawia taką teatralną scenę, że pada na łóżko w swoim pokoju (oczywiście przy otwartych drzwiach, żebym koniecznie nie przeoczyła jej złego samopoczucia) i leży jak kłoda i wzdycha i co chwila mierzy ciśnienie ,bo "źle się czuje ". Nie nabieram się już na to. Ostatnio leżała tak z "bardzo wysokim ciśnieniem", a gdy tylko dostała telefon od mojej siostry (ukochanej córeczki), że jedzie do niej z wnuczką - od razu skoczyła na równe nogi i zaczęła odkurzać , dokładać do pieca (bo wnuczka musi mieć przecież ciepło) i stroić herbatę. Nie widzi jak bardzo jest zakłamana w tym co robi.
    Pół roku temu stwierdziła, że nie akceptuje mnie i nie będzie mnie akceptować dopóty, dopóki nie będę robiła tego co ona mi każe i dopóki nie będę się zachowywać tak jak ona sobie tego życzy. Mam się podporządkować matce, bo inaczej "zrobi mi koło pióra". Ona powinna być moim priorytetem. Jest skupiona tylko i wyłącznie na sobie i na tym co ONA sama czuje. Wg niej powinnam nieustannie monitorować jej stan zdrowia, martwić się o nią , bo w każdej chwili coś się jej może stać i będzie tak leżeć z wylewem czy udarem bez świadomości, nie wiadomo ile godzin. Moim obowiązkiem jest odczytywanie jej uczuć i potrzeb, nawet zanim o nich wspomni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję. Dla narcystycznej matki córka to nie człowiek, tylko przedmiot do użycia, który ma pozostawać stale do jej dyspozycji.

      Usuń
    2. Tak, zgadza się - wg niej powinnam stale dotrzymywać jej towarzystwa, bo jej się nudzi. Ale już niedługo, bo na przełomie roku odbieramy z mężem klucze do naszego nowego mieszkania. Oj coś czuję, że będzie się działo przy wyprowadzce...

      Usuń
    3. Bedzie sie dzialo ;) moja codziennie mnie potrzebowala ,byla chora,umierajaca itp ...dodam ,ze babeczka mloda I dziarska ( wtedy jeszcze przed 50tka ,bo nie widze jej juz 5 lat,a urodzila mnie bardzo mlodo) ... Jedyne wyjscie to uciac kontaktu,bo zadreczy :(

      Usuń
  2. Moja wmawiała mi, że ma chory kręgosłup. Lekarz patrząc na jej RTG powiedział jej rzekomo, że po raz pierwszy w życiu widzi kręgosłup w tak tragicznym stanie, podobno aż dziw, że ona jeszcze na wózku inwalidzkim nie jeździ, że operacja powinna być już tu i teraz....tylko, że jak się pytałam co dokładnie dzieje się z jej kręgosłupem, odpowiedziała: "nie wiem, lekarz nie powiedział". Teraz jej tłumaczenia: podobno zapisy na operację są od stycznia. Potem mówi, że limit zabiegów już się wyczerpał. Skreślono tą operację z listy zabiegów refundowanych itp. Ona płakała, lamentowała, kładła się na podłogę wzdychając i sapiąc. Między czasie chodziła po górach (wszystkim się chwaliła jakich to tym razem gór nie zdobyła), szorowała co dwa tygodnie okna, co by wszyscy widzieli jakie piękne i czyste (potem płakała jak się narobiła i kręgosłup ją boli), taszczyła siaty zakupów, przy mnie wraz z koleżanką przytargały dużą szafkę z piwnicy ( na mnie była obrażona już szósty miesiąc, więc trzeba było ostentacyjnie z tą szafką przejść obok mojego pokoju, co by mi pokazać, że jak nie będę jej usługiwać, to ona sobie da radę). Trzeci rok mija i jakoś operacji brak, wózka inwalidzkiego brak a ona nadal śmiga jak zdrowa trzydziestka. Pomijam już urojone zawały, lumbago, pozostawione narzędzia w organizmie po przebytych operacjach, zarażanie się od koleżanek wszystkimi aktualnymi ich schorzeniami, permanentnego bólu kolana, niedającego się niczym wyleczyć odciska, który przeszkadza jej tak bardzo, że każdy, o każdej porze musi o tym wiedzieć itd.
    Jak dobrze, że nie mam z nią nic wspólnego od półtora roku. Żadnych kontaktów i w końcu brak nerwów. Przynajmniej tych z nią związanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję dobrej decyzji. Jestem przekonana, że one mają takie zdrowie i tyle sił (nie stresują się jak normalni ludzie wątpliwościami moralnymi i współodczuwaniem), że żyją długo i jak pączki w maśle, póki znajdą choć jedną ofiarę, by z niej wysysać narcystyczne zasilanie.

      Usuń
  3. Nasza narcyza, bo piszę tu o mojej teściowej,umiera odkąd ją poznałam,czyli ponad 35 lat.Uważa,że jest ona najbardziej chorą osobą na świecie.W wymyślaniu chorób jest bardzo kreatywna,przy czym nie widzi,jak żałosne i odpychające jest jej zachowanie.Wymyśliła sobie,że złamała nogę.Spędziłam z nią pół dnia w szpitalu tylko po to,żeby dowiedzieć się,że nic jej nie jest.Ból kręgosłupa,który minął w kolejnej sekundzie po tym,jak powiedziałam,że kupiłam jej nowy telefon,chore nerki-z pewnością czeka ją pobyt w szpitalu, a wredny lekarz przepisał jej tylko ziółka,itp.Przy tym teatralne miny i gesty mające podkreślić jej dramatyczną sytuację.Najbardziej nie znosi gdy ktoś z jej otoczenia zachoruje.Zrobi wszystko,żeby mieć to samo albo jeszcze coś gorszego,nawet ze szkodą dla swojego zdrowia.Gdy zachorowałam na nadciśnienie, niemal codziennie musiałam mierzyć jej ciśnienie,bo ją boli głowa (sobie aparatu nie kupiła ze skąpstwa).Zawsze miała idealne ciśnienie.Któregoś dnia byłam zajęta, więc zmierzyła sobie sama i zaczął się lament,jakie ona ma wysokie ciśnienie i musi jechać do lekarza,bo z pewnością dostanie wylewu (nie wiedziała, że aparat zapamiętuje wyniki). Jak się łatwo domyślić-ciśnienie miała idealne.Jednak pojechała do lekarza.Tak sobie obniżyła ciśnienie,że zaczęła się przewracać,ale osiągnęła to co dla niej najważniejsze-UWAGĘ.Gdy ktoś z jej znajomych lub dalszej rodziny zachorował,a ona nie mogła go przelicytować lub chociaż wyrównać,to wycofywała się z kontaktu.Nikt nie może odciągnąć od niej uwagi.Z bliską rodziną tego zrobić nie może i tu wychodzi jej podłość,granicząca z sadyzmem.Tydzień przed Wigilią dowiedziałam się,że mam raka.Jej reakcja - wściekłość. Przez trzy dni milczała-musiała coś wymyślić.Po trzech dniach zadzwoniła,że nie przyjdą z teściem na Wigilię,bo ONA ŹLE SIĘ CZUJE.Nie było pytania, czy pomóc nam w przygotowaniu świąt,o zaproszeniu nawet nie marzyłam.Zawsze Wigilia odbywała się u nas,bo ona jest zbyt chora,żeby coś zrobić.Zrobiłam Wigilię sama i teściowie jednak przyszli.Teściowa nie zawiodła-bez żadnego skrępowania z teatralnym żalem i cierpiętniczą miną opowiadała przy stole o śmierci szwagra jej kuzyna chorego na raka-człowieka, którego nie znała i nikt z nas nie znał,ale jej bardzo było go żal.Nie miało dla niej żadnego znaczenia,że ja siedzę przy tym stole i słucham (byłam przerażona swoją chorobą i czekająca mnie walką z rakiem).Nie mogła mnie "przebić" swoja chorobą,to trzeba było zadać mi jak najwięcej bólu-to była jej zemsta za to,że "ośmieliłam się" zachorować. Wkrótce zachorował teść i został skierowany do szpitala.Bardzo źle wyglądał,ale ona tego nie widziała.Po kilku dniach zadzwoniła do niego z płaczem,że on tam leży a ją boli kręgosłup.Teść wypisał się na swoje żądanie,bo jego "pani" cierpi i trzeba jej pomóc.Po dwóch tygodniach teść zmarł.Jego śmierć tłumaczyła zbyt silnie działającymi lekami,które podali lekarze.Ich winiła za tą śmierć,a nie ciężką chorobę teścia.Po jakimś czasie mój mąż (jedynak) zaczął mieć problemy ze zdrowiem. Po wykonaniu badań okazało się,że przeszedł zawał serca.Gdy powiedział o tym swojej matce nie było z jej strony żadnej reakcji.Po kilku dniach zadzwoniła,że boli ją serce i ma ją natychmiast zawieźć do lekarza.Odmówił i powiedział,że ma radzić sobie sama.Jej reakcja nas przerosła-zadzwoniła do mojego męża jej sąsiadka,przed którą odegrała tą tragikomedię(widownia musi być),że matka ma zawał serca.Wezwaliśmy pogotowie-zawału nie było.Jej reakcję na moją chorobę jeszcze jakoś mogłabym sobie wytłumaczyć-jestem jej największym wrogiem bo przecież "ukradłam" jej synka,który miał tylko jej służyć,ale że tak podle potraktowała swojego męża i własne,jedyne dziecko-tego mój rozum nie ogarnął.Ograniczyłam wtedy z nią kontakty i wyjaśniłam,dlaczego to zrobiłam. Miałam nadzieję,że zmieni swoje postępowanie.Postawienie granic spotęgowało bardziej podłe jej zachowania.Zerwałam z nią wszelkie kontakty.Ta kobieta nie ma sumienia i empatii.To potwór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie współczuję. Mój ojciec umarł na raka, skakał wokół matki nawet będąc już w fazie terminalnej Póki stał na nogach, wiernie służył. Rak ojca był z tych dziedzicznych, więc ja i moje dzieci też możemy na niego zachorować. Matka lubowała się w opowiadaniu o strasznych mękach i śmierci ludzi chorych na raka w mojej obecności. Ale paradoksalnie, fakt że mogę przedwcześnie umrzeć, spowodował, że postanowiłam przeżyć resztę życia bez tej toksycznej jędzy. Dobrze odczytałaś intencje swojej teściowej. To była zemsta za to, że zachorowałaś. Podjęłaś dobrą decyzję, zrywając z nią kontakty - to przypadek beznadziejny. Życzę Ci dużo zdrowia.

      Usuń
    2. Jeżeli zerwalas relacje i nie spotkały Cię większe przykrości to wielki powód do radości, moja teściowa kiedy usłyszała, że ma się trzymać odemnie i dzieci z daleka dostała szalu,wynajela sobie prawnika,mialam w domu interwencje policji bo się znecam,byla w opiece spolecznej,szkole,jakieś pisma dostaje,muszę cagle coś wyjaśniać, nie rozumie,że to odstręczające i nie zadziała na mnie jak na jej własne wiecznie kłócące się dzieci,to straszne jak rujnuje życie narcyza.

      Usuń
    3. Przepraszam piszesz, że spotęgowało to zle reakcję, zdanie mi umknęło. Dużo zdrowia i siły dla Ciebie.

      Usuń
    4. Współczuję teściowej, aż ciarki przechodzą jak się czyta Twoją opowiesc. Taka osoba powinna do końca życia zostać sama, bez opieki i pomocy. Człowieka wykonczy a sama będzie zdrowa. Straszne ile taki jeden człowiek potrafi napsuc krwi.

      Usuń
    5. Dziękuję za życzenia zdrowia. Opiszę ciąg dalszy, bo to też ciekawe doświadczenie. Po ograniczeniu kontaktów z mojej strony teściowa z wściekłości, że odmówiłam dalszego służenia, sama napisała testament w imieniu teścia, w którym pominęła mojego męża chcąc go pozbawić części spadku i poszła z tym do sądu (pisałam o tym pod innym postem). Beszczelnie zażądała abym to ja załatwiła tą sprawę w sądzie, bo ona tego nie potrafi - Himalaje podłości. Oczywiście odmówiłam. Po rozprawie, na której testament został odrzucony z oczywistych względów , mój mąż zapytał ją, dlaczego to zrobiła. Z rozbrajającą szczerością powiedziała, że sąsiadki ją do tego namówiły. Ktoś musi być winny, bo przecież nie ona. Jednak to teściowa podsunęła im ten pomysł. Nie zastanowiła się ani przez chwilę co będzie czuł jej syn. Po tej akcji bardzo ograniczył z nią kontakty i zastosował technikę szarego kamienia. Ja zerwałam z nią wszelkie kontakty. Obawiam się, że to nie koniec - może pozwać nas o alimenty, dlatego czekam z niecierpliwością na post o bataliach sądowych.

      Usuń
  4. Interesujący wpis. Poczytam chyba też i resztę bloga. Rzecz jasna podobieństwo mojej matki nie jest stuprocentowe, ale i tak podobieństwa dużo. No i w sumie ojciec i matka, rozwiedzeni, oboje wykazują te cechy... Ostatnie dwa miesiące musiałam spędzić z matką z powodów finansowych i to było istne piekiełko. Takie paskudne rzeczy, nawet nie chcę sobie odświeżać żeby tu napisać. Aczkolwiek zapowiada się perspektywa uniezależnienia finansowego, dobra nadzieja. Choć nawet jak się uniezależnię pod tym względem, to ślady emocjonalne pozostaną: niektóre na krótko, na długo, niektóre na zawsze. No ale żyjemy, to zawsze coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są różne narcyzy, nie wszystkie skrajne. Uniezależnienie się finansowe od matki to pierwszy i niezbędny krok, ale nie spodziewaj się, że ona się usunie w cień bez walki.

      Usuń
  5. Swietny blog. Ile tu pidobienstwa do mojej matki,ale i niezyjacej tesciowej:( co za wstretne baby :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Co z tego, że sie jest uniezależnionym finansowo, emocjonalnie, telefonicznie i adresowo. Skoro jakims cudem mój kuzyn syn narcystycznej matki już dwa razy próbował wtargnąć do mojej pracy, 2x zasłaniając sie moją dokumentacją medyczną ze szpitali do których mnie matka oddawała. To oprócz patologii rodziny, patologia systemu.

    OdpowiedzUsuń

Z uwagi na tematykę bloga i konieczność chronienia jego Czytelniczek i Czytelników przed emocjonalnymi nadużyciami, wszystkie komentarze będą moderowane.