wtorek, 4 kwietnia 2017

Dzieje się

Długo mnie tu nie było, ale wkrótce znów się odezwę z regularnymi postami. Ostatnio sporo się działo w moim życiu.

Po pierwsze, matka przegrała ze mną sprawę spadkową. Sąd w całości orzekł zgodnie z tym, co wnosiłam, inaczej zresztą nie mógł uczynić, bo tak stanowi prawo. To jednak nie powstrzymało jej przed złożeniem apelacji, którą też najprawdopodobniej przegra. Więcej o tym napiszę, kiedy zapadnie prawomocny wyrok w tej sprawie, bo to ciekawe doświadczenie i chciałabym się z Tobą nim podzielić. Prawdopodobnie prędzej czy później czeka Cię jakaś sądowa walka z matką. One uwielbiają używać wszelkich instrumentów przymusu i w swoim narcystycznym zaślepieniu uważają, że będą kontrolować także sąd i w ten sposób zdołają nas zmusić do posłuszeństwa. Utwierdziłam się, że psychopatyczna narcyza nigdy się nie zmienia, a im bardziej nie odpowiada jej rzeczywistość, tym gorzej dla rzeczywistości. Jej zawiść i przemocowe podejście do wszystkiego zawsze wyjdzie na jaw. Kiedy zaś rzeczywistość nie chce się poddać jej absurdalnym żądaniom, wtedy trzeba kogoś ukarać i się na kimś zemścić. W tym wypadku, oczywiście na mnie (choć nie zdziwiłabym się, gdyby i sędzia miała kłopoty).

Po drugie, w zemście za to, że dochodziłam przed sądem spadku po ojcu (po tym, jak matka odmówiła wydania mi mojej części), matka wniosła do sądu o kontakty z moim dzieckiem. Po kilku latach bez kontaktów. Bardzo szerokie (niejeden ojciec po rozwodzie nie ma nawet połowy takich kontaktów). Tę sprawę również najprawdopodobniej przegra (mam dużo mocnych argumentów i dowodów). Pewnie będzie to przykre i będzie kosztowało mnie mnóstwo nerwów, ale w gruncie rzeczy cieszę się, że tak się stało. Uregulujemy to formalnie. A ona na sali sądowej będzie musiała wysłuchać o wszystkim, co zrobiła moim dzieciom, czy jej się to będzie podobało, czy nie. Zmierzyć się z bardzo przykrą dla siebie prawdą. Jej publiczny wizerunek także legnie w gruzach, a to jest jedyne, na czym jej zależy.

Najbardziej martwi mnie, jak przerazi się synek na wieść, że toczy się taka sprawa, że będzie szarpany badaniami czy przesłuchaniami. Na razie nic mu nie mówiłam, żeby go nie denerwować, zgodnie z radą jego lekarza prowadzącego. Być może nie będzie musiał się nigdy dowiedzieć, a bardzo nie chcę, by wróciły jego lęki zaszczepione przez babcię. Wyjście z nich zajęło półtora roku terapii.

Nigdy nie pozwolę matce krzywdzić mojego dziecka. Gdyby miała odrobinę rozumu, wiedziałaby, że matka w obronie dziecka jest gotowa na wszystko. Nie pozwolę tej zdzirze zbliżyć się do niego na mniej niż 200 metrów.

Trzymaj proszę kciuki, Czytelniczko/Czytelniku.

10 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że wygrałaś tą sprawę. Gratuluję i życzę Ci hucznego świętowania tego zwycięstwa. Myślę sobie, że apelacja raczej jej nie pomoże.
    Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś moim aniołem, który otworzył mi oczy, pokazał, że nie jestem sama, dał wskazówki jak z tym dalej żyć i motywuje do radości z życia. Jestem przekonana, że nie tylko ja tak czuję.
    Pogodziłam się z faktem, że moja mamusia mnie wydziedziczy, ale zachowku NIE DARUJE :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuje za miłe słowa i wyrazy wsparcia. Bardzo to doceniam, czuję, że nie jestem sama w tej walce. Zachowku nie darowuj i słusznie. Należy Ci się.

      Usuń
  2. Cieszę się i gratuluję Ci, choć przed Tobą jeszcze ciąg dalszy batalii, jestem pewna ze w końcu rozłożysz ją na łopatki. Trzymam za Ciebie kciuki i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się z Twojego zwycięstwa - chociaż odrobina sprawiedliwości za tak okrutne traktowanie własnego dziecka. Nie jestem w stanie pojąć takich "matek". Twój blog jest błogosławieństwem dla wielu ludzi. Nie mogłam zrozumieć postępowania mojej teściowej ( kobieta z piekła rodem) - Twój blog otworzył mi oczy na wiele spraw. Zrozumiałam, że jestem dla niej największym wrogiem, bo "ukradłam" jej synka (mój mąż jest jej własnością i tak MA BYĆ ). Przez 30 lat próbuje rozbić naszą rodzinę - nic dla niej nie jest świętością. Liczy się tylko ona i jej potrzeby. Narcyzm typu psychosomatycznego. Wymyśliła chyba już wszystko, żeby tylko synka ściągnąć do domu. W akcie desperacji po śmierci teścia sama napisała testament (w imieniu teścia) pomijając w nim mojego męża i poszła z tym do sądu! Mina sędziego bezcenna. To był jasny przekaz - syneczku będziesz grzecznym chłopcem i wrócisz do mamusi, to mamusia przepisze ci domek. Zawsze zastanawiało mnie, jak takie osoby widzą swoją starość. Przecież nikt kimś takim nie zechce się zająć. Mój mąż podjął decyzję o umieszczeniu swojej toksycznej matki w domu opieki, bo tylko na to zasługuje. To i tak dużo z naszej strony za tyle lat podłego traktowania. Jeszcze do niedawna milczałam na ten temat, dzisiaj mówię o tym głośno każdemu, kto chce o tym słuchać. Trzeba o TYM mówić, nie ukrywać tego. Zło nazywać złem, bez tłumaczenia. Zdaję sobie sprawę, że córkom i synom narcystycznych rodziców jest nieporównywalnie trudniej. Jednak mój mąż odważył się przełamać to tabu i nie wstydzi się poruszać tego tematu bez zbędnego tłumaczenia się. Nic nie usprawiedliwia takiego zachowania, nawet jeśli to dotyczy matki. I o dziwo, dużo ludzi podchodzi do tego ze zrozumieniem, bo jest to problem częściej występujący, niż się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wsparcie i miłe słowo. Opis zachowania Twojej teściowej - książkowa narcyza. Ta sprawa z testamentem dowodzi jej (typowego dla tego gatunku) niebywałego tupetu. A co do starości, no cóż, narcyza uważa, że ona nigdy się nie zestarzeje. Nie dopuszcza do siebie w ogóle myśli, że może być chora, niedołężna i czegoś potrzebować od innych. Nie taki ideał, jak ona. A jeśli już, to wierzy szczerze, że inni mają zakichany obowiązek rzucić wszystko i się nią zajmować. Potem czytamy w gazetach o staruszkach, które umarły w samotności, z komentarzem, że taka znieczulica. Nie wspomina się o tym, że to one zniszczyły swoje więzi rodzinne, a nawet płatne opiekunki nie były w stanie z nimi wytrzymać. Jestem przekonana, że większość starych kobiet opuszczonych przez dzieci, nie została przez nie opuszczona przez przypadek. O umieszczeniu mojej matki w domu opieki, kiedy przyjdzie czas, też myślałam, ale teraz, jak będzie mnie ciągać po sądach, nawet na to niech nie liczy. Cieszę się, że Twój mąż ma takie dobre wsparcie w Tobie. Możesz być z siebie dumna. Trzymajcie się razem i mów dalej o tym ludziom. Trzeba przełamać zmowę milczenia wokół niekochających matek.

      Usuń
  4. Kochana, trzymaj się dzielnie. Wiem ile nerwów kosztuje uzeranie się z narcystyczna matka, jednak dobro i prawda muszą prędzej czy później zwyciężyć...uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo :). To wiele dla mnie znaczy.

      Usuń
  5. Co w przypadku kiedy moja partnwrka to narcyz i urodzilo nam sie dziecko. Dodam iz nie mam zamiatu byc przyzwalajacym ojcem. Mnie niszczyla ale dziecka bie dam skrzywdzic. Oczywiscie od kilku dni wysluchuje zarzutow jak to ja w niczym nie pomagam itp (kilka dni po operacji kregoslupa bralem juz dziecko na rece etx poniewaz kiedy plakalo badz cos sie dzialo a matki nie bylo w pokoju np. Nie moglem zniesc ze dziecku cos jest. Dzisaj juz uslyszalemnze ta osoba nie chce miec ze mna nic wspolnego (boze jak glupi bylem dajac aie na jej wytlumaczenia badz kiedy podejrzewalem ze celem jest dziecko to sluchalem tyrad, ze jak moge ze nie itd. Coz dziecko mq 2 miesiace a ja odmawiajac ciaglego bycia chlopcem na posylki (czy bylo dziecko czy nie) doigralem sie. Coz przyznalem nawet jej wprost ze nie chce juz z nia byc. Po tym uslyszalem ze to ja nie chce miec nic wspolnego z nia i ze ja ja porzucilem... nie wiem jak moge (czy w ogole moge) obronic mojego syna przed matka i jej wplywem. Jesli zostane to bedzie pieklo dla sysnka ale jesli odejde to mysle ze tez i to mnie boli najbardziej. Przeze mnie mala istotka bedzie cierpiec...

    OdpowiedzUsuń
  6. Od kilku dni nie robię nic, tylko czytam ten blog!!! Wielkie kompendium wiedzy!!! Dziękuję i gratuluję!!! Całe szczęście mam męża, który jest wspierającym człowiekiem, ale obydwoje mamy matki podobne do wyżej opisanych. W skali narcyzmu od 0 do 10,to może 3-4,ale to i tak pozostawia ślady na psychice po dzieciństwie z takimi osobami. Między mną a mężem jest taka różnica, że on wszystko wyparł i nie dopuszcza, że z "mamusią" jest coś nie tak, ja natomiast próbuję wg powyższych rad już od dawna radzić sobie z mamą. Myślę, że nasi rodzice, przedwojenne i wojenne pokolenie, byli wychowani bez empatii, czułości, z przeznaczeniem np. do roboty w polu... Świadomość wychowawcza to domena następnego pokolenia. Stąd tyle teksycznych osób wśród ówczesnych starszych ludzi. Ale oczywiście to moja teoria. Nie będę opisywać zachowań mojej matki, chcę tylko powiedzieć, że dzięki temu blogowi przestałam się zadręczać myślami dlaczego ona taka jest. Wiem już, że nie mogę doszukiwać się tu logiki!!! I to mi o dziwo bardzo pomogło!!! Jedynie z mężem mamy raz w roku kryzys małżeński jak przyjeżdża teściowa. On uważa, że mamusia jest już taka stareńka, że może przyjechać kiedy chce i na jak długo chce. Horror!!! Przywozi ją. Następnie wraca z pracy późno więc mija się z nią faktycznie, a ja wychowując w rodzinie zastępczej bardzo wymagające dziecko, mam teściową, która dyszy mi za kołnierzem komentując z łagodnym uśmiechem wszystko tak, że idzie mi w pięty. Stosuję metodę szarego kamienia, czy skały, nie pamiętam dokładnie nazywnictwa, ale w środku i tak wszystko zostaje. I to jest mój problem. Radzę sobie z nimi w walce wręcz(spokojem, ignorowaniem, asertywnym stawianiem granic), ale nie radzę sobie z myślami i ogromem niechęci jaki czuję w środku. Stąd moja prośba o rady jak sobie pomagać, żeby nie żyć z zaśmieconym umysłem i sercem!!!

    OdpowiedzUsuń

Z uwagi na tematykę bloga i konieczność chronienia jego Czytelniczek i Czytelników przed emocjonalnymi nadużyciami, wszystkie komentarze będą moderowane.