- Czy narcyza jest świadoma niewłaściwości swojego zachowania i czy w związku z tym można ją obarczać odpowiedzialnością za to co robi?
Odpowiedź brzmi NIE i TAK. Osoba z NZO nie zdaje sobie sprawy z tego, jak okrutne i bolesne dla innych jest jej zachowanie dla innych, w tym sensie, że jest pozbawiona empatii, NIE CZUJE tego, co przeżywają inni - jest wrażliwa wyłącznie na swoje uczucia, potrzeby, interesy. Ale jest ona ŚWIADOMA tego, jak wpływa na innych, widzi, rozumie, dostrzega skutki swoich działań i krzywdę przez siebie uczynioną. Jest w pełni władz umysłowych i zdaje sobie sprawę w pełni, że jej zachowania są nieakceptowane społecznie, niewłaściwe i że powinna się od nich powstrzymać. Jest W STANIE się od nich powstrzymać - zapewne wielokrotnie zauważyłaś, że wobec osób, które są od niej silniejsze, wyżej postawione, albo mogą się jej do czegoś przydać, narcyza jest bardzo miła, usłużna, wylewna i nadskakująca. Wręcz czarująca, choć większość ludzi szybko zaczyna rozumieć, jak powierzchowne i koniunkturalne jest jej zachowanie. Ale narcyza świadomie nie powstrzymuje swojej destrukcyjnej toksyczności wobec swoich ofiar - Z WYBORU. Jest więc w pełni za swój wybór odpowiedzialna. Ma możliwość kierowania swoimi poczynaniami i świadomie kieruje nimi tak, by zaspokajać wyłącznie swoje potrzeby i godzi się przy tym na krzywdzenie innych ludzi. Psychiatria nie zwalnia kogoś z odpowiedzialności karnej za zabójstwo, tylko dlatego, że to psychopata. Nie zwalniaj więc narcyzy z odpowiedzialności moralnej i z naturalnych konsekwencji zła przez nią uczynionego, bo ona ma wybór.
Kiedy narcyza okrutnie Cię traktuje, zaczynasz się zastanawiać, czy ona w ogóle ma ludzkie uczucia. Ma uczucia, ale tylko dla siebie. Nad sobą się lituje, użala, sobie współczuje. Nie ma żadnych uczuć dla innych ludzi. Emocje w przypadku innych ludzi to dla niej tylko guziki, na które można naciskać, by osiągnąć swoje cele.
Spróbujmy to porównać do choroby psychicznej: w chorobie dochodzi do zaburzeń fizycznych i chemicznych w mózgu, własna osobowość chorego jest jakby "przykryta" chorobą. Jeśli będzie brał leki, chodził na terapię, wróci do normalności lub względnej normalności. Narcyz bez dolegliwości dających się leczyć farmakologicznie (np. stany lękowe) będzie nadal narcyzem - zręby jego osobowości nigdy się nie zmienią. - Czy można wyleczyć osobę z narcyzmu - czy pomoże jej (nam) psychoterapia?
NIE. Narcyza jest ostatnią osobą, która idzie na terapię. Ona uważa, że jest idealna, otoczenie nadaje się do naprawy, jeśli nie chce ulegać jej dyktatowi. Nigdy nie przyznaje się do błędów i słabości. Siebie idealizuje, a innych dewaluuje. Nie ma za grosz autorefleksji i samokrytyki. A ten, kto nie uważa, żeby miał jakikolwiek problem czy coś do zmiany, nie idzie na terapię, bo po co?
Jakakolwiek próba rozszerzenia perspektywy narcyzy na innych ludzi będzie ekstremalnie trudna, bo ona jej nie chce. Żeby to osiągnąć, musiałaby się zmierzyć ze swoją nieidealnością, a będzie się przed tym broniła rękami i nogami. Potrwa wiele lat i prawdopodobnie pozostanie bezowocna lub prawie bezowocna. Działanie umysłu narcyzy świetnie opisuje strona Narcystyczne źródła przemocy. Pytanie, czy chcesz przez następne ileś lat narażać się na narcystyczną przemoc licząc, że ona się kiedyś zmieni? Moja matka miała dobre 40 lat, żeby zmienić coś w moim życiu. Nie zmieniło jej żadne z życiowych doświadczeń, nawet choroba i śmierć "ukochanego" męża, choć ogromnie wpłynęła na wszystkich innych.
Czasami narcyza chętnie idzie na terapię rodzinną z nękaną przez siebie córką czy całą rodziną. Robi to jednak tylko po to, by udowodnić, że to jej ofiara ma "problem z głową", "szuka zwady" czy "pielęgnuje urazę". Liczy, że psycholog Cię spacyfikuje i "przemówi Ci do rozumu". Potrafi być czarująca i ujmująca. W obecności terapeuty będzie się bardzo pilnowała, żeby nie robić tego, co robi Tobie, kiedy nikt nie widzi. Jeśli terapeuta nie jest doświadczony z osobami z narcyzmem, może dać się zmanipulować i dać się wciągnąć w gaszenie Twoich uczuć. Pamiętaj, że NIGDY nie jest tak, że trudnym sytuacjom winna jest tylko jedna osoba - jak będzie chciała udowodnić narcyza - Ty. Prawdopodobnie masz w tym jakiś swój udział (choćby to, że wciąż nie wyciągnęłaś wniosków z tego, co Cię spotyka, albo pozostajesz z nią w takim toksycznym związku, bo np. nie chcesz się usamodzielnić), ale to ona jest zaburzona, nie Ty. Jeśli narracja zaczyna iść w tą stronę, że Ty powinnaś się ogarnąć i przestać rozpamiętywać stare krzywdy oraz przebaczyć, zwiewaj stamtąd natychmiast. Prawda jest taka, że ona krzywdziła Cię w przeszłości i krzywdzi nadal, nie przeprasza, nie czuje skruchy, NIE ZMIENIA SWOJEGO POSTĘPOWANIA. Ale wymaga, byś Ty przestała przeciw temu protestować i nazywa to kompromisem lub rozwojem. Nie zgadzaj się na to.
Jeśli jednak terapeuta nie daje się zwieść, możesz być pewna, że narcyza szybko zerwie kontrakt. Byłam z moimi rodzicami na mediacji w sprawie ich kontaktów z wnukami. W swej naiwności sądziłam, że to emocje przeszkadzają nam się porozumieć (jeszcze wierzyłam, że mają jakieś dobre intencje) i z kimś obiektywnym w roli rozjemcy pójdzie lepiej. Sama mediacja przebiegła gładko, bo moja matka (co typowe, ojciec prawie się nie odzywał), dużo opowiadała o tym, jak bardzo chcą się dogadać, jakie ma cudowne intencje (jak zwykle ona idealna), była milutka (postrzegała mediatora jako silniejszego od siebie). Jako wniosek padło jedynie, że dorośli (dziadkowie i rodzice) muszą ze sobą rozmawiać o sprawach dzieci, i że rozmowy trzeba kontynuować. Po paru dniach zerwali mediacje pisząc, że spotkanie było niekonstruktywne i wystarczy, byśmy im podali zasady kontaktów z wnukami. Zasady, które znali, i których nie przestrzegali od wielu lat. Z punktu widzenia narcyzy mediacja czy terapia rodzinna nigdy nie będzie konstruktywna, jeśli nie będzie prowadziła wyłącznie do rezultatów, jakich ona sobie życzy. Ona nie zna pojęcia kompromis i negocjacje - dopuszcza jedynie narzucenie drugiej stronie swojej woli. Nie dopuszcza myśli, że coś mogła zrobić źle. Dla niej konieczność rozmowy między dorosłymi (rodzicami i dziadkami), jak równy z równym i konieczność UZGADNIANIA pewnych rzeczy z rodzicami (to oni decydują o wychowaniu dzieci, nie dziadkowie) jest odstręczająca sama w sobie. Oczekiwała, że poddamy się jej życzeniom bezwzględnie.
Gdzieś przeczytałam, że narcyz zwykle nie idzie na terapię (a jeśli pójdzie, to będzie się ze wszystkich sił opierał zmianom, dewaluował terapeutę, przekraczał granice w terapii itd.). Ale za to na terapię musi często iść jego straumatyzowane otoczenie: dzieci, rodzeństwo itd. Napiszę jeszcze więcej o zdrowieniu po narcystycznej przemocy, ale warto jedno wiedzieć: unikaj terapeutów, który zaczynają od tego, że powinnaś wybaczyć matce, żeby wyzdrowieć. NIE POWINNAŚ, ALE MOŻESZ. W swoim czasie. Może za wiele lat, może nigdy. Kiedy tego zechcesz, dojrzejesz, odbędziesz żałobę po matce, której nigdy nie miałaś, odbudujesz poczucie własnej wartości i zaczniesz w świadomy sposób dbać o siebie. Nigdy od razu. Jak ktoś od konieczności wybaczenia zaczyna Twoją terapię, odwróć się, wyjdź i nigdy więcej do takiego terapeuty nie wracaj.
Narcyzi nigdy, przenigdy się nie zmieniają. Nigdy się nie spotkałam, ani osobiście, ani w literaturze z przypadkiem narcyza, który się zasadniczo zmienił. Z nimi można jedynie ustalić granice i ich bronić (trudne, a często awykonalne), ograniczyć kontakt (zgniły kompromis, ale czasem konieczny) lub zerwać kontakt (najbardziej polecam). Będę jeszcze o tym pisać.
Wspaniały blog, dziękuję... Mam taką matkę. Jestem dorosła, mam dwoje dzieci, męża, mieszkam niemal 400 km od niej, a i tak trudno mi się od niej uwolnić. Koszmar. Terroryzuje mnie/nas bez przerwy. Nie ma poczucia winy, manipuluje i sama się plącze w swoich kłamstwach, nie potrafi iść na kompromis i nigdy nie widzi błędów po swojej stronie. Odchorowuję każdy kontakt z nią. Jeszcze raz dzięki za ten blog, przynajmniej wiem, że nie jestem sama.
OdpowiedzUsuńJa też chciałabym podziękować za ten blog! Po 6 latach psychoterapii całkiem niedawno odkryłam, że problem narcystycznej matki też mnie dotyczy. Jestem szczerze zaskoczona ile podobieństw jest w zachowaniu takich osób. Zaczęło się od tego, że wpadła mi w ręce książka o której też jest mowa na tym blogu "Nigdy dość dobra..", kolejnym leczącym odkryciem (dzisiejszym) jest ten blog. Opiszę krótko mój przypadek: Tak jak zostało już tu napisane "narcystyczna matka rządzi" - moja mama miała takie powiedzenie, że w wojsku jest jeden dowódca i w naszej rodzinie też jest jeden (czyli ona). Poza tym, że jestem Kozłem Ofiarnym, na które wyrzygiwała swoje emocje, byłam molestowana seksualnie przez mojego ojca. Kiedy wołałam ją o pomoc, mówiła, że mam się tak nie wydzierać, bo sąsiedzi usłyszą... i wychodziła włączyć pralkę. Teraz jestem po trzydziestce, nadal jestem dziewicą, bo okropnie boję się seksu i bliskości. Pomimo, że nienawidzę mojej matki i wciąż jestem przez nią gnębiona, nadal z nią mieszkam i nie umiem się wyprowadzić. Ulgę pomału przynosi mi lektura książek o narcyzmie rodziców i tego bloga ("Wierzę Ci. Jestem po Twojej stronie. Nie jesteś sama" - miód na moje serce!)Mam tylko pytanie, bo dwie rzeczy mi się nie zgadzają: otóż moja matka nigdy nie dbała o swój wygląd, a nawet o higienę, była nawet poniżej przeciętnej do czego zmuszała i mnie(zakazywała myć włosy czy zmieniać pościel) oraz zauważam jej bardzo poddańczą i bezkrytyczną postawę wobec mojej starszej siostry. Czasem mam wrażenie, że się jej wręcz boi...Czy znacie też takie przypadki narcystycznych matek?
OdpowiedzUsuńBędę bardzo wdzięczna za wszelką odpowiedź!
Pozdrawiam
Przepraszam, że nie odpowiedziałam wcześniej, umknął mi Twój komentarz. Cieszę się, że nabierasz sił do usamodzielnienia się. Ogromnie Ci współczuję - miałaś strasznie ciężkie przeżycia. Przed Tobą w terapii na pewno jeszcze rozliczenie się z matką. Szczególnie za to, jak zdradziła Cię wydając Cię na pastwę molestowania. Dbanie o wygląd nie jest niezbędnym elementem narcyzmu - może Twoja matka chciała być wyjątkowa pod zupełnie innym względem. A może przez te zaniedbania higieniczne chciała zmniejszyć Twoją i swoją atrakcyjność seksualną dla Twojego ojca. A poddańcza i bezkrytyczna postawa wobec siostry prawdopodobnie wynika z tego, że matka uczyniła ją swym Złotym Dzieckiem. Przeczytaj proszę posty oznaczone tą etykietą, jeśli chcesz się więcej dowiedzieć.
UsuńBardzo nieobiektywny i negatywnie nacechowany artykul. Jasne jest ze autorka opiera sie na wlasnych przykrych doswiadczeniachi przenosi je na cala populacje (narcyzow w tym przypadku).
OdpowiedzUsuńJa jestem narcyzem. Mam 10 letnia corke i dziewczyne z ktora dziele zycie od 15 lat. Prosze mi wierzyc sa wsrod narcyzow ludzie swiadomi I nie jest to latwe. Ani nie jest tak czarno-bialo jak to autorka wpisu przedstawia. Tak, czesto zdarza mi sie myslec glownie o sobie, tak mysle ze nie potrzebuje ludzi, nawet mi przeszkadzaja i wolalbym byc sam, ale mam swiadomosc tego ze jest to iluzja. Czuje sie samotny, niezrozumiany. Kiedy ktos pokazuje ze mu na mnie zalezy to ta osoba przestaje byc dla mnie atrakcyjna i jest to meczace I powoduje ze czuje ze jestem ostatnim gownem. Ale nie mam nad tym kontroli, tak po prostu jest i jest to dla mnie problem z ktorym nie wiem jak mam sobie poradzic. Mam wyrzuty sumienia przez wlasne zachowanie, jest mi wstyd I zal mi ludzi ktorzy musza ze mna obcowac. Do tego dochodzi strach przed tym ze moje dziecko rowniez wyrosnie na narcyza I to lamie mi serce. Staram sie swiadomie uwazac aby nie przekazywac takich zachowan dalej, rozmawiam z nia, poswiecam jej czas i chwale, komplementuje nie za to co robi, ale za to ze jest.
Jestem zmeczony takim zyciem, dostrzegam ze cala moja mlodosc spedzilem sadzac ze jestem wyjatkowy i wszystko mi sie od losu nalezy, w wyniku czego nie zrobilem nic zeby zapewnic swoim bliskim przyszlosc. Zmagam sie z realizacja ze jestem zwyklym szaraczkiem i czuje upokorzenie ze tak dlugo tkwilem w bajce ktora nie byla prawda. Chce z tym walczyc, chce byc wolnym, chce kochac siebie I byc dumnym z tego kim jestem naprawde, jakkolwiek przecietny bym nie byl.
Generalizownie w stylu: narcyzi kochaja tylko siebie, cenia tylko siebie itd. jest glupie I krzywdzace. Narcyz nie wybiera by miec skrzywiona osobowosc. Moi rodzice nie poswiecali mi zbytnio uwagi, a kiedy robilem cos czym mogli sie pochwalic przed znajomymi wtedy bylem dla nich na chwile wazny. I tak poszlo. To nie byl moj wybor, to jest raczej moje przeklenstwo I niejednokrotnie myslalem o tym by zakonczyc to gowno, ale nie moge, bo mysle o tym co moja corka by wtedy czula.
Latwo jest oceniac, szczegolnie narcyzow bo ich zachowanie jest czesto krzywdzace dla innych I mowi sie o nim wlasnie w taki tendencyjny sposob, szalenie negatywnie jakby to byla ich wina ze tacy sa. Dlatego moze tak niewielu chce sie naprawic, bo opresja ze zdrowej czesci spoleczenstwa jest nie do zniesienia w polaczeniu ze swiadomoscia zawalenia sie wizerunku wlasnej osoby ktorym zylo sie przez dekady.
Mowienie ze NIE da sie tego wyleczyc jest glupie I przeczy praktyce psychiatrii ktora otwarcie mowi ze da sie tylko potrzebna jest dluga terapia ktorej celem jest gruntowne przebudowanie osobowosci.
Zycze autorce nieco wiecej wiary w ludzi (wszystkich) a mniej zalu.
Odpowiedzią na ten manipulatorski komentarz jest ten post: https://narcystycznirodzice.blogspot.com/2017/11/zote-dziecko-ktore-wyroso-na-narcyza.html
UsuńJestem poruszona, że z taką pewnością stwierdza Pani: Narcyzmu nie da się wyleczyć.
OdpowiedzUsuńA to dlatego, że mam inne doświadczenia. Dlatego interesuje mnie, skąd ta teza? Czy Pani ma wykształcenie psychologiczne? A może prowadzi terapię?
To nie teza tylko fakt, stwierdzony naukowo przez psychologów i terapeutów. Nie udowodniono trwałej poprawy przy żadnym z podejść psychoterapeutycznych. Narcystyczne zaburzenie osobowości jest trwającym całe życie, nieuleczalnym zaburzeniem. Można w toku terapii, aczkolwiek jest to żmudne i trudne, uzyskać niewielką zmianę pewnych zachowań (łagodzenie objawów narcyzmu) i to zwykle tylko na tak długo jak długo trwa nad narcyzem groźba, np. że zostanie porzucony przez małżonka, jak się nie zmieni. Jak tylko narcyz poczuje się pewniej, wraca do siebie. Jądro osobowości nie może się zmienić, bo narcyz nie jest zdolny do głębokiej, szczerej samokrytyki i stałej, samoświadomej refleksji, co jest niezbędne do przebudowy osobowości. Zresztą w praktyce, najczęściej jedynymi osobami, które twierdzą, że narcyzm można leczyć, są sami narcyzi. Dostaję listy i komentarze od takich, rzadko je publikuję, bo są manipulatorskie. Najczęściej chcą przekonać innych, że są super, albo, że są podli, ale to nie ich wina, tylko nasza, że nie chcemy ich zaakceptować. Albo chcą nakłonić partnera, by uwierzył, że mają dobre intencje i nie odchodził (nie mają, tylko liczą, że jeszcze pożerują na nim trochę zanim znajdą nowego żywiciela). Albo idą na terapię w zamiarze zmanipulowania terapeuty i zrobienia z partnerki/córki wariatki. Czasem im się to udaje. Okresowo są nawet zdolni poprawić zachowanie, ale tylko pod warunkiem korzyści dla siebie. Pozwalają się zregenerować parnerowi/dziecku, po to, by zacząć od nowa za jakiś czas. Radzę przeczytać moją powyżej zalinkowaną notkę na temat Złotego Dziecka, które zostało narcyzem.
UsuńPrzepraszam, że odpowiadam dopiero teraz. Raz jeszcze proszę o źródło swojej tezy, chciałabym się z nim zapoznać, bardzo mnie ten temat interesuje oraz informację, czy posiada Pani wykształcenie/doświadczenie psychologiczne/terapeutyczne.
UsuńPytam, bo wydaje mi się to ważne. Rozmawiamy o ludzkim zdrowiu, a wiele osób potraktuje ten wpis w kategoriach ostateczności. Z mojej wiedzy wynika, że psychiatrzy nie są w stanie pomóc, ale psychoterapeuci już tak. Oczywiście warunkiem jest determinacja pacjenta i kompetencja psychoterapeuty.
No właśnie: determinacja pacjenta tu jest najważniejsza. Nie trzeba tu nawet mieć żadnego wykształcenia psychologicznego, aby dojść do wniosku, że jeśli ktoś nie ma autorefleksji, nie ma kontaktu ze swoim prawdziwym "ja", uważa się za idealnego, jest nastawiony tylko na zdobywanie korzyści dla siebie nie licząc się z nikim i jest pozbawiony empatii, to takiej determinacji do rzeczywistego wyleczenia mieć nie będzie. Ale, proszę bardzo, można zapoznać się z tematem poza tym blogiem, a nie czepiać się jak rzep psiego ogona, czy Autorka ma wykształcenie psychologiczne i/lub czy jest psychoterapeutą. Takie męczenie buły wprost wskazuje na to, że komentator/ka ma wyraźny interes, aby zdyskredytować wiedzę Autorki na ten temat i stanowisko wyrażane w literaturze przedmiotu, a wynikające z praktyki "leczenia" narcyzów, starając się wmówić swoją wizję świata. Ciekawe czemu?.. Żenujące.
UsuńDo: Anonimowy z dnia 10 czerwca 2018:
UsuńNo właśnie: determinacja pacjenta. I nie trzeba tu żadnej wiedzy psychologicznej, aby stwierdzić, że jeśli pacjent nie posiada żadnej autorefleksji, nie posiada empatii, nie ma kontaktu ze swoim prawdziwym "ja", uważa się za idealnego i jest nastawiony jedynie na uzyskiwanie korzyści od innych nie licząc się z nikim, to trudno liczyć na rzeczywistą determinację, aby się wyleczyć. Ale proszę bardzo, zawsze można się zgłębić wiedzę na ten temat poza tym Blogiem, a nie czepiać się jak rzep psiego ogona, czy Autorka ma wiedzę psychologiczną w temacie, czy nie, po to, żeby zdyskredytować jej wiedzę i postrzeganie rzeczywistości oraz podważyć stanowisko wynikające z praktyki "leczenia" zaburzeń narcystycznych i narzucić swoją własną wersję postrzegania. Żenujące. Proponuję się douczyć i/albo mieć chociaż trochę pokory i przyzwoitości i zamilknąć.
Blog fajny, dzięki niemu wiem z czym mam do czynienia jednak mając dopiero 16 lat nie jestem w stanie zerwać kontaktu z moją narcystyczną matką, nie wiem gdzie szukać pomocy i wychodzi na to, że przez następne kilka lat będę musiała z nią żyć, będzie trudno już od kilku lat towarzyszą mi myśli samobójcze o których dowiedzieli się kiedyś w mojej starej szkole, zabawna sytuacja, bo zadzwonili do mojej mamy która w szkole była bardzo przejęta i zaskoczona tą informacją, w domu jednak usłyszałam tylko, że ciągle ma przezemnie problemy i nie chce więcej żadnych telefonów ze szkoły albo zrobi mi piekło na ziemi, cóż... Trzymajcie za mnie kciuki
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, że Cię to spotkało. Reakcja Twojej matki na Twoje myśli samobójcze jest niestety bardzo typowa. Masz jeszcze dwa lata do pełnoletniości, potem rób co możesz, by się od niej odseparować. Studia w innym mieście, pójście do pracy, może masz jakichś krewnych, u których mogłabyś zamieszkać? Kogoś, kto mógłby dać Ci kąt u siebie, na resztę czasu do usamodzielnienia się? Może jakaś starsza osoba w zamian za opiekę? Może masz jakiegoś zaufanego nauczyciela lub innego dorosłego, który mógłby Cię choćby psychicznie wesprzeć? Fizyczne oddzielenie się od narcyzy jest najważniejsze, ale jeśli Ci się nie uda, spróbuj metod, które opisałam w postach oznaczonych tagiem "jak się bronić". Na pocieszenie napiszę Ci, że jeśli w tak młodym wieku już wiesz, z kim masz do czynienia, jest bardzo duża szansa, że zdołasz się od niej oddzielić na tyle wcześnie, że nie zepsuje Ci reszty życia. Wiele kobiet uświadamia sobie, kim są ich matki i jak je niszczą, mając 40-60 i więcej lat. Ściskam i trzymam za Ciebie kciuki.
UsuńWraz z moim partnerem wychowuję jego dzieci z poprzedniego małżeństwa. Ich matka jest alkoholiczką i wszystko wskazuje na to że narcyzem również. O tym jak nam jest ciężko można by napisać książkę. Ta kobieta używa dzieci jako swoje narzędzia. Nigdy się nimi dobrze nie zajmowała. We wczesnym dzieciństwie była do nich mocno przywiązana, bo miała w nich schronienie. Na każdym spotkaniu rodzinnym uciekała w dzieci po to by nie musieć rozmawiać z dorosłymi. Potem dzieci stały się niewygodnym problemem więc je opuściła. Gdy na horyzoncie pojawił się nowy mężczyzna- nagle zapragnęła mieć przy sobie dzieci. Przez pierwsze miesiące odstawiała szopkę, chciała się pokazać z jak najlepszej strony jako zadbana, kochająca, utalentowana i bardzo dobrze zorganizowana matka. Gdy zdobyła tego mężczyznę- dzieci poszły w odstawkę a zaczęły się imprezy. Zaniedbane dzieci decyzją sądu zostały z ojcem i ze mną. A kwestia kontaktów z matką pozostała do naszej decyzji. Teraz ta kobieta robi wszystko by wkręcić się w naszą rodzinę i namieszać. Podjudza dzieci przeciwko nam, manipuluje w taki sposób, że ja niejednokrotnie byłam zła na dzieci. Ale zrozumiałam jej metody. Robię wszystko aby obronić nas przed tą zepsutą, rozpuszczoną dziewczynką w ciele dorosłej osoby. Myślę że jej dotychczasowe działanie spowodowało nieodwracalne zmiany w zachowaniu dzieci. Najstarsze z nich jest pod opieką psychologa. Ja sama chyba mam PTSD, staram się nie reagować na jej słowa, uczę się jak ją ignorować. Ale momentami jest mi bardzo ciężko, niejednokrotnie doprowadziła mnie do płaczu. Ta osoba nie zna granic a jej techniki manipulacyjne są bardzo bogate. W tej chwili ma już 3 partnera od czasów rozwodu. Obecny ma za cel uratować dzieci z naszego domu, bo "wie, że tu źle się dzieje". Ręce mi opadają.
OdpowiedzUsuńwitam
OdpowiedzUsuńtez mam taka matke, bylam w swojej rodzinie kozlem ofiarnym, zerwalam kontakt z nia przed swietami po kolejnej akcje przemocy. Jest mi ciezko ale wiem ze bedzie lepiej. Moja matka ma 68 lat I jest coraz bardziej bezwzgledna a chodzila na psychoterapie przez rok I przestala twierdzac ze nie ma juz depresji. Bardzo pomocny blog I prawdziwy. Narcyzi to okrutni ludzie.
Pozdrawiam