W przeszłości babcia Marianne swoich dwóch synów - Roba, ojca reżysera i jego brata Rene oddała na kilka lat do domu dziecka, by nie przeszkadzali jej w karierze modelki i zdobyciu nowego męża. Dla obu było to traumatycznym przeżyciem. Kiedy zabrała ich z powrotem do siebie, nadal nie zajmowała się nimi, umieściła ich z dala od siebie pod opieką niań i gosposi, a wszystko kręciło się wokół niej. Do tego systematycznie niszczyła swojego starszego syna - niechciane dziecko. Krytykowała go, poniżała, uczyniła Kozłem Ofiarnym. Co typowe dla narcyz, oskarżała go o to, co sama mu robiła, obwiniając go o swoje złe samopoczucie, uważając, że syn jej nienawidzi i robi wszystko, by była nieszczęśliwa. Na archiwalnych rodzinnych filmach widzimy przystojnego, zdrowego młodego człowieka, a w dokumencie kręconym przez Toma spotykamy starego, bladego emocjonalnie, zniszczonego chorobą człowieka, którego matka nienawidziła i zrobiła wszystko, by był nieszczęśliwy. Mściła się na nim za to, że została przymuszona niechcianą ciążą do małżeństwa.
Reżyser poznał swoją babcię niespodziewanie, kiedy miał 8 lat - przedtem sądził, że dziadkowie nie żyją. Marianne bowiem wyjechała na drugi koniec świata, kiedy jej dorosły już syn, Rob odważył się powiedzieć jej parę słów prawdy. Po wielu latach bez kontaktu po tym wydarzeniu, babcia ni z tego ni z owego, zorganizowała wielki zjazd rodzinny w jednym celu: pokazania swojego świetnego wizerunku jako idealnej matki. Wtedy zaproponowała Robowi, by objął posadę w jej firmie (była bogatą projektantką mody) i przeniósł się z rodziną do RPA. Fakt, że ojciec reżysera się na to zdecydował, będąc dobrze wykształconym specjalistą (psychologiem), rzucił wszystko i zdemolował życie swojej rodziny w nadziei na uzyskanie akceptacji matki wskazuje na to, że był typowym dzieckiem narcyzy: gotowym na prawie wszystko, by zasłużyć na miłość matki. Oczywiście, szybko się okazało, że babcia zmieniła zdanie i rodzina została na lodzie. Skończyło się to rozwodem rodziców reżysera - jego ojciec, syn narcystycznej matki, nie potrafił stanąć po stronie swojej żony i dzieci. Po kolejnych wielu latach bez kontaktów, ojciec reżysera jeszcze raz podjął desperacką próbę pozyskania aprobaty matki: rzucił pracę, by jechać do niej do RPA i napisać jej biografię. Szybko jednak stało się jasne, że książka ta nie będzie hagiografią wynoszącą Marianne pod niebiosa, więc niezadowolona narcyza jeszcze raz wyrzuciła syna ze swojego życia. Ona go nigdy nie kochała - chciała jedynie użyć dla poprawienia swojej reputacji.
Rob mówi, że jego matka to wielka manipulatorka. Życie z nią jest jak gra w szachy. Najpierw postawi Cię na pozycji króla, jeśli będziesz grał w jej grę. Jeśli nie, zostaniesz hetmanem, a jeśli nadal nie będziesz postępować po jej myśli, zdegraduje Cię do pionka, a potem zrzuci z szachownicy. On i Rene byli pionkami, ich później urodzona przyrodnia siostra zaś królową, Złotym Dzieckiem, póki nie zbuntowała się jako nastolatka.
W filmie nie brakuje scen, które budzą głębokie emocje. Rozdzierająca jest scena, w której Marianne odwiedza swego chorego psychicznie, starszego syna Rene (zachorował gwałtownie, gdy matka zdecydowała się wyjechać do RPA). Chce go odwiedzić, by zachować wizerunek "dobrej matki" (choć nie chciała się z nim spotykać przez wiele lat). Rene cierpi na maniakalne zbieractwo. Marianne wchodzi do jego zagraconego mieszkania ze zdegustowaną miną. Po chwili mówi, że muszą gdzieś wyjść, że nie da rady wejść do jego mieszkania. Wychodzi na ulicę i mówi do kamery (Rene jeszcze się ubiera w mieszkaniu) To straszne. KTOŚ coś powinien z tym zrobić. Typowe dla narcyz: czuje odrazę dla swojej ofiary i uważa, że ktoś inny powinien posprzątać konsekwencje jej własnego działania - nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za syna. Idą w końcu do kawiarni, nie bardzo mają o czym rozmawiać, a kiedy Marianne odjeżdża taksówką, ponad 70-letni Rene długo nie puszcza jej ręki, wyglądając jak porzucany mały chłopiec. Narcyza zaś oddycha z ulgą - nareszcie ma z głowy to przykre spotkanie. Wizerunek zrealizowany przy niewielkich kosztach.
Inną rozdzierającą sceną jest, jak do umierającej już Marianne najpierw dzwoni, a potem przyjeżdża jej młodszy syn Rob, ojciec reżysera. Marianne jest po wylewie, ale może mówić. Jednak nic nie mówi do syna, tylko słucha jego zapewnień, że ten ją kocha, że jej nie zostawi i zaopiekuje się nią. Do samej śmierci przez ani chwilę nie była mu matką, to on pełnił rolę rodzica. Jak wiele dzieci narcystycznych matek przybył do łoża śmierci matki, z nadzieją na ostateczne pogodzenie, przekonanie się, że matka jednak go kocha. Ale ona milczy. Po jej śmierci Rob, nadal niepogodzony z prawdą, tworzy sobie iluzję, że powstał między nimi "prawdziwy kontakt", że coś poczuł, ale to jego wyobrażenie czy pragnienie, nie prawda.
Kiedy ojciec reżysera wraca do domu po drugiej próbie zdobycia miłości matki, Marianne nieoczekiwanie zaprasza do siebie wnuka - Toma, reżysera filmu. To jest też typowe zagranie narcystycznej babci. Jeśli z synem się nie udało, może z wnuka uda się uczynić niewolnika, a przy tym ukarać syna odbierając mu to, co najbardziej kocha. Tom przyjeżdża, jest otwarcie nastawiony do babci, chce ją poznać, bo fascynuje go wielka władza tej kobiety. Fakt, że Tom chce o niej nakręcić film, schlebia Marianne, jak każda narcyza uwielbia być w centrum uwagi. Najpierw zasypuje Toma "miłością", potem próbuje przekupić, obiecując, że uczyni go swoim spadkobiercą. Często wspomina, że wnuk jest jej jedyną nadzieją w tej rodzinie (która się rozpadła, rzecz jasna, bez jej najmniejszej winy). Potem próbuje go uwieść - dosłownie - oświadcza mu, że jest w nim zakochana i niedwuznacznie domaga się seksu (95-letnia babcia wobec 30-letniego wnuka). Każdy kto nie wierzy, że babcia może molestować seksualnie wnuka, powinien obejrzeć te sceny. Tom stanowczo odmawia, próbuje jej wytłumaczyć niestosowność tej sytuacji, ale nic do niej nie dociera. Później, babcia robi mu sceny zazdrości o dziewczynę, z którą od wielu lat jest związany. Żąda od niego, by wybierał, albo babcia, albo partnerka. Mimo, że Tom jasno wypowiada, że kocha dziewczynę i jest ona dla niego rodziną, próbuje wytłumaczyć babci absurdalność jej żądań, Marianne nie przyjmuje tego do wiadomości. Uważa, że to Tom się źle zachowuje, raniąc jej uczucia. Typowe jest też to, że Marianne wypiera swój wiek. Nie zdaje sobie sprawy, jak groteskowo wygląda będąc kolorowo wypacykowaną, pomarszczona staruszką z obwisłymi policzkami. Nie obchodzą jej ani wiek, ani pokrewieństwo między nią a Tomem. W ogóle odrzuca zobowiązania rodzinne, wypiera wszelkie problemy (na pytania wnuka o cierpienie jej synów odpowiada wymijająco albo po prostu oświadcza, że nie będzie o tym rozmawiać). Jej zachowanie jest infantylne i pokrętne.
Reżyser w pewnym momencie jednak zaczyna współczuć babci. Nie dostrzega tego, jak ona nim manipuluje - jest niemal wiarygodna, kiedy opowiada, że musiała oddać chłopców do domu dziecka z powodów ekonomicznych. Nie tłumaczy jednak, dlaczego później wielokrotnie podle postępowała wobec synów, szczególnie Roba, ojca reżysera. Myślę, że w czymś, co by można nazwać "sceną szczerości", narcyza zagrała znowu, tylko inne niż zwykle przedstawienie. Przedtem była pełną mocy królową, obdarzającą Toma łaską, próbowała go uwieść, podporządkować sobie szantażem emocjonalnym, a skoro to nie podziałało, postanowiła być żałosna i wzbudzić we wnuku litość. Typowe narcystyczne strategie stosowane po kolei, jeśli poprzednia nie zadziałała: obdarzanie warunkową łaską (Złote dziecko), poniżenie i odrzucenie (Kozioł Ofiarny), przemoc i zastraszenie (kampania oszczerstw, stalking) , użalanie się nad sobą i zabieganie o litość (wciąganie). Do pewnego stopnia jej się to udaje, choć wnuk później słusznie nabiera wątpliwości co do jej szczerości. Marianne wielokrotnie powtarza wnukowi, że nie ma jednej prawdy, że każdy ma swoją prawdę itd. To też typowa dla narcyz zasłona dymna, rozwadnianie odpowiedzialności. Prawda jest tylko jedna, to ona była koszmarną matką. O ile od biedy dałoby się zrozumieć, że była zmuszona do oddania dzieci do domu dziecka z powodu kłopotów materialnych, tak żadnego usprawiedliwienia nie ma na wielokrotne używanie do własnych celów syna i wielokrotne wyrzucanie go na śmietnik, gdy nie chciał się podporządkować.
Charakterystyczne jest to, że wnuk-reżyser zastanawia się, czy nie wykorzystał babci i czy postępował etycznie zmuszając babcię w bardzo podeszłym wieku do konfrontacji z rodzinnymi problemami. Babcia narcyza natomiast ani razu nie zastanowiła się, czy etyczne jest wygrywanie wnuka przeciwko synowi przez manipulowanie testamentem, opuszczenie i zaniedbanie chorego syna, wystawienie dorosłego syna i jego rodziny do wiatru, składanie propozycji seksualnych wnukowi czy chęć zniszczenia jego związku. Jej wolno wszystko.
Reżyser mówi w wywiadzie, że w tej historii nie ma winnych. Dopatruje się źródeł zaburzeń babci w jej dzieciństwie, w tym, że jej ojciec ją totalnie krytykował i deprecjonował w niej wszystko, poza urodą. Niewątpliwie miała ciężkie dzieciństwo, które mogło wpłynąć na powstanie zaburzeń. Ale nie zgadzam się, że nie ma tu winnych. Marianne bezrefleksyjnie przeniosła na kolejne pokolenie opresję. A przecież jej syn, Rob w znacznym stopniu tego uniknął. A Tom, jej wnuk, jest od tego całkiem wolny. Po wyciągnięciu tego trupa z rodzinnej szafy, przestał bać się zostania ojcem. Czyli można się z tego wyzwolić. Marianne miała ponad 70 lat, by zrozumieć co zrobiła źle, ale umarła, nie zdejmując ani na chwilę maski. Wywiad z reżyserem tutaj.
To znakomity, przenikliwy, warty obejrzenia film. Jak przystało na dokument, widzowi pozostawia ocenę sytuacji. Na uczelniach psychologicznych mógłby służyć jako film instruktażowy do zobrazowania czym jest narcyzm. Reżyser ma rację, kiedy w wywiadzie wspomina, że samo zerwanie więzów nie załatwia sprawy. Trzeba też dogłębnie zrozumieć, na czym polega problem. Ten film w tym pomaga, zwłaszcza, że to dokument. Napiszę jeszcze o innych filmach i książkach.
Obejrzałam trailer i zwróciłam uwagę na to co się na nim dzieje. Babcia mówi jednoznacznie: rodzina jest mi obojętna - nie chciałam jej - daję słowo, nie udaję ;), a jej syn do ostatnich dni uważa, że trzeba jej zdjąć maskę i chce ją przekonać do swoich racji. A jeśli babcia nie kłamie, nie ma maski i mówi prawdę? Uważa, że jest urodzoną księżniczką i cały świat ma ją obsługiwać? Istnieją ludzie, którzy cierpią np na daltonizm i nie widzą barw, a takiej babci brakuje ośrodka odpowiedzialnego za empatię i ona nie ma wyrzutów sumienia i do końca życia mieć nie będzie! Czy zajmowanie się wtedy taką osobą w normalnych ludzkich kategoriach ma sens ? Oczekiwanie, od takiej osoby empatii mija się z celem, bo taki emocjonalny daltonista nigdy nie spełni naszych oczekiwań!
OdpowiedzUsuńMasz rację. Tu nie ma żadnej maski, tu jest szczera prawda. Przypadek tej kobiety był beznadziejny, a jej wnuk do końca nie chciał zaakceptować emocjonalnego bankructwa ojca, który pół życia spędził błagając o uczucie, którego nigdy nie miał szansy dostać. Narcyzy też bardzo często mówią prawdę, kiedy nie mówią o sobie, ale o swojej ofierze/niewolniku. Czysta projekcja. Np. "Ty mnie w ogóle nie szanujesz" wypowiedziane do córki oznacza "Ja cię w ogóle nie szanuję".
OdpowiedzUsuńMoja opowieść :(
OdpowiedzUsuń"Do tego systematycznie niszczyła swojego starszego syna - niechciane dziecko. Krytykowała go, poniżała, uczyniła Kozłem Ofiarnym. Co typowe dla narcyz, oskarżała go o to, co sama mu robiła, obwiniając go o swoje złe samopoczucie, uważając, że syn jej nienawidzi i robi wszystko, by była nieszczęśliwa."
To jest to co moja matka robi. Mam na to dowody w postaci nagrań. Pokazywać te nagrania by w końcu ludzie zobaczyli kim jest ten potwór?
Nie, nie pokazywać. Proszę się skoncentrować wyłącznie na osobach, które z własnej woli stanęły po Pana stronie. Innych nie warto przekonywać, a pokazywanie nagrań z udziałem narcyzy może się zakończyć wciągnięciem się w wieloletni spór prawny z nią. Więcej piszę o tym w postach oznaczonych etykietą "zero kontaktu".
UsuńJa gdy nie chciałem sie podporządkować to zostawałem wyrzucany do psychiatryka...
OdpowiedzUsuń