Narcystyczna matka
jest prawdziwą królową dramatu – kiedy coś idzie nie po jej
myśli, robi sceny, wrzeszczy, płacze, mdleje, terroryzuje
otoczenie. Wrażliwi ludzie nie są w stanie tego znieść. Krzyki i
groźby (często np. grożenie samobójstwem, jeśli nie zrobisz
tego, czego narcystyczna matka od Ciebie żąda), awantury, histeria
i terror. Przy czym to wszystko jest jedynie wyśmienitym aktorstwem. Poznasz to po tym, że zaraz po takich scenach często wszyscy wokół są emocjonalnie
wyczerpani, a narcyza zachowuje się jak gdyby nic. Dziesięć minut
po tym, jak groziła Ci samobójstwem, rozwodem czy sądem, idzie
sobie zrobić kanapkę do kuchni, albo
spodziewa się, że zabawisz ją lekką konwersacją. Jakby nic się nie wydarzyło. Oczekuje, że
natychmiast wrócisz do swojej funkcjonalności i nadal będziesz do
użytku dla niej. Nie rozumie, dlaczego "zepsułaś się",
nie widzi Twoich uczuć. Nad najcięższą urazą wobec Ciebie i
najgorszymi słowami przechodzi do porządku dziennego i nie rozumie,
o co masz pretensje, uważa, że dramatyzujesz i przesadzasz. Wprost,
kłamiąc w żywe oczy, może twierdzić, że nic takiego nie zrobiła
i nie powiedziała. Jednocześnie, jeśli Ty urazisz narcyzę,
spodziewaj się wielotygodniowych, ba, czasami nawet wieloletnich reperkusji
– gniewu, obrazy, zemsty, niekończącej się wendetty. Jej wolno
wszystko, ale jeśli Ty okażesz choć odrobinę emocji, narcyza
nazwie Cię wariatką i niezrównoważoną idiotką.
Bardziej subtelna narcyza potrafi sterować otoczeniem przy pomocy samych min, spojrzeń, zmarszczeniem brwi. Otoczenie tak boi się jej gniewu, że wystarczy jej jedno spojrzenie, by skłonić wszystkich, by robili to, co zechce. Nie musi nic mówić.
Bardziej subtelna narcyza potrafi sterować otoczeniem przy pomocy samych min, spojrzeń, zmarszczeniem brwi. Otoczenie tak boi się jej gniewu, że wystarczy jej jedno spojrzenie, by skłonić wszystkich, by robili to, co zechce. Nie musi nic mówić.
Narcyza szybko się
nudzi, bo jest pusta w środku, w głębi serca czuje się nieszczęśliwa i
bezwartościowa, za co wini otoczenie. Jej dzieci i małżonek
nieustannie wokół niej skaczą, próbując ją uszczęśliwić,
poprawić jej nastrój itd. Chodzą jak na szpilkach, bojąc się
wywołać kolejną awanturę i histeryczne wybuchy. Czują się
odpowiedzialni za samopoczucie narcyzy totalnie, w każdym aspekcie,
przez cały czas.
Narcyza nigdy nie
poniesie porażki – przyznanie się do porażki jest
niedopuszczalne w jej mniemaniu. Jeśli Twoja matka uważa, że
cokolwiek się stało, zawsze jest to wina innych (najczęściej Twoja), albo, że
właściwie przecież to jest sukces, nie przegrana – prawdopodobnie jest narcystyczna. Naczelną reakcją narcyzy po porażce, czy wobec problemu, jest szukanie winnych. Oczywiście, winny temu
będzie każdy, ale nie narcyza. Matka obwiniała mnie o wszystko: od
tego, że mam szerokie łydki, do tego, że mój ojciec umarł, a ja
go nie zdołałam uratować. Przy czym energia idzie tylko na
szukanie (i ukaranie) winnych, nie na rozwiązanie problemu czy
poszukiwanie sposobu, by mu zapobiec w przyszłości. Narcyza nigdy
nie widzi swojego udziału w sprawie – prowadzenie terapii rodzinnej czy małżeńskiej z narcyzą jest praktycznie niemożliwe, bo nie czuje się
za nic odpowiedzialna. Każda
porażka niemal zabija narcyzę, bo jej idealny obraz nie ma prawa
do porażek. Uczy więc ona swoje dziecko, by niepowodzenia, będące
naturalnym elementem życia, uznawało za totalną katastrofę, rzecz
ostateczną i nienaprawialną. Niczego mu nigdy nie wybacza i uczy
je, by niczego nigdy sobie nie wybaczało. Hoduje je na perfekcjonistę.
Miłość własna narcyzy jest bardzo
warunkowa. Podobnie widzi związki z innymi – żeby zasłużyć na
to, co ona uważa za miłość, należy posłusznie poddać
się jej oczekiwaniom, ślepo spełniać wszelkie jej pragnienia i rozkazy,
odrzucić własne uczucia, potrzeby i dążenia. A przy tym
bezkrytycznie ją podziwiać. Pod takim warunkiem będzie nas
"kochała", choć z prawdziwą miłością nie ma to nic
wspólnego. Narcystyczna "miłość" dla kogoś to jedynie
pakt o nieagresji. Warunkowy i tymczasowy. Taką "miłością"
moja matka kochała mojego ojca, który bez szemrania robił
absolutnie wszystko co mu kazała. Stanowili symbiotycznie związaną
parę, przy czym symbioza to niewłaściwe określenie, bo relacja z
narcyzą jest jednostronna. Ty dajesz, ona bierze. Ona rozkazuje, Ty
się podporządkowujesz. Ona brudzi, Ty sprzątasz. Ty żywisz, ona
pasożytuje. Mój ojciec był żywicielem dla tego pasożyta, matka
wykorzystywała go bezwstydnie unikając obowiązków dorosłej osoby
i oczekując wyręczania absolutnie we wszystkim. Rodzice byli nierozłączni, ale wszystko robił mój ojciec, odkąd
wyniosłam się z rodzinnego domu, ponad 20 lat temu. Prał, sprzątał,
gotował, robił zakupy, płacił rachunki, umawiał matkę do
lekarzy, woził ją samochodem. Wiązał jej nawet buty, choć była
zdrowa i pełnosprawna. Przywykł do roli sługi i czuł się w niej
dobrze, choć okresowo reagował gniewem (nigdy nie skierowanym na
nią, jej braku akceptacji bał się śmiertelnie). Moja narcystyczna
matka nie brała odpowiedzialności za siebie i odgrywała wygodną
rolę bezradnego dziecka, małej dziewczynki, którą wszyscy mają
obsługiwać. Ojciec, dopóki choroba go nie powaliła, czuł się
w obowiązku skoczyć natychmiast, jak tylko jego pani skinęła
palcem (dosłownie, kiwnęła palcem i ojciec skakał, by
nalać jej wody, nie musiała nawet nic mówić). Moja matka do tego
posunęła się w swoim wygodnictwie, że kiedy zmarła moja babcia,
to mojemu ojcu zleciła zadanie powiadomienie wszystkich o jej
śmierci i rozpoczęcie przygotowań do pogrzebu. Choć sam wtedy był
już umierający i świadomy tego. Wiedziała o jego strachu przed
śmiercią i myśleniem o własnym pogrzebie, ale i tak postanowiła
się nim posłużyć, jak zawsze. To zestawienie - brak
odpowiedzialności za siebie i chęć posiadania przywilejów dziecka przy
zachowaniu władzy rodzica - to typowe dla wszystkich narcyzów. A
inny człowiek, którego narcyza "pokocha" jest tylko
posłusznym narzędziem w jej ręku. Nigdy nie jest kochany dla niego
samego, a jedynie akceptowany, za to, co robi dla narcyzy. "Miłość"
też ta jest tylko czasowa i z reguły kończy się, poddana próbie poważnych
kłopotów życiowych typu ciężka choroba, o czym napiszę jeszcze jutro.
C. D. N.
czytam ten blog od wczoraj we wszystkich wolnych momentach. mogę się podpisać właściwie pod wszystkim.
OdpowiedzUsuńTwoje posty to wielka pomoc. jeszcze raz dziękuję.
K.