Niewątpliwie najbardziej pożądana jest psychoterapia. Tyle, że musi to być dobra psychoterapia. Takiej terapii wcale nie gwarantuje znane nazwisko ani jakikolwiek certyfikat. Najlepiej u terapeuty, który ma doświadczenie z narcystycznymi zaburzeniami. Najlepszą metodą jest tzw. poczta pantoflowa. Pytaj ludzi, czy znają kogoś, kto mógłby pomóc. Nie musisz mówić, że chodzi o Ciebie - powiedz, że chodzi o koleżankę, która pochodzi z patologicznej rodziny. Może się też sprawdzić specjalista pomagający dorosłym dzieciom alkoholików (DDA), lub ktoś, kto zajmuje się zespołem stresu pourazowego (PTSD). Jak to sprawdzić? Na pierwszej wizycie powiedz, że masz narcystyczną matkę - jeśli zada Ci pytania, jakiego rodzaju opresja Cię spotkała, spróbuje wybadać, czy Twoja matka to typ ignorujący (jak moja) czy pochłaniający itd., jesteś na tropie dobrego specjalisty. Jeśli powie, że zajmie się teraz Tobą, a nie przeszłością i będzie się głównie interesował, dlaczego tak myślisz i czemu przypisujesz przeszłości odpowiedzialność za swoje życie, od razu możesz się skierować do wyjścia - to będzie terapeuta z gatunku Pogódź się z matką, bądź ponad jej agresywne zachowanie, reaguj inaczej, a może ona się zmieni. Taki Ci nie pomoże, przeciwnie, może wzmocnić wpajane Ci przez narcyzę przekonanie, że to wszystko Twoja wina albo, że coś z Tobą nie tak, bo czujesz się skrzywdzona. Na pewno masz jakiś swój udział w tym, co Cię spotyka ze strony matki, ale najczęściej ogranicza się on do tego, że zbyt długo zgadasz się na rolę, którą ona Ci wyznaczyła. Czasem też zdarza się, że masz pewne korzyści z podporządkowania matce - np. finansowe. A do tego ona jeszcze wpoiła Ci przekonanie, że bez niej zginiesz, więc finansowa zależność od niej do pewnego stopnia jest dla Ciebie wygodna. Jednak koszty, które ponosisz, są niewspółmierne do korzyści i dobry terapeuta pomoże Ci rozpoznać tę sytuację. Ale nigdy nie będzie uważał, że to Ty masz się zmienić, by być dobrą córką.
Po czym jeszcze poznasz dobrego terapeutę? Po pierwsze, nigdy, nawet przez chwilę nie wspomni o konieczności przebaczenia narcystycznej matce. Ani w kontekście warunku Twojego uleczenia ani w żadnym innym. Wystrzegaj się zatem terapeutów z nurtu chrześcijańskiego i w ogóle związanego z jakimkolwiek mistycyzmem, czy to w nurcie new age czy tradycyjnych religii. Bo oni wierzą (i to jest wiara, a nie fachowa wiedza), że tylko przebaczenie może Cię uwolnić. Tymczasem widzę, po sobie i innych, że przebaczenie matce nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczającym, żeby wrócić do siebie. Zresztą, jeśli jesteś wierząca, wiesz zapewne, że aby było wybaczenie, musi być pokuta i żal za grzechy, a tego ze strony narcyzy nigdy się nie doczekasz. Nie ma dla niej żadnych okoliczności łagodzących. Nie tylko czyni zło świadomie i z premedytacją, ale im bardziej wymykasz się jej władzy, tym dalej się posuwa w krzywdzeniu Ciebie. Czy zasługuje na wybaczenie? Nie. O wiele uczciwszym podejściem jest powiedzieć sobie i innym, że Twoja matka jest złym człowiekiem i dlatego nie jest już obecna w Twoim życiu. Pamiętam pewną terapeutkę, który namawiała mnie do przebaczenia i "ułożenia sobie" kontaktów z matką. Przeniosłam tylko psychiczną przemoc mojej matki do sfery fizycznej i zapytałam ją, jak to sobie w praktyce wyobraża. Bo w praktyce wygląda to tak: podchodzę do matki, mówię, że jej wybaczam, a ona uderza mnie pięścią w twarz. Następnego dnia przychodzę do niej z wizytą, a ona na powitanie uderza mnie pięścią w twarz. Mam powstrzymać łzy, zatamować krew i uśmiechnąć się, mówiąc: wybaczam Ci, a wtedy ona znowu wali mnie pięścią w twarz. Tak właśnie wygląda "ułożenie sobie" kontaktów ze złośliwą narcyzą. Misja beznadziejna. Nie zgadzaj się na to, chyba, że jesteś przekonana, że w Twoim przypadku Mały Kontakt lub inne formy obrony będą wystarczające.
Po drugie, dobry terapeuta, nie będzie naciskać na to, byś pozostała w kontakcie z matką, zmieniając jedynie swoje na nią reakcje. One są w nas wdrukowane głęboko, odnoszą się do najwcześniejszego dzieciństwa, są wpisane w naszą najwcześniejszą, emocjonalną, fizyczną pamięć. Niezwykle trudno jest je przełożyć na język rozumu, więc i trudno z tymi reakcjami walczyć, przy użyciu racjonalnych środków. W każdym razie, wymaga to dużo treningu, by zmienić swoje reakcje na zachowanie matki - i to naprawdę zmienić, nie tylko na poziomie formalnym, ale także w swoim wnętrzu, w swoich emocjach. Niewiele Ci przyjdzie z powiedzenia Nie matce, jeśli w środku nadal będziesz skręcaną wyrzutami sumienia, przerażoną dziewczynką, która już czeka na karę, która ją musi spotkać za taką niesubordynację. Bez tego treningu będzie to wyglądało tak, jak już powyżej opisałam: traktuję matkę asertywnie, uprzejmie lecz stanowczo odmawiam, a przy każdej odmowie, ona znowu wali mnie pięścią w twarz. Jestem spokojna, nie daję się wciągać w dyskusję, a ona i tak, raz po raz, wali mnie pięścią w twarz. Narcystyczna matka to brutalny, prymitywny potwór, który na pewno się nie zmieni pod wpływem Twojej zmiany. Zmieniają się normalni ludzie, nie psychopaci.
Po trzecie, dobry terapeuta to taki, z którym czujesz się dobrze i bezpiecznie. Nie czujesz się oceniana, poganiana, zachęcana by z punktu "wziąć odpowiedzialność za swoje życie" czy "nabrać asertywności". Owszem, te dwie rzeczy także są celem terapii, ale to jest proces, który zajmuje sporo czasu i wymaga sporo ćwiczeń praktycznych – szczególnie asertywność. Dobry terapeuta będzie z Tobą krok po kroku ćwiczył i uczył Cię nowych umiejętności. A zacznie od słuchania. Dobry terapeuta słucha, słucha i jeszcze raz słucha. Z uwagą, nie popędzając Ciebie, nie próbując zbyt szybko formułować wniosków ani wkładać w Twoje usta czegoś, co sądzi, że chcesz powiedzieć. Istotą psychoterapii jest nie tyle jakaś szczególna technika czy inne tajemnicze zabiegi, ale tzw. korektywne doświadczenie emocjonalne. To jest – czasem pierwszy w Twoim życiu – emocjonalny kontakt z innym człowiekiem, który jest bezpieczny, spokojny, życzliwy, w którym czujesz się dobrze, akceptowana i wspierana. Ten kontakt, jego przeżywanie, odczuwanie (a nie opowiadanie czy czytanie o nim) zmieniają Twoje uczucia wobec ludzi i uświadamiają, że kontakty z innymi mogą wyglądać zupełnie inaczej niż te, jakie miałaś z matką. Dlatego nazywa się to korektywnym doświadczeniem. Doznając takiego kontaktu, Ty także się zmieniasz, odzyskujesz ufność, poczucie własnej wartości. Dopiero po takiej przemianie w pełni sensowne i skuteczne jest uczenie się technik asertywności czy stawiania granic (co nie oznacza, że nie warto ich próbować bez psychoterapii). Bez wewnętrznej wiary, że jestem pełnowartościową osobą, godną szacunku i miłości, trudno z przekonaniem bronić swych granic, czy bez wyrzutów sumienia odejść od toksycznego związku, wybierając Zero Kontaktu.
Po czwarte, wystrzegaj się terapeutów, którzy od razu namawiają Cię na Zero Kontaktu i naciskają, byś w jednej chwili wprowadziła to w życie. Musisz być gotowa na Zero Kontaktu, wewnętrznie do tego przekonana i żadna presja z zewnątrz tutaj nie pomoże, jeśli masz w tym wytrwać. Zero Kontaktu musi być Twoją świadomą i przemyślaną decyzją. Warto się też do niej przygotować - nie tylko wewnętrznie, ale też życiowo, finansowo i prawnie, bo zerwanie kontaktów z narcystyczną matką prawie zawsze wiąże się z agresywną reakcją i napastowaniem z jej strony, utratą części rodziny, postępowaniami sądowymi itd. Trzeba sobie uświadamiać wszelkie konsekwencje, omówić je w terapii i zgodzić się na ryzyko. Wszelki pośpiech jest tu niewskazany. Jednakowoż może się zdarzyć, że Twoich problemów nie da się rozwiązać bez zerwania kontaktów z matką - i dobry terapeuta może Ci w pewnym momencie terapii (ale nie na pierwszej wizycie) powiedzieć, że dalej już nie może Ci pomóc, skoro próby ograniczania jej wpływu na Ciebie zawiodły, a Ty nie jesteś zdecydowana na Zero Kontaktu.
Mogę jeszcze dodać, że być może lepiej dla Ciebie będzie wybrać na terapeutę osobę płci przeciwnej od narcystycznego rodzica. Nie da się ukryć, że nie ufałam kobietom starszym ode mnie o pokolenie i terapeutki nieuchronnie budziły we mnie skojarzenie z matką. Dopiero terapeuta płci męskiej wzbudził we mnie więcej zaufania.
Psychoterapia jest najlepszym sposobem, choć zdaję sobie sprawę, że to inwestycja kosztowna czasowo i finansowo. Ale czy nie zasługujesz na to, by zająć się wreszcie sobą i swoimi potrzebami? Przemyśl swoje priorytety - jeśli stać Cię na wizytę u kosmetyczki, w siłowni albo na kursie językowym, na pewno stać Cię na psychoterapię, a ona jest po stokroć ważniejsza od tych spraw. A co jeśli naprawdę nie możesz pozwolić sobie na terapię? Tutaj rownież możesz sobie pomóc, o czym wkrótce napiszę.
C. D. N.
Mogę też tu podzielić się swoim doświadczeniem. Jestem w sumie po około 6 latach terapii, u różnych terapeutów. Sama jestem psychologiem. Gdyby nie terapia, by strach pomyśleć, jak by teraz wyglądało moje życie. Dzięki terapii udało mi się wyprowadzić do innego miasta, związać z dobrym i kochającym mnie mężczyzna, założyć rodzinę i stworzyć głębokie więzi z moimi dziećmi. Było ciężko, ale udało mi się. Wraz z trwaniem terapii stawiałam matce coraz większe granice by z końcu po 6 latach terapii dojrzałam do etapu zero kontaktu. Spotkałam się z sytuacją, gdy terapeutka mówiła mi, że jeśli nie zaakceptuje matki taką, jaka jest i nie przyjmę jej do swojego serca, to bardzo negatywnie odbije sim to na rodzinie i tym samym celem terapii była praca nad tym żebym stała sim lepszą córką...miałam też terapeutke, która zbyt emocjonalnie zareagowała i powiedziała, że moja matka jest psychopatką, czego nie umiałam wtedy przyjąć i wywołało to efekt odwrotny. Teraz zaczęłam kolejną terapię. Terapeutka słucha, wspiera i czasami jednym słowem daje znać, że mnie rozumie. To terapeutka pracująca w nurcie psychodynamicznym, i ten nurt psychoterapii polecam. To jest głęboka praca z ogromnym szacunkiem do przeżyć pacjenta. Nie polecam psychoterapii w nurcie metasystemowym. Tam jest specyficzne nastawienie do szacunku do matki ponad wszystko. Nie polecam terapii poznawczo behawioralnej. To fajna metoda, ale nie no tak skomplikowanych problemów, sięgających dalekiego dzieciństwa. Jeśli chodzi o terapeutów Gestalt, to bywa różnie, ale raczej rozumią temat.
OdpowiedzUsuńDecyzja o rozpoczęciu terapii i rano rozpoczęcie jest trudne. Często jak się bardzo obawiasz to mówisz sobie, że jest Ci to nie potrzebne, albo że nie masz czasu itp. Jednak naprawdę warto iść, bo to bardzo zmienia jakość życia na lepsze i umożliwia przeżyć resztę życia szczęśliwej.
Donma, dziękuję Ci za wszystkie wpisy! powoli czytam cały blog. dopiero kilka dni temu znalazłam klucz do koszmaru mojego życia - zrozumiałam, że matka miała narcystyczne zaburzenie osobowości. zaczęłam o tym czytać o tym zaburzeniu i puzzle, których zagadka dręczyła mnie przez lata, nagle ułożyły się w spójny obraz. nigdy nie potrafiłam do końca zrozumieć, czemu matka mnie tak traktowała, że już w wieku 10 lat zaczęłam czekać na jej śmierć, wiedząc, że to jedyna droga do mojej wolności, bo ona nigdy nie wypuści mnie z imadła, w które mnie wkręciła i dokręcała śrubę z każdym dniem. nigdy nie znałam nikogo, kto miałby podobne doświadczenie i mógł mnie zrozumieć. nawet najlepiej życzący mi ludzie mówili, że "jednak to matka", że "na pewno chciała dobrze", że "trzeba wybaczyć", że jestem "wyjątkowo wrażliwa" i dlatego tak to wszystko odbieram, że "to przeszłość, nie ma co tego rozgrzebywać, rozpamiętywać". a teraz czytam i widzę, że nie jestem sama. z jednej strony wolałabym być tylko jedna z takim ciężarem, gdyż nikomu nie życzę tego koszmaru, który w straszliwym stopniu niszczy człowiekowi życie, a z drugiej czuję ogromną ulgę, że nie jestem sama, że nareszcie ktoś jest po mojej stronie... że nareszcie są ludzie, którym nawet przez myśl by nie przeszło, że "przesadzam", bo wiedzieliby doskonale, o czym mówię...
OdpowiedzUsuńjeszcze raz Ci dziękuję za ten blog! wspaniale nim pomagasz!
K.
K., dziękuję jeszcze raz za zaufanie i podzielenie się swoją historią. Każde świadectwo ma dla nas ogromną wagę - tak jak Ty, każda z nas myślała, że jest jedyna na świecie, że wszyscy inni mają wspaniałe, kochające mamy. Każdej z nas mówiono, że jesteśmy "przewrażliwione", "chowamy przesadną urazę" i "jesteśmy wyrodne, bo matka jest tylko jedna". Nam również nikt nie wierzył, ale wierzymy sobie nawzajem, bo wszystkie przeszłyśmy piekło z naszymi matkami.
OdpowiedzUsuńWitaj, Donma.
OdpowiedzUsuńPo dziesięciu latach ZeroKontaktu i atakowaniu przez Małpy "ale to twoja matka" wreszcie zrozumiałam czemu moja matka nigdy mnie nie chciała. Wszystko ułożyło się w spójną całość.
Zaskakujące jest to, że od zawsze zdawałam sobie sprawę, że ona się nie zmieni, chyba że na gorsze. I że od dawna jest pozamiatane, że żadne "przepraszam" nie wymaże tego poniewierania, że żadna sytuacja w której ona się znajdzie nie spowoduje zmiany mojej decyzji.
Na szczęście wokół mnie jest już czysto i nie mam o niej żadnych wieści, od tego czasu nie trzęsą mi się ręcę na samą myśl o tym, że znowu coś bym o niej usłyszała i bała się, że znów zacznie się nękanie o zajęcie się biedną mamusią - manipulantką i kanalią bez żadnych zasad, zdolną do każdej podłości żeby tylko pokazać, że ostatnie słowo należy do niej.
Myślę sobie czasem, że spotkałam w swoim życiu wspaniałych ludzi i to pozwoliło mi wydobyć się z tego szamba. Dzięki nim jestem tu, a nie w tej poniewierce. Życie rodziny którą udało mi się założyć mimo dźwigania tej lodówki na plecach jest nudne i przewidywalne :-) Chyba o to chodziło.
Mimo tego pójdę na terapię walczyć z demonami, choć przeszłam już żałobę po matce której nigdy nie miałam.
Bardzo dziękuję za tego bloga.
Dziękuję za komentarz i cieszę się, że ułożyło Ci się to wszystko w głowie. Najtrudniejsze (przynajmniej dla mnie) było to, że nie mogłam pojąć, dlaczego ona to robi, nie widziałam w tym sensu. Podziwiam Twoją samoświadomość i wytrwałość - Twoja historia przekonuje te Czytelniczki, które jeszcze się miotają, że można z sukcesem i na trwałe odejść od takiego toksycznego potwora. Powodzenia w terapii.
UsuńJa również jestem na zero kontaktu (od 7 miesięcy), wcześniej na "małym kontakcie". Także w trakcie terapii. Terapeuta od pierwszej wizyty zobaczył, że jestem ofiarą ogromnej przemocy i od początku słuchał mnie uważnie i nie podważał żadnego mojego doświadczenia (a wiele było naprawdę hardcorowych- min. z wplątywaniem moich dzieci). Dzięki terapeucie odważyłam się na zero kontaktu, nauczyłam się tłumaczyć innym dlaczego nie mam kontaktu z tą osobą, choć nadal bolą naloty "skrzydlatych małp" i nadal mocno je przeżywam. Przestałam o niej mówić "mamo"... Bardzo mnie to oczyściło i pozwala mi spokojniej o niej mówić (choć i tak mówienie o niej dużo mnie kosztuje bo jest we mnie jeszcze sporo złości) Właśnie teraz jestem na etapie gdzie nie mogę zrozumieć właśnie tego o czym piszesz "dlaczego ona mi to robiła". Choć wiem już, że innej drogi niż "zero kontaktu" nie miałam i w końcu oddycham pomału pełną piersią (choć nadal czasami mam napady lęku i kłucia w klatce piersiowej przy próbie wzięcia głębszego oddechu). Polecam wszystkim zero kontaktu- dopiero wtedy życie zaczyna smakować :) Ale jest do droga faktycznie trudna i trzeba się do niej przygotować. Ja miałam 2 miesiące wycięte z życiorysu przez potworny atak depresji przy przeżywaniu swojego dramatu od nowa i nazywaniu go na początku terapii. Donma, jak myślisz, dlaczego one to robią? Ja wiem, że dla mojej narcystycznej byłam najlepszym źródłem do polepszania jej samopoczucia i samooceny- byłam stale dostępnym obiektem krytyki. Jednak nadal nie widzę w tym sensu... Tak emocjonalnie... Bo ten sadyzm tak trudno zrozumieć...
UsuńTego nie można zrozumieć, przynajmniej nie może tego zrozumieć normalny człowiek. Nie ma w tym sensu dostępnego dla normalnie czującej osoby. Narcystyczna matki nie mają ludzkich uczuć dla innych - uważają innych ludzi za przedmioty do użycia i myślą o nich mniej więcej tak, jak Ty o swoim parasolu czy łyżce do butów. Użytkowo. Rozumowo wiedzą, że inni ludzie mają uczucia i wiedzą, jakie wymagania są w społeczeństwie. Tyle, że nie dbają o to, by te wymagania spełniać, bo uważają się za kogoś ponad prawem i poza regułami. Dla zaspokojenia własnej potrzeby, bez wahania zgniotą innego człowieka, bo on dla nich nie jest równorzędną, czującą istotą. Nie mają dla niego żadnego współczucia, żadnej empatii. Cieszę się, że jesteś na zero kontaktu i trafiłaś na dobrego terapeutę. To nie jest łatwe. Depresję już przeszłaś (choć żałoba jeszcze może powracać), teraz masz prawo do złości. Nie tamuj jej, przeżyj ją do końca. Lęk też z czasem ustąpi. Jesteś bardzo dzielna i odważna, że stanęłaś po swojej stronie. Trzymam za Ciebie kciuki.
UsuńDziękuję bardzo :) I depresja i złość wracają falami (piszę to dla tych, którzy rozważają tą drogę lub są na jej początku). Raz jest lepiej raz gorzej. Generalnie nadal jest trudno i jeszcze "nie wróciłam do siebie", ale wierzę, że wytrwam i ozdrowieję. Choć wiem, że jeszcze długa droga przede mną :) Dziękuję Ci za bycie drogowskazem :)
OdpowiedzUsuńWitajcie, na wstępie, Donma, autorko tego bloga, z całego serca dziękuję Ci, że piszesz (napisałaś) tego bloga, podzieliłaś się swoimi doświadczeniami i wiedzą na temat narcystycznego zaburzenia. Ja również jak zaczęłam czytać Twoje artykuły wszystko zaczęło układać się w całość. Zrozumiałam, że wychowywała mnie narcystyczna matka, i że przez całe życie myślałam, że to ze mną jest coś nie w porządku. Postanowiłam pójść na terapię i chciałam zapytać czy moglibyście drodzy czytelnicy, autorko, polecić może jakiegoś dobrego terapeutę z Warszawy? Czytałam powyższe posty i może macie kogoś do polecenia, kto pracuje w nurcie psychodynamicznym? Będę wdzięczna za wszystkie sugestie i polecenia. Z góry dziękuję. Pozdrawiam. Iwona
OdpowiedzUsuńRowniez dziekuje za Twoje wpisy. Mam narcystyczna tesciowa a szwagier i jego zona po prostu przerosli mistrza. Na poczatku nie moglam zrozumiec o co w ogole chodzi. Ciagle obrazanie sie, nie odzywanie albo ponizajace komentarze, a przed widownia gra jakimi oni sa ofiarami. Nastawiaja przeciwko mnie wszystkich kogo tylko sie da. W pewnym momencie zrozumialam, ze musze od nich uciekac jak najdalej, bo to ludzie ktorzy nie cofna sie przed niczym, zeby mnie zniszczyc. Szwagier to nawet otwarcie sie chwalil ze wie jak zniszczyc czlowieka. Brak slow...
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń