piątek, 12 sierpnia 2016

Zdrowienie po narcystycznej opresji - część 5. Depresja

Kiedy wypali się Twój gniew, albo przynajmniej osłabnie, kiedy opadnie kurz po ostatniej bitwie z matką, a może wcześniej - nadejdzie smutek.

5. DEPRESJA

To jest ten moment, kiedy zaczynasz mierzyć ze wszystkim co straciłaś, już bez gniewu, lub początkowo na zmianę z gniewem. Moment czarnego smutku i głębokiej żałoby. Jest to także etap pożegnania z matką, a właściwie z marzeniami o niej. Teraz symbolicznie pochowasz swoją Dobrą Mamę. Uświadomisz sobie, że już nigdy jej nie będziesz miała. Nigdy. Nigdzie. Już nigdy Cię nie przytuli, nie pocieszy, nie powie, że Cię kocha i jest z Ciebie dumna. Przykro mi to pisać, ale trzeba być uczciwym. Nie ma ucieczki przed tą rozpaczą i głębokim smutkiem.

Może Cię kusić, by po uświadomieniu sobie, kim jest Twoja matka, rozgniewaniu się na nią i zerwaniu z nią kontaktów, przejść do dalszego życia bez zatrzymywania się nad tym, że jest to wielka strata – jakby umarł Ci ktoś bliski. Ale to nie jest dobre. Nawet nie jest wykonalne na dłuższą metę, bo nieprzeżyta żałoba i trauma powrócą, w formie depresji, stanów lękowych czy bezsenności, prędzej czy później.

Jestem córką złośliwej narcyzy, bardzo długo byłam w stanie mobilizacji, bo matka podejmowała różne środki przeciwko mnie. Byłam więc skupiona na bronieniu się. Czeka mnie jeszcze starcie z nią w sądzie o spadek po ojcu, ale jak to wszystko się już zakończy, żałoba na pewno powróci. Może już nie tak nasilona jak ta, którą przeżyłam, kiedy zaatakowała mojego synka i uświadomiłam sobie, że matka nie pokocha nigdy mnie ani moich dzieci, ale będzie.

Jedyną radą, jaką mam na żałobę, tęsknotę za prawdziwą Mamą i smutek, to po prostu... przeżyć je. Dać sobie czas, by te uczucia doszły do głosu. Jeśli chcesz płakać, płacz. Jeśli jest Ci smutno, przeżyj ten smutek. Nie uciekaj od niego. Wiem, że pewnie trudno Ci jest wypłakać się – byłaś zawsze potępiana za przeżywanie swoich uczuć, a płacz powodował tylko pogardę lub agresję u Twojej matki. Trudno też w codziennym pędzie znaleźć chwilę, by skupić się na sobie i swoich uczuciach, ale trzeba próbować. Nie oglądaj telewizji wieczorem, nie czytaj książek. Unikaj szukania sobie zajęcia, kiedy zbiera Ci się na smutek. Zapal świecę albo usiądź z kubkiem herbaty i poczuj, że jesteś i czujesz. Tu i teraz. Czasem możesz nawet popłakać przy dzieciach, zwłaszcza, jeśli one też płaczą. U mnie było łatwiej, bo opłakiwaliśmy z dziećmi śmierć mojego ojca. Dzieciom nic się nie stanie, jak zobaczą, że czasem jesteś smutna i płaczesz. Przeciwnie, to pokaże im, że jesteś człowiekiem i że płacz jest w porządku. Nie muszą wiedzieć, że płaczesz z powodu utraty matki, byle tylko nie myślały, że to one sprawiły Ci jakąś przykrość. Sama powiedziałam dzieciom o przyczynie swojego smutku. Im także było smutno, że nie będą już miały dziadka i że nie mają normalnej babci, jaką mają inne dzieci. Tęskniły za moim ojcem. Czuły się pokrzywdzone przez los, że ich babcia okazała się taką osobą. Nieraz mój syn wspominał, że chciałby mieć normalną babcię i dlaczego właśnie on musi mieć taką, której się boi? Wielokrotnie pytał mnie, czemu babcia jest taka. Nie ma na to rady – odpowiadaj szczerze, że nie wiesz, że to przypadek, nie ma w tym żadnej jego winy i nie mógł temu zapobiec. Przekonując dzieci, z czasem przekonasz także siebie.

Mnie osobiście bardzo pomógł samotny wyjazd jesienią. Przy wcześnie zapadających ciemnościach, kilometrami szłam brzegiem huczącego morza, całkiem sama. I płakałam głośno. Wprost wyłam. Jeśli nie możesz pozwolić sobie na wyjazd, idź chociaż na weekendowy spacer do lasu i tam sobie pokrzycz lub popłacz – drzewom krzyki nie szkodzą. Pamiętaj, trzymałaś fason przez wiele lat. A tak naprawdę powstrzymywałaś gniew i smutek przez wiele lat. Teraz te łzy muszą się w końcu wylać, więc nie dziw im się, nie powstrzymuj ich i nie denerwuj się nimi. Nie wstydź się ich. To dobre łzy, naturalne w tej sytuacji.

Nawet jak już etap najgorszej depresji minie, nadal możesz mieć gorsze dni – jak Dzień Matki czy Boże Narodzenie. Może się zdarzyć, że jakieś zdjęcie w gazecie, książka, zapach ciasta czy widok kochającej matki z córką na ulicy sprawi, że znowu ból pojawi się w Twoim sercu. To naturalne. Cały proces radzenia sobie ze stratą to często trzy kroki do przodu, a następnie dwa do tyłu. Nie martw się tym, żałoba jest jak fala, raz mniejsza, raz większa, raz Cię zalewa, kiedy indziej powoduje tylko kilka zmarszczek na gładkiej tafli wody. I płacząc nad matką, której nigdy nie miałaś pamiętaj: to nie Twoja wina, że tak się stało. Miałaś pecha, że urodziłaś się właśnie jej. Ale i ogromne szczęście, że zdołałaś się wyrwać.

Wiele Czytelniczek pyta, jak długo to potrwa. Tak długo, jak będzie Ci potrzeba. Nie ma żadnych wzorców. Tempo wychodzenia z żałoby to indywidualna sprawa. Moja żałoba wciąż trwa, po ponad roku Zero Kontaktu, choć jest już lżejsza. Nadal jednak bywają dni, że jest mi bardzo smutno, zwłaszcza, że straciłam w krótkim czasie oboje rodziców. Teraz jestem na wakacjach, mam dużo wolnego czasu. Jestem nad jeziorem, przypominają mi się chwile z dzieciństwa (dużo wyjeżdżaliśmy właśnie nad jeziora). Smutek chwilami całkowicie mnie zalewa.

Niejednokrotnie spotkasz się z dużą krytyką ze strony ludzi, którzy nie przeszli przez podobną stratę. Będą Cię potępiać za Twoją żałobę. Usłyszysz od nich, że się rozczulasz nad sobą, że innym też jest ciężko, że jesteś dorosła i powinnaś zająć się swoim życiem. Że to już było dawno, że to już przeszłość i powinnaś o niej zapomnieć, itd. itp. Inni będą mówić, że powinnaś się raczej cieszyć, że się już pozbyłaś tej toksycznej jędzy ze swojego życia. Owszem, będziesz się cieszyć z odzyskanej wolności, ale smutku będzie początkowo dużo więcej. Ambiwalencja jest naturalna w tej sytuacji. A dokładnie przebiegnie to tak, że zaraz po zerwaniu kontaktów z matką ogarnie Cię radość, euforia i poczucie dumy z siebie samej. Olbrzymia ulga. Ale nieuchronnie potem przyjdzie smutek i przez jakiś czas może nawet dominować. To naturalne. Nie dyskutuj z krytykantami, bo oni nie wiedzą co mówią. Nie tłumacz im się, to Twoje wybory i Twoja sprawa. Owszem, trzeba zająć się swoim życiem, ale bez etapu żałoby nie da się tego zrobić. Żałoba musi wybrzmieć w sposób naturalny. Jakby umarł Twój mąż, nikt by nie oczekiwał, że zostawisz przeszłość i pójdziesz naprzód. Tak samo umarła Twoja matka. Ta, którą mogłabyś mieć.

C. D. N.

8 komentarzy:

  1. Jesteś moim drogowskazem, jedynym światełkiem w tym tunelu. Dziękuję za każde słowo tutaj. Chłonę je, jak gąbka i czekam na nowe posty. Robisz dużo dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że blog Ci pomaga. W razie potrzeby pisz do mnie na priv. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Na Pani blog trafiłam szukając informacji nie odnośnie relacji z matką, ale teściową. Jak napisała osoba powyżej, chłonę każde słowo i przekazuję mężowi (na szczęście jesteśmy po tej samej stronie). Bardzo dziękuję za wyczerpujący wszystko-mający ;) opis problemu i porady. Wielkie chapeaux bas!

    A przy okazji, jeśli można, to polecam książkę "Urodziłam się o zmierzchu".

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam serdecznie i dziękuję za komentarz. Narcystycznym teściowym poświęcę jeszcze osobną notkę, ale wspominałam już o nich w notce Czym jest narcyzm - część 5. Z teściową jest jeszcze trudniej, bo uwielbia ona rozgrywać to jako dramat między trzema osobami - żoną, mężem i teściową, a zachowuje się przy tym, jak zazdrosna kochanka. Dziękuję za namiar na książkę. Na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od kilku miesięcy nie mam kontaktu z matką, przechodzę proces żałoby i zdrowienia. Ostatnio czuję, że mam już dość płaczu i smutku. Uwolniłam się w 70% od strasznego lęku, że moje życie zaraz się zawali. Zaczynam wierzyć, że zasługuje na szczęście. Moje emocje zeszły na zupełnie inny poziom przeżywania. Nie wpadam w doły ani w euforię. Przestałam bać się czuć spokój i równowagę. Zaczynam rozwalać sobie na stawianie granic. To wspaniałe odczucia, w wieku 34 lat po raz pierwszy zaczynam się czuć jak dorosła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszę komentarz pod tym wpisem, bo jestem na tym etapie zdrowienia, ale przeczytałam cały blog. To, że tutaj trafiłam - zupełnie przypadkiem zresztą, to niebywałe szczęście. Dzięki niemu dowidziałam się, że nie jestem wariatką, ale to co mnie dotyka jest nawet zbadane i ma swoją nazwę. Zaczęłam go czytać od opisów narcystycznej matki, wytrzeszczając oczy ze zdumienia, że czytam właśnie o mojej.
    Moja narcyza jest typem złośliwym i pochłaniającym. Ja byłam złotym dzieckiem, dopóki nie zaczęłam się usamodzielniać - stałam się wówczas kozłem ofiarnym. Prawdziwy spektakl w jej wykonaniu zaczął się, gdy wyjechałam na studia i trwa już 10 lat. W międzyczasie matka zdążyła stosować wszystkie możliwe szantaże - emocjonalne, finansowe, mieszkaniowe etc, zrywała sama ze mną kontakt, po czym wracała jak bumerang, śledząc mnie przez osoby trzecie (!) i ponownie wciągając. W międzyczasie wyszłam też za mąż - matka nienawidzi mojego męża, a ja byłam już nazwana wszystkimi określeniami dla panny lekkich obyczajów.
    Teraz, w dzień dziecka, po raz kolejny mi naubliżała (robiąc długi wywód dotyczący moje życia osobistego), po czym przestała się do mnie odzywać, by po tygodniu przysłać mi soczyste wiadomości przypieczętowane informacją o definitywnym zerwaniu ze mną kontaktów.
    Jestem dawno dorosła, mam trzydzieści lat, a naprawdę boję się tej kobiety - już sama wiadomość od niej powoduje u mnie reakcje fizyczne. Boję się, że napisze do mojego pracodawcy stek bzdur na mój temat (niestety wie gdzie pracuję) i że będzie mnie ciągać po sądach, a ja nie będę mieć na to finansów (z ojcem latami prowadzili sprawy w sądzie przeciwko sobie, a moja narcyza jest i bardzo mściwa i majętna) - ciągle się odgraża, że "są przepisy, które zmuszą mnie do opieki nad nią" (z tego co wiem, co najwyżej alimenty) i że ja "mam obowiązki względem niej". Dodam, że moja narcyza ma 60 lat i miewa się całkiem dobrze.
    Nie będę się więcej na jej temat rozpisywać, bo opis jej charakteru i tak jest przytoczony w blogu. Tak bardzo tylko chciałabym się od niej uwolnić, a jeszcze bardziej od lęku o swoją przyszłość i wyrzutów sumienia, że porzucę starą matkę...
    Ubolewam trochę, że wpisy na blogu się skończyły, ale rozumiem, że nie da się ciągnąć tematu w nieskończoność. Będę na pewno do nich jeszcze wracać, zwłaszcza przechodząc etapy uzdrowienia.
    Pozdrawiam i dziękuję serdecznie za wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Z uwagi na tematykę bloga i konieczność chronienia jego Czytelniczek i Czytelników przed emocjonalnymi nadużyciami, wszystkie komentarze będą moderowane.