Narcyza nie ma prawdziwego życia
psychicznego, bo jest zanurzona w iluzji na swój temat, nie ma
kontaktu ze swoimi prawdziwymi uczuciami. Szczególnie te negatywne
uczucia wypiera i projektuje na innych ludzi (przypisuje im negatywne
uczucia, które sama przeżywa, ale ich nie akceptuje i nie dopuszcza
do świadomości). W głębi duszy wie o tym, że to maska, czuje się
bezwartościowa, pusta i znudzona. To uczucie musi szybko
neutralizować. Narcyza nie lubi być sama ze sobą i mieć czas na
refleksję – dlatego też robi wszystko, by wokół się dużo
działo i wszystko to kręciło się wokół niej. Dla zamieszania
odwracającego uwagę od jej wewnętrznej pustki jest gotowa
prowokować awantury, bójki i wypadki. Z chęcią podczepi się pod
cudze nieszczęście, naturalną katastrofę czy konflikt społeczny,
bo czuje wtedy, że znajduje się w centrum uwagi. Jest mistrzynią
przechwytywania uwagi. To Twoja narcystyczna matka będzie gwiazdą
na Twoim weselu, a na pogrzebie Twojego męża demonstracyjnie
zemdleje, żeby nikt nie zapomniał, kto tu jest najważniejszy. Nie
znosi refleksji również u innych – pogardza tym, jako pustym
filozofowaniem. Nie pozwala nawet na chwilę oddechu swoim dzieciom,
wciąż wynajduje im nowe zajęcia koło siebie, aby nie miały czasu
ani sił, by zastanowić się nad swoim życiem.
Narcyza jest zaabsorbowana marzeniami o
własnej wielkości, fantazjami o władzy, idealnej miłości,
idealnej pracy itd. Przy tym nigdy z tego nie wyrasta jak zdrowi
ludzie, ani nie urealnia swoich marzeń. Wciąż sądzi, że czeka ją
cudowna, wspaniała przyszłość, nie przyjmuje do wiadomości
swojego wieku ani żadnych realnych ograniczeń. Skupia całą swoją
energię na tworzeniu wizerunku swojego sukcesu. Jest nadęta,
pretensjonalna i przekonana o swojej wyjątkowości. Media
społecznościowe są dla niej idealną pożywką. Uważa się za
kogoś lepszego od innych, uprawnionego do szczególnego traktowania,
mającego więcej praw od innych. Ludzie to dla niej szara masa
pozbawiona indywidualnej wartości, przedmioty użycia, środki do
celu.
Narcyza uważa, że jej potrzeby są
najważniejsze i całe otoczenie musi się skupić na ich
zaspokajaniu. Od maleńkości swoich dzieci, daje im jasno do
zrozumienia, że mają za zadanie spełniać wszelkie jej potrzeby, także emocjonalne.
Już małe dzieci narcystycznej matki podejmują się zadań ponad ich
wiek i siły, zamieniając się rolami z rodzicielką. Proces ten
psychologia nazywa parentyfikacją. W rodzinnym domu prałam,
sprzątałam i gotowałam na pełen etat jeszcze w szkole
podstawowej. To moim zadaniem było doprowadzenie, by w sztok pijany
ojciec zechciał położyć się do łóżka, a nie zasypiał w
fotelu. To moją odpowiedzialnością było poprawić humor matce,
jeśli miała zły dzień w pracy, itp. Byłam odpowiedzialna
za opiekę nad nią, moje potrzeby się nie liczyły.
Narcyzi unikają
dorastania, wszelkich wymagań (są emocjonalnymi trzylatkami), nie
podejmują obowiązków i odpowiedzialności dorosłych ludzi. Kiedy
wyprowadziłam się z rodzinnego domu i matka utraciła możliwość
dalszego wykorzystywania mnie, stała się dorosłym, ale bezradnym "dzieckiem" mojego ojca.
Dodam, że była zdrowa i sprawna, w przeciwieństwie do niego. Pasożytowała na nim, wykorzystując go bezwstydnie do załatwiania
wszelkich swoich życiowych spraw, aż do jego śmierci.
Samodzielnie nie wiązała sobie nawet butów. On jednak był dorosłym mężczyzną, który sam wybrał swój los (choć uważam, że był tak zmanipulowany, że trudno tu mówić o w pełni świadomym i wolnym wyborze), ja byłam bezbronną, małą dziewczynką, na której barki złożono wielki ciężar.
Jeśli Twoja matka jest leniwą, nieporadną osobą, która nie podejmuje odpowiedzialności za siebie, unika obowiązków, koncentruje się na serialach, plotkach, obmawianiu i spiskowaniu, oczekuje, że będziesz się nią opiekowała jak dzieckiem, zachowuje się jakby była niedołężną staruszką, kiedy jest jeszcze w sile wieku, prawdopodobnie masz do czynienia z osobą narcystyczną. Uważaj, byś nie stała się jej niewolnicą.
C. D. N.
Donma, opisałaś narcystyczną matkę w tych 8 postach tak dokładnie, tak trafnie! wszystkie kluczowe rzeczy...
OdpowiedzUsuńBoże, gdybym przed laty wiedziała, że to narcystyczne zaburzenie osobowości, że oni się nie zmieniają, że równie dobrze mogłabym próbować nawiązać porozumienie z walcem drogowym...
od 10 roku życia czekałam na uwolnienie od niej. zajęło to 20 lat. była we mnie wczepiona nawet gdy wyszłam za mąż i wyprowadziłam się. niedługo potem zmarł mój ojciec, którym gardziła, którego poniżała przy wszystkich (pomijając już fakt, że miała innego "ukochanego" na boku). w momencie, kiedy zmarł, w jednej sekundzie przedzierzgnęła się w bolejącą wdowę, która zaczęła go gloryfikować, na pogrzebie odstawiła cyrk ze szlochami i histerycznym rzucaniem się na grób, nie wierzyłam własnym oczom i uszom. zażądała mojej opieki nad nią, jako "biedna wdowa" i "schorowana staruszka" - miała wtedy 59 lat i końskie zdrowie (nic jej nie było, chociaż piła ostro od ponad 30 lat). moje codzienne telefony (po których zawsze byłam wydrenowana i roztrzęsiona) oraz wizyty co kilka dni nie wystarczaly. zaczęła rozpowiadać swojej rodzinie, swojej "świcie", znajomym, sąsiadkom, współpracownikom, że ja postanowiłam oddać ją do domu starców (????), a ona tego nie zniesie, więc woli wykończyć się sama, skoro dziecko ją tak potraktowało (????).
oczywiście o żadnym domu starców nigdy nie było mowy, matka była w sile wieku, a ja latałam do niej na każde skinienie, wewnętrznie odchorowując każdą wizytę. co 2 tygodnie musieliśmy z mężem wozić ją do jej rodziny (jej matka i siostra były takie same), po każdej takiej wizycie mieliśmy wrażenie, jakby ktoś nas "kijem obił" (określenie męża).
w odwecie za to, że nie wróciłam do niej, żeby się nią zajmować, poinformowała mnie, że postanowiła się zapić, żeby mnie ukarać. i zrobiła to. zajęło jej to 5 lat. a ja, nie mając pojęcia, że powinnam się ratować (że mam prawo się ratować), przez tych 5 obłąkanych lat próbowałam ratować ją. nie mam siły opisywać, co się działo. stawałam na uszach, szpitale, konsultacje, załatwienie odwyku, leków dla ratowania tego, co niszczyła alkoholem, błaganie na sali przyjęć, żeby przyjęli ją po raz n-ty do szpitala, tak, wiem, jaką ma historię choroby, tak, wiem, ona marnuje rezultaty Waszego leczenia, ale proszę, przyjmijcie ją jeszcze raz... i jej nieustanna złość na mnie, że wciąż nie chcę z nią zamieszkać i poświęcać jej całego mojego czasu (poświęcałam go zaledwie co drugi lub trzeci dzień, a to przecież za mało, powinnam codziennie), naciski jej wysłanników, żebym zostawiła męża i zamieszkała z matką... moja nadzieja, kiedy był już koniec, że ona wreszcie się ze mną pogodzi, że zaakceptuje, że jestem sobą, a nie nią, że da mi prawo do bycia mną, a nie jej klonem... nie doczekałam się. matka umarła, wściekła na mnie, jej rodzina całą winą za jej śmierć obarczyła mnie, zostałam potępiona w czambuł - jakbym niemalże wlewała w nią ten alkohol przemocą i udusiła ją gołymi rękami...
a ja przez kilkanaście lat myślałam, że gdybym się jakoś lepiej postarała, znalazła właściwy sposób, właściwe słowa, to dotarłabym do niej i chociaż to ostatnie pojednanie by się udało, jeden moment zrozumienia i miłości... cdn
cd.
OdpowiedzUsuńprzeszłam trzy psychoterapie, w tym jedną długoterminową i chociaż zrozumiałam, że jednak nie jestem "egoistycznym potworem", to cały czas sądziłam, że mogło się udać, gdybym tylko zrobiła coś inaczej! że była szansa, ale mi się nie udało... no ale przecież mnie "nigdy nic się nie udaje"
świadomość, że porozumienie z rozzłoszczoną, zawziętą, pełną pogardy dla wszystkich narcystyczną matką było niemożliwe, jest wyzwalająca.
jak napisałam - to tak, jakbym chciała dogadać się z walcem drogowym.
nareszcie pozbywam się ciężaru, że zawiniłam, że mogłam coś zrobić lepiej i zdobyć choć na chwilę życzliwość mojej matki, chociaż przez ten ostatni moment poczuć się z nią bezpiecznie, a nie tak, jakby ktoś wbijał mi ostrze w brzuch i powoli nim obracał.
czytając teraz podobne historie w internecie, po raz pierwszy widzę, że nie jestem sama. Jezu. po raz pierwszy czytam, że nie mogłam nic zrobić, że nie jestem niczemu winna. nie jestem odpowiedzialna za to, że matka mnie nie kochała. Jezu. gdybym wiedziała to trzydzieści lat temu...
K.
Droga K. witaj i dziękuję za komentarz. Ogromnie się cieszę, że poczułaś ulgę. Tak, jest nas więcej, więcej córek narcystycznych matek, które przez lata myślały, że to wszystko ich wina. Nie mogłaś nic zrobić, by wydostać się z tej matni. Twoja matka nie żyje - na Twoje szczęście. Wiele z nas nadal walczy o siebie, narcystyczna matka, póki żyje, jest zagrożeniem dla córki. Sama odetchnę pełną piersią dopiero po jej śmierci.
OdpowiedzUsuńTo, co zrobiła Ci Twoja matka, to było agresywne samobójstwo, dokonane raty. Niektóre z nas przeżyły samobójstwo narcystycznej matki - ostatni akt agresji przeciwko córce. To ostatnia instancja, desperacki akt zemsty i chęci kontrolowania córki nawet po swojej śmierci, poprzez wyrzuty sumienia, poczucie odpowiedzialności. Jedna z najpodlejszych rzeczy, jakie można jej zrobić. Pamiętaj, nie jesteś odpowiedzialna za śmierć matki. To był jej świadomy wybór. Zrobiłaś co mogłaś, a ona nigdy nie chciała od Ciebie pomocy. Chciała Cię zmusić do posłuszeństwa, a jak już tego nie mogła, to jak najdokładniej Cię zniszczyć. Ale nie udało jej się. Żyjesz i jesteś wolna. Mam nadzieję, że uda Ci się odbudować po tym wszystkim. Będę jeszcze pisać o zdrowieniu.
Jestem mężem córki narcystycznej matki. Przez 14 lat odkąd ją poznałem, nigdy nie przeciwstawiłem się teściowej. Mimo, że powodów było mnóstwo w tym czasie. Trochę ze strachu przed nią. Przeciwstawiała się jej wielokrotnie moja żona. Ja się jej bałem, nie do końca też uświadamiałem jak groźna i nieobliczalna może być osoba z narcystycznym zaburzeniem osobowości. Żona jest psychologiem, wielokrotnie, powtarzała, że jej mama ma narcystyczne zaburzenie osobowości. Jednak dopiero ten blog otworzył mi oczy na wiele kwestii. Od kilku tygodni w sobotnie wieczory, gdy nasza córka już zaśnie, czytamy po 1-2 posty i rozmawiamy. Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy jeździć do teściów na święta, także na inne uroczystości, źle się tam czujemy, nikt nie zwraca na nas uwagi, na szczęście mieszkamy od nich 200 km.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
freiwiederwind
Hej,
OdpowiedzUsuńo tym ze moja mama ma zaburzenia narcystyczne dowiedzialam sie 2 dni temu na swojej szóstej sesji terapeutycznej, zaczelam na nia chodzic bo myslalam ze cos ze mnie do konca halo. Pracuje ze swoja matką, cale szczescie nie na codzien, ale mysle ze po tym co przeczytalam do tej pory to wiesz jaki to dramat. Ja mam 33 lata i przez cale zycie myslalam ze tak poprostu jest, taka ona jest i tak ma wiekszosc polskich rodzin, ze ja sie poprostu nie moge dostosowac.
Ale nie dlatego komentuje, piszesz o matce ktora nic nie robila, polegala ze wszystkim na innych i nic nie osiagnela sama. Moja matka jest kompletnym przeciwienstwem. Ma ogromny biznes i 150 ludzi pod sobą. Oczywiscie wysluguje sie wszystkimi jak ksiezna, a pozniej glosno chodzi i mowi ze nikogo do niczego nie potrzebuje i ze to ona sama do wszystkiego doszla, ale zastanawiam sie czy ta cecha o ktorej piszesz, moze nie miec zastosowania u mojej mamy.
i kolejne pytanie, co ze mna? czy tez jestem zeswirowana jezeli widze podobne cechy u siebie? wydaje mi sie ze jestem empatyczna ale jezeli chodzi o kontakty to nie mam bliskich przyjaciol i zawsze moje znajomosci szybko sie urywaly jakbym ich juz nie potrzebowala. jak ty mialas ze swoim partnerem.